Ukraina. Przewodnik historyczny. Sławomir Koper. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sławomir Koper
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: История
Год издания: 0
isbn: 9788311123113
Скачать книгу
polskiego rozszerzać, czynić wolą, że gdy za zlitowaniem Syna Twego otrzymam wiktorię nad Szwedem, będę się starał, aby rocznica w państwie mym odprawiała się solennie do skończenia świata rozpamiętywaniem łaski boskiej i Twojej, Panno Przeczysta!

      Tu znów przerwał i klęknął. W kościele uczynił się szmer, lecz głos królewski wnet go uciszył i choć drżał teraz skruchą, wzruszeniem, tak dalej mówił jeszcze donośniej:

      – A że z wielkim żalem serca mego uznaję, dla jęczenia w opresji ubogiego pospólstwa oraczów, przez żołnierstwo uciemiężonego, od Boga mego sprawiedliwą karę przez siedem lat w królestwie moim różnymi plagami trapiącą nad wszystkich ponoszę, obowiązuję się, iż po uczynionym pokoju starać się będę ze stanami Rzeczypospolitej usilnie, ażeby odtąd utrapione pospólstwo wolne było od wszelkiego okrucieństwa, w czym, Matko Miłosierdzia, Królowo i Pani moja, jakoś mnie natchnęła do uczynienia tego wotum, abyś łaską miłosierdzia u Syna Twego uprosiła mi pomoc do wypełnienia tego, co obiecuję.

      Słuchało tych słów królewskich duchowieństwo, senatorowie, szlachta, gmin. Wielki płacz rozległ się w kościele, który naprzód w chłopskich piersiach się zerwał i z onych wybuchnął, a potem stał się powszechny. Wszyscy wyciągnęli ręce ku niebu, rozpłakane głosy powtarzały: »Amen! amen! amen!«, na świadectwo, że swoje uczucia i swoje wota ze ślubem królewskim łączą. Uniesienie ogarnęło serca i zbratały się w tej chwili w miłości dla Rzeczypospolitej i jej Patronki. Za czym radość niepojęta jako czysty płomień rozpaliła się na twarzach, bo w całym tym kościele nie było nikogo, kto by jeszcze wątpił, że Bóg Szwedów pogrąży” [6].

      Pan Bóg Szwedów pogrążył, a Jan Kazimierz słowa nie dotrzymał. Nie on pierwszy i nie ostatni z władców Polski…

      Nawy boczne otaczają kaplice, z których najpiękniejsza jest renesansowa kaplica Kampianów (pierwsza po lewej stronie od wejścia). Przebudowana w latach 1619-1626 z przeznaczeniem na mauzoleum bogatego patrycjuszowskiego rodu, przyciąga uwagę wspaniałą dekoracją rzeźbiarską. Postaciom świętych Piotra i Pawła z czerwonego marmuru nadano rysy twarzy Pawła i Marcina Kampianów, a jak często w takich wypadkach bywało, droga od wywyższenia do upadku rodu okazała się dość krótka.

      Rodzina pochodziła z Koniecpola w okolicach Częstochowy. W połowie XVI wieku we Lwowie osiedlił się Paweł Kampian – znany lekarz i przedsiębiorca. Szybko dorobił się ogromnego majątku, a ukoronowaniem jego kariery było stanowisko burmistrza. Skutecznie pomnażał majątek, udzielał nawet miastu pożyczek pod zastaw młynów miejskich. Jego syn Marcin także został burmistrzem i rozwinął system pożyczek dla miasta do granic absurdu, przejmując znaczną część gruntów miejskich. Bezkarnie łupił Lwów i jego mieszkańców, nie gardząc nawet takimi zyskami, jak kafle z pieców, ule czy drzewa owocowe przesadzane do własnych sadów. Co tu zresztą mówić o ulach czy drzewach, skoro Marcin Kampian zatrzymywał nawet zużyte siekiery i nakazywał przerabiać je na zawiasy do drzwi we własnych budynkach. W efekcie skomplikowanego procesu sądowego został ostatecznie odsunięty od władzy i pozbawiony praw miejskich. Niebawem zmarł, a jego syn stanął przed kolejnym problemem. Do miasta przybyli wysłannicy hetmana Koniecpolskiego, żądając wydania całego majątku rodziny – podobno Kampianowie pochodzili od pańszczyźnianego chłopa zbiegłego z dóbr hetmana. Jan Chryzostom (syn Marcina) musiał okupić się ogromną kwotą (trzykrotnie przewyższającą słynną pożyczkę pod zastaw młynów), a rodzina nie powróciła już do dawnego znaczenia.

      Kaplica Kampianów (fot. roweromaniak)

      Pomnik Mickiewicza

      Tuż przy katedrze zachował się jeden z najcenniejszych zabytków Lwowa – kaplica Boimów. To prawdziwa perła architektury, fantastyczny przykład manieryzmu (późnego renesansu), wybudowana w latach 1609-1615 na zamówienie zamożnych sukienników Jerzego i Pawła Boimów. Przepiękna dekoracja rzeźbiarska fasady zapowiada cudowne wnętrze i na pewno nikt tam nie dozna zawodu: bogato rzeźbiony ołtarz i wspaniałe wyobrażenia proroków, ojców Kościoła i aniołów w kopule (36 kasetonów). Szkoda tylko, że kaplica jest udostępniana turystom wyjątkowo nieregularnie, a w sezonie zimowym oficjalnie pozostaje zamknięta. Ale niewielka opłata (kilka hrywien) spowoduje, że będzie można ją zwiedzić. Należy tylko powędrować do Lwowskiej Galerii Sztuki przy Stefanyka 3, a w sezonie również na miejscu można znaleźć kogoś z kluczem.

      Kaplica Boimów

      W niewielkiej odległości od katedry, na placu Mickiewicza, wznosi się pomnik wieszcza przewyższający znacznie popularnością monumenty z Warszawy czy Krakowa. Autorem pomnika był Antoni Popiel – dzieło odsłonięto w 1904 roku. Niegdyś uważano to miejsce za centralny punkt miasta i trudno byłoby chyba znaleźć zakochaną lwowską parę, która nie umawiała się tutaj. Obecnie chętnie fotografują się pod pomnikiem turyści, bez względu na narodowość, a ułatwia to brak łańcuchów zdemontowanych po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę. Monument przetrwał wszystkie zawirowania historii XX stulecia i nigdy nie został usunięty ani zniszczony, i stoi w tym samym miejscu od ponad stu lat.

      Inną atrakcją okolicy jest „główny mebel w salonie miasta” – charakterystyczną fasadę hotelu George (Żorż) łatwo można zlokalizować na skraju placu. Swój obecny wygląd budowla zawdzięcza przebudowie z 1901 roku w duchu wiedeńskiej secesji. Liczba znanych osób, które zatrzymywały się w hotelu, jest niezwykle długa i chyba tylko warszawski Bristol mógłby się z nim równać. Kto tu nie nocował? Balzak, Liszt, Paganini, Bem, Piłsudski, Franciszek Józef I, Ravel, Sartre. Z balkonu hotelu swoim zwyczajem śpiewał zebranym lwowianom Kiepura podczas triumfalnej wizyty w mieście.

      W hotelu zatrzymał się niegdyś szach perski, ale najwięcej zamieszania uczynił pewien sprytny oszust podający się za następcę tronu jednego z indyjskich księstw. Salomon Justyn Balsamin (tak się przedstawiał) pojawił się w mieście latem 1815 roku, opowiadając, że zbiegł z rosyjskiej niewoli. Moskale mieli go obedrzeć z kosztowności, strojów i służby, zatem łaskawie przyjął pomoc lwowskich mieszczan. Rezydował w hotelu, pożyczał pieniądze ile się dało i od kogo się dało, opowiadał, iż czeka na transport złota od swojego ojca – króla Arakanu. W zamian za utrzymanie oszust nadawał ordery: „Białego Słonia”, „Złego Tygrysa” i tym podobne o abstrakcyjnych nazwach. Kiedy jego długi sięgnęły niebotycznych rozmiarów, zniknął z dnia na dzień i do dzisiaj nie ustalono, kim był naprawdę.

      Prospekt Swobody od placu Mickiewicza do ulicy Łesi Ukrainki to tzw. Wały Hetmańskie – teren po wyburzonych średniowiecznych murach miejskich. W Krakowie na miejscu dawnych fortyfikacji zlokalizowano Planty, a we Lwowie dwa reprezentacyjne bulwary miasta (od strony wschodniej Wały Gubernatorskie – ulica Pidvalna). Do schyłku XIX stulecia środkiem obecnego prospektu płynęła rzeczka Pełtew, ale zamurowano ją ze względów higienicznych, zamieniła się bowiem w cuchnący ściek, co groziło wybuchem epidemii, o wątpliwych walorach estetycznych nie wspominając. Prospekt dzisiaj jest jedną z wizytówek miasta, a w dni wolne od pracy (i przy dobrej pogodzie) zamienia się w wielki salon gry w szachy i warcaby. Dziesiątki mężczyzn pochylonych nad planszami sprawia wrażenie dobrze zadomowionych. Przypuszczam, że od lat zajmują te same ławki przy chodnikach łączących obie ulice bulwaru.

      Prospekt Swobody zamyka od północy budynek Teatru Wielkiego, czyli Państwowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu imienia Iwana Franki. Gmach zbudowano w latach 1897-1900 według projektu Zygmunta Gorgolewskiego. Budowla do dzisiaj oszałamia przepychem: bogato zdobiona fasada, zwieńczona uskrzydlonymi postaciami Dramatu i Muzyki, z Geniuszem w środku. Monumentalną lodżię ponad portalem flankują alegorie Komedii i Tragedii oraz tympanon z rzeźbami Antoniego Popiela.

      Początki działalności zawodowego teatru we Lwowie sięgają sierpnia 1794 roku,