Czarne złoto. Michał Potocki. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Michał Potocki
Издательство: PDW
Серия: Reportaż
Жанр произведения: Языкознание
Год издания: 0
isbn: 9788381910231
Скачать книгу
powinni pamiętać, że od ich pracy zależy los głównych centrów przemysłowych kraju socjalizmu. My, komsomolcy, na donbaski front! Idą przodowi! Idą entuzjaści! Metal idzie! Węgiel idzie! Donbas idzie z ofensywą!” – mówi lektor.

      Entuzjazm. Symfonia Donbasu był dla radzieckiego kina tym, czym Triumf woli Leni Riefenstahl dla III Rzeszy. Zagłębie stanowiło przecież najważniejsze źródło węgla dla całego ZSRR. W 1932 roku na Donbas przypadało 70 procent sowieckiego wydobycia. „Dlatego właśnie Komsomoł Ukrainy proklamował węglowy pochód i dziesięć tysięcy ufnych komsomolców prze na podziemne forpoczty industrializacji […]. Zgodnie z myślą leninowską, w każdym wielkim zadaniu postawionym przez partię Komsomoł musi się stać inicjatywną grupą uderzeniową. Przynosząc wzmocnienie węglowemu Donbasowi, stajemy się uderzeniowym zagonem wykonującym najważniejsze zadanie naszej epoki – wykonującym socjalistyczną pięciolatkę w cztery lata” – pisali w broszurze Na zakłyk Donbasu [Na wezwanie Donbasu] z 1930 roku komsomolscy korespondenci Ołeksandr Bułhakow i Iwan Martynow.

      Moskwa wątpiła w lojalność Donbasu także dlatego, że w przeddzień październikowego przewrotu bolszewicy zdobywali tu w wyborach raptem trzecią część głosów. Szpiegowska paranoja, która stopniowo ogarniała cały ZSRR, przetrzebiła szeregi pracowników, ale katastrofa demograficzna to przede wszystkim efekt wywołanego sztucznie Wielkiego Głodu lat 1932–1933. W obwodzie ługańskim ubytek ludności przekroczył 25 procent, w rostowskim zbliżał się do tej granicy, a w donieckim wynosił ponad 15 procent. Pod koniec lat trzydziestych w niektórych szkołach Doniecczyzny nie uruchomiono pierwszych klas – brakowało dzieci.

      Na Donbas ściągano tymczasem robotników z całego Związku. Bułhakow i Martynow relacjonowali przyjazd zwerbowanych na stację w mieście Antracyt:

      – Wiemy, po co tu przyjechaliśmy, nie odstąpimy, Komsomoł spod czerwonego sztandaru był i będzie w awangardzie wszystkich frontów – mówi ochotnik Jelczenko.

      Przemieszały się kolumny przyjezdnych z tymi, którzy ich witali. Poszli do nowych koszar.

      – Dzisiaj odpocząć… Jutro kopalnia… przodek… żelosko… […] Zważywszy, że przychodzą do nas komsomolcy, którzy nie potrafią pracować na kopalni, my, starzy przodowi kopalni Swoboda, zobowiązujemy się nauczyć zmobilizowanych komsomolców. Pomożemy im przyzwyczaić się do górniczego życia, stworzymy im życzliwą atmosferę i zrobimy z nich dobrych, wykwalifikowanych przodowych.

      Do Zagłębia chętnie przyjeżdżali ci, którzy i tak musieli szukać sobie miejsca w życiu – rozkułaczeni i kolektywizowani rolnicy, duchowni, wreszcie liszeńcy, czyli osoby pozbawione praw publicznych na przykład za niewłaściwe pochodzenie. W tym sensie Donbas, znów niczym amerykański Dziki Zachód, wiązał się z obietnicą pewnego zakresu swobody, a nawet romantyki. „Kto miał powód, by uciekać, wierzył, że może znaleźć schronienie na Donbasie” – pisze Kuromiya.

      Oficjalny dokument podawał, że w kopalni Czubarskiej pod koniec lat dwudziestych XX wieku 28 procent robotników stanowiły „elementy antyradzieckie: dawni oficerowie, żandarmi i in. wszelka swołocz”. Inni jechali tu mniej chętnie. Dla kogoś od pokoleń przywiązanego do prac rolnych decyzja nie była łatwa, nawet jeśli werbowano pod mniejszym bądź większym przymusem. A jeżeli już ktoś się zdecydował, złe warunki – albo chęć zmylenia tropów – sprawiały, że natychmiast zaczynał się rozglądać za innym zatrudnieniem. W 1930 roku statystyczny doniecki górnik zmieniał pracę średnio trzy razy w roku.

      Bułhakow i Martynow relacjonowali:

      Pracę donbaskich kopalń niebywale podkopuje niesłychana płynność robotników. Więcej niż połowa górników przyszła ze wsi, jest silnie związana z gospodarstwem wiejskim. Latem w kopalniach pracują niepełne kadry. Robotnicy rolni przynoszą na kopalnie nastroje właścicielskie, a czasem po prostu kułackie. Często, sezonowo, do kopalń przyłazi otwarty wróg klasowy […]. Na parkanach, na ścianach wiszą skrawki papieru. Czyjaś „nieznana” ręka wyryła niezgrabne litery:

      OGŁOSZENIE

      Obywatele chłopi, nie puszczajcie swoich synów na Donbas, nie oddawajcie w kwitnących latach na zgubę, a kto odda, pożałuje potem, choć za późno będzie.

      Wasz życzliwy

      Wieczorem na zebraniu sekretarz ośrodka Komsomołu na faktach i przykładach naświetlił prawdziwą sytuację kopalń. Opowiedział, dlaczego i po co ta mobilizacja. „Kułak próbuje grać na ojcowskich i matczynych uczuciach. Wiemy już, czym są brudne plotki o Donbasie. To wynalazek wroga klasowego, nasi bracia go nie wesprą, trafi na taki sam opór, na jaki trafiał dotąd […]” [– mówił sekretarz].

      Powszechnym problemem, z którym ZSRR nigdy sobie nie poradził, była niska wydajność kopalń. Nie pomagał powszechny strach ich kierowników, który blokował innowacje. Problem nabrzmiewał, gdy gwiazda na szczycie wieży szybowej przestawała świecić na czerwono. To oznaczało, że zakład nie wykonuje planu.

      – W te dni, gdy gwiazda na wieży nie wschodziła, my, młodzi, często rezygnowaliśmy z tańców i szliśmy na odsiecz niedomagającym – wspominał w 1972 roku Trofim Owczarow, były górnik ze Śnieżnego, w rozmowie z radzieckimi dziennikarzami.

      „Odstajemy od przodujących państw na 50–100 lat. Powinniśmy przebiec ten dystans w 10 lat. Albo to zrobimy, albo nas zmiotą” – pisał w 1931 roku Stalin.

      „Zagłębie Donieckie to baza industrializacji kraju. Wszystkie niedostatki pracy węglowego Donbasu odbijają się na tempie industrializacji Związku Radzieckiego” – czytamy w jednym z postanowień partii.

      Stawiano na mechanizację, która nastąpiła tu wcześniej niż w Polsce.

      „Proponuję nadać kombajnowi honorowe imię Donbas. Maszyna bez imienia to jak człowiek bez dowodu” – mówił jeden z bohaterów filmu Donieccy górnicy.

      „Maszyna nie dziewczyna, nie trzeba jej wyznawać miłości” – zastrzegał inny.

      Odpowiedzią na problemy z wydajnością miało się też stać współzawodnictwo w pracy. Propaganda podkreślająca znaczenie podkręcania norm w poszczególnych zakładach produkcyjnych dla budowy komunizmu rozlała się po całym kraju. Rywalizowały zmiany, kopalnie, a nawet całe regiony, jak Donbas z Azerbejdżanem. Tylko w latach 1935–1940 wydano 4600 książek i broszur na ten temat, w większości biografii bohaterów ruchu stachanowskiego. Jego pierwowzorem był Aleksiej Stachanow, który przyjechał z rodzinnej Rosji do Kadijewki w dzisiejszym obwodzie ługańskim, bo chciał zarobić na „takiego konia siwego jabłkowitego, jakiego miał nasz pan”.

      2 września 1935 roku „Prawda” opublikowała krótki artykuł pod tytułem Riekord zabojszczika Stachanowa [Rekord przodowego Stachanowa]: „Stalino, 1 września (kor. »Prawdy«). Kadijewski przodowy kopalni Centralna-Irmino tow. Stachanow, upamiętniając 21. rocznicę Międzynarodowego Dnia Młodzieży, ustanowił nowy ogólnozwiązkowy rekord pracy górniczej na przodku. Podczas sześciogodzinnej zmiany Stachanow dał 102 tony węgla, co stanowiło 10 procent dobowej wydobycia kopalni, i zarobił 200 rubli. Tow. Stachanow wyprzedził niepokonanych do tej pory mistrzów węgla: Hryszyna, Swirydowa, Muraszkę”.

      Hagiografię górnika z Kadijewki, który w ciągu jednej zmiany młotem udarowym wyrąbał niemal dwa wagony antracytu, napisał dziennikarz „Prawdy” Siemion Gierszbierg. Autor Stachanowa i stachanowców – jak czytamy na okładce – „maluje przekonujące psychologicznie portrety Stachanowa i jego przyjaciół” i „z dokumentalną dokładnością przedstawia rolę Partii Komunistycznej w kierowaniu współzawodnictwem”.

      Inicjatorem rekordu miał być szef kopalnianych struktur partyjnych Kostiantyn Petrow. Niektóre wątki kojarzą się z przygodami północnokoreańskiej dynastii Kimów, których narodzinom, jak wiadomo, towarzyszyły ptaki śpiewające ludzkim głosem. Jak pisze Gierszbierg,