Taki sposób nazywania miast sprawiał, że nowe tabliczki stawiano często wtedy, gdy zmieniała się rzeczywistość polityczna. I tak między Juzowką a Donieckiem było Stalino, Ługańsk na cześć marszałka Klimienta Woroszyłowa dwukrotnie był Woroszyłowgradem, a najwięcej chyba zmian nazwy przeszedł dzisiejszy Dniepr – za czasów carskich Jekaterynosław, potem krótko Noworosyjsk i Siczesław, wreszcie Dniepropetrowsk od lidera ukraińskich komunistów Hryhorija Petrowskiego. W 2016 roku Ukraina przeprowadziła dekomunizację nazw miejscowości. Ale i tu jest zastrzeżenie: zmiany nie weszły w życie na obszarach kontrolowanych przez Doniecką i Ługańską Republiki Ludowe.
Jak pisali w 1881 roku autorzy Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, „w ostatnich latach powstała w powiatach bachmuckim i sławiano-serbskim eksploatacya węgla kamiennego i antracytu, rozwijająca się coraz bardziej, a która dla braku lasów i rozpowszechnienia żeglugi na morzu Azowskiem stanie się z czasem jedną z najważniejszych przemysłu krajowego gałęzi. R. 1860 wydobyło się węgla kamiennego w zarządzie górniczym pudów 350000, antracytu pud. 30000; w powiecie bachmuckim węgla kamiennego pudów 275000, w powiecie sławiano-serbskim węgla kamiennego pudów 175000 i antracytu pud. 10000”.
W 1914 roku na Donbasie działało 1200 kopalń, w których 168 tysięcy górników wykopało w sumie 25 milionów ton węgla. Aż 70 procent wydobycia przypadało na firmy z kapitałem zagranicznym; dominował francuski i belgijski. Belgowie nazywali te obszary „białym Kongiem”. Warunki pracy i życia były na nich fatalne. Właściciele kopalń, choć sami opływali w bogactwa, nieszczególnie dbali o swoich pracowników. W kopalniach pracowano po dwanaście godzin na dobę bez przerwy na odpoczynek. W ostatniej pięciolatce XIX wieku zginęło w sumie 1288 górników. Jak pisze w książce Dykyj Schid [Dziki Wschód] Maksym Wichrow, w latach 1906–1913 na każdy tysiąc pracowników kopalń 329 doznało obrażeń w wyniku wypadków.
W tamtych czasach nielegalne wydobycie polegało na czymś innym niż dziś. W maju 1914 roku „Donieckaja żyzń” meldowała z Bachmutu, że „zgodnie z poleceniem gubernatora ziemskiego naczelnik 9 komisariatu zamknął pięćdziesiąt sześć chłopskich kopalń węglowych”. „Za motyw zamknięcia kopalń posłużyła ta okoliczność, że kopalnie te jakoby tylko nominalnie należą do osób uprawnionych, a w rzeczywistości są wynajmowane Żydom” – czytamy w źródle.
W większości górniczych osad drogi były wyłącznie gruntowe. „Ulica była niewybrukowana i tak zalana błotem, że po prostu w nim zatonąłem. Długo brodziłem i wreszcie, pomagając sobie rękami, wypłynąłem z tego błota” – opisywał mienszewicki działacz Heorhij Denik swoją wizytę w Juzowce.
Robotnicy często żyli w ziemiankach pozbawionych okien, których podłogi czasem były pokryte deskami, a czasem nie było nic poza gołą ziemią. Tylko niektóre firmy inwestowały w bałagany, długie murowane baraki. Gdy wybuchła I wojna światowa, 40 procent donieckich górników mieszkało wciąż w ziemiankach w fatalnych warunkach sanitarnych. Wielu robotników – jak pisze Marta Studenna-Skrukwa – pochodziło ze wsi i nie było przyzwyczajonych do gotowania wody pitnej. Ponieważ woda z rzek na prowincji różniła się pod względem czystości od brudnej wody miejskiej, regularnie wybuchały epidemie cholery.
Nastroje były złe, ale protesty tłumiono siłą, a ich inicjatorów bito, a nawet skazywano na śmierć. Na tle ogólnej frustracji w Juzowce w 1892 roku wybuchł bunt cholerowy, a w 1905 roku doszło do pogromu Żydów. W tym samym roku rozpoczęło się powstanie w Gorłówce po tym, jak górnikom skrócono niemal o połowę dzień pracy (a więc i obcięto dniówkę), bo państwo rezygnowało z zamówień, by zaoszczędzone ruble przekazać przegrywającej wojnę z Japonią armii.
Wtedy, w dniach rewolucji 1905 roku, Donbas po raz pierwszy utracił wiarę w autorytet władzy – w tym przypadku cara Mikołaja II. Słowianie śpiewali „Ot Warszawy do Ałtaja niet durnieje Nikołaja” [Od Warszawy do Ałtaju nie ma głupszych niż Mikołaj], a Żydzi „Kozakn, żandarmen, arop fun di ferd, der rusiszer kejser ligt szojn in dr’erd” [Kozacy, żandarmi, zsiadajcie z koni, rosyjski cesarz leży już w ziemi]. Wkrótce miała wybuchnąć wielka wojna, która w Rosji zakończyła się przewrotem bolszewickim. Jego lider Władimir Lenin mawiał, że „węgiel to prawdziwy chleb dla przemysłu”.
Wojna – najpierw światowa, a potem domowa – dała się temu regionowi mocno we znaki. W Konstantynówce między lutym a majem 1919 roku władze zmieniały się dwudziestosiedmiokrotnie, a z każdą zmianą frontu to przychodzili starzy właściciele kopalń, to z nich na nowo uciekali. W latach 1916–1920 wydobycie węgla spadło o 80 procent. Hiroaki Kuromiya pisze, że starcia między białymi, czerwonymi a innymi grupami kosztowały życie co trzeciego donieckiego górnika. Terror stosowali wszyscy. Niekiedy mordowano, zrzucając ofiary do szybów kopalnianych. Kuromiya cytuje jedną z ówczesnych przyśpiewek:
A młody generał powiedział im sam:
„I teraz, jak sądzę, pojmiecie:
Wy ziemi chcieliście, ja ziemię wam dam,
A wolność na niebie znajdziecie”.
Po wojnie przyszedł głód. Marta Studenna-Skrukwa cytuje fragmenty listów robotników przechwyconych przez bezpiekę: „W sklepie nie ma produktów nawet na kartki, chleba też czasem nie dają przez dwa, trzy dni. Niektórzy już spuchli z głodu. Nie wiem, co robić, codziennie nie dojadam, a normy wyrobić trzeba. Jak nie wypełnisz normy, cały dzień nie liczy się do wypłaty” – pisał jeden z górników.
A wymagania rosły. Coś, co w jednym miesiącu było rekordem, w następnym często stawało się normą. A przecież warunki życia i bez tego były skrajnie trudne. Nikita Chruszczow wspominał w pamiętnikach, że w kopalni, gdzie pracował po wojnie domowej, „była toaleta, ale górnicy tak ją zapaskudzili, że trzeba było do niej wchodzić na palcach, jeśli nie chciało się na koniec dnia roboczego przynieść łajna do domu. Górnicy żyli w barakach na łóżkach piętrowych. Mężczyźni, którzy spali na górze, dość często sikali prosto w dół”. Jak pisze Kuromiya, jeszcze na początku lat trzydziestych w większości domów nie było toalet, a na jednego mieszkańca przypadało trzy i pół metra kwadratowego powierzchni.
W socrealistycznym filmie Donieccy górnicy z 1950 roku robotnicy wspominają, jak to było za czasów „belgijskiego kapitalisty”. Wspomnienia nie wytrzymują porównania z osiągnięciami ery stalinowskiej. „Gdzież górnikowi będzie lepiej niż na Donbasie?” – pyta retorycznie filmowy dyrektor kopalni Sidor Gorowoj. Filmowcy z zachwytem ukazują dymiące kominy donieckich zakładów przemysłowych. Związek Radziecki ma dokonać wielkiego przeskoku od państwa rolniczego do państwa przemysłu ciężkiego, będącego zapleczem armii zdolnej podpalić resztę świata. A do podpalenia świata potrzeba mnóstwo węgla.
W czasach sowieckich na Donbasie działały setki zakładów wydobywczych. Od ogromnych po maleńkie, które produkowały czarne złoto na potrzeby konkretnych przedsiębiorstw. Doniecki publicysta Denys Kazanski opisuje w książce Czorna łychomanka [Czarna gorączka] kopalnię Ukrhławmukomoł, która sprzedawała czarne złoto młynom, a w zamian górnicy kupowali w nich chleb po ulgowych cenach, czy Hławszerst, wysyłający węgiel do moskiewskich zakładów tekstylnych. Takie małe zakłady pozamykano pod koniec rządów Stalina. Kopacze nielegalnie wrócili do ich pokładów w ostatniej dekadzie XX wieku.
Bolszewickie władze po kilku latach zaczęły walczyć z „burżuazyjnymi fachowcami” – inteligencją techniczną pamiętającą czasy przedrewolucyjne. Zbiegło się to z eksterminacją tych, którzy z błogosławieństwem sowieckich władz przeprowadzali proces korienizacyi, ukorzeniania, czyli językowej ukrainizacji Ukrainy. Początkiem – jak pisze Maksym Wichrow – był proces szachtyński, podczas którego w 1928 roku za szpiegostwo, szkodnictwo