Prawda przychodzi nieproszona. Magdalena Majcher. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Magdalena Majcher
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Osiedle Pogodne
Жанр произведения: Современные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8103-627-6
Скачать книгу
być sobą.

      – Widzę, że Angelika tak łatwo nie odpuszcza. – Usłyszała za sobą męski głos.

      Odwróciła się i zobaczyła Piotra, dyrektora działu handlowego. Piotr był jedyną osobą w firmie, o której Magdalena mogła powiedzieć, że wzbudza jej sympatię. Zawsze rzeczowy, kompetentny, sympatyczny i komunikatywny. Nie dało się go nie lubić.

      – Cóż, wygląda na to, że po prostu ma taki sposób bycia. – Magdalena wzruszyła ramionami. – Kawy?

      – Chyba czytasz mi w myślach – roześmiał się Piotr. – Ale dzięki, obsłużę się. Nie chcę ci przeszkadzać.

      – Nie przeszkadzasz. Następne spotkanie mam za dwadzieścia minut. A może… – Rozejrzała się wokół. – Co powiesz na przerwę na papierosa?

      Piotr skinął głową.

      – Zrobię sobie kawę i możemy iść.

      Po kilku minutach stali już przy głównym wejściu do centrum kongresowego, trzymając w dłoniach papierowe kubki z gorącymi napojami. Magdalenie dłuższą chwilę zajęło namierzenie w torebce paczki mentolowych L&M-ów. Czasem wydawało jej się, że jej torba jest jak czarna dziura – można wrzucić do niej wszystko, ale znalezienie tego, czego się akurat szuka, jest niemożliwe. Postawiła kubek na ziemi i włożyła papierosa do ust. Podsunęła paczkę Piotrowi.

      – Dzięki, mam swoje. Nie rozumiem, jak można palić mentolowe! – Pokręcił ze śmiechem głową. – Przecież to smakuje jak pasta do zębów.

      – Nie to nie. – Magdalena odpaliła papierosa, wrzuciła zapalniczkę do torebki i podniosła kubek z kawą.

      Upiła łyk i zaciągnęła się slimem. Dokładnie w tej kolejności. Nigdy odwrotnie.

      – Wracając do Angeliki… – Piotr odpalił papierosa. – Nie irytuje cię to, że flirtuje z prezesem? Wiesz, jako jego kochanka będzie mogła liczyć na specjalne względy, a ty długo pracowałaś na swoją pozycję.

      Magdalena wypuściła dym z płuc i zachichotała.

      – Prawdę mówiąc, ta sytuacja mnie po prostu bawi. Poza tym… – zawahała się – myślisz, że prezes jest na tyle głupi, że wpadnie w jej sidła?

      – Sam nie wiem, jak bym się zachował, gdyby młoda, atrakcyjna dziewczyna zaczęła mnie adorować.

      – No wiesz! – Magdalena udała oburzenie. – Myślałam, że akurat ty jesteś inny!

      Piotr wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście.

      – Jestem tylko mężczyzną! Przypuszczam, że nie dałbym się podejść, ale…

      – I tego się trzymajmy, bo inaczej będę musiała przestać cię lubić – roześmiała się Magdalena.

      Przez dłuższą chwilę palili w ciszy. Magdalena nie rozumiała, dlaczego ludzie za wszelką cenę próbują przegadać milczenie. Czasem jest potrzebne.

      – Zostajesz na imprezie? – zapytał Piotr.

      Magdalena wywróciła oczami. Zgasiła papierosa i wyrzuciła papierowy kubek po kawie.

      – Nie mam innego wyjścia, chociaż uwierz, że gdybym mogła, od razu po spotkaniach wróciłabym do domu. Ale prezes jeszcze gotów się na mnie obrazić, a wtedy na najważniejsze spotkania zacznie zabierać Angelikę!

      – No tak, musisz być ostrożna, zwłaszcza teraz! – Piotr mrugnął okiem.

      Magdalena ceniła znajomość z nim właśnie za tę swobodę i naturalność. Mogli pożartować, pośmiać się, poobgadywać współpracowników i wszystko zostawało między nimi. Z kobietami było trudniej. Magdalena już wielokrotnie przekonywała się, że nie można w pełni ufać koleżankom z pracy. Kobiety knują i spiskują, uśmiechając się przy tym do siebie słodko. Mężczyźni są mniej skomplikowani. Może dlatego podświadomie szukała męskiego towarzystwa? Jej relacje nigdy jednak nie wykraczały poza pewne granice.

      – A ty idziesz na imprezę? – Magdalena odbiła piłeczkę.

      – Jasne! – Piotr, który zdecydowanie był typem imprezowicza, spojrzał na nią urażony. – Chociaż moja żona nie będzie z tego specjalnie zadowolona…

      – Pogniewa się przez dwa, trzy dni i jej przejdzie.

      – Jak zawsze – skwitował mężczyzna.

      Magdalena miała okazję poznać żonę kolegi i prawdę mówiąc, nie dziwiła się, że ta jest o niego zazdrosna. Pochodzili jakby z dwóch różnych światów. Piotr brylował w towarzystwie, podczas gdy Kinga pozostawała wycofana. On przykuwał spojrzenia, ona była taka… nijaka. Wydawało się, że ma niskie poczucie własnej wartości. Pewnie stąd te awantury o jego wyjścia. Ale Magdalena znała już Piotra na tyle, że wiedziała, iż Kinga nie ma się czego obawiać. Wbrew temu, co czasem sugerował, poza swoją żoną nie widział świata.

      – Wracajmy, bo zaraz zaczynam spotkanie – powiedziała Magdalena.

      Piotr wyrzucił niedopałek do wysokiej popielniczki i gestem zachęcił ją, by poszła przodem.

      Kiedy tylko wrócili na salę, znalazł się przy nich prezes w towarzystwie dwóch mężczyzn. Szef natychmiast przystąpił do prezentacji.

      – Magdalena Pudełko, nasza najlepsza tłumaczka – przedstawił ją, a jej się zrobiło jakoś tak cieplej na sercu.

      Angelika kręciła się z pobliżu z widocznie niezadowoloną miną.

***

      Magdalena ukradkiem spojrzała na zegarek. Zastanawiała się, kiedy będzie mogła się ulotnić, aby nikogo nie urazić. W przeciwieństwie do Piotra który wznosił już bodajże jedenasty toast, źle się czuła na tych firmowych spędach. Zbieranina przypadkowych ludzi, których połączyła praca w jednej instytucji. Podejrzewała, że gdyby nie wspólny pracodawca, połowa tych osób nawet nie próbowałaby udawać, że darzy się nawzajem sympatią. Magdalena daleka była od życia biurowymi romansami, plotkowania o współpracownikach i szefostwie. Bo po co? Oddzielała życie prywatne od zawodowego. Skupiała się wyłącznie na tym, aby dobrze wykonywać swoje zadania. Praca miała jasno określony cel – zarobkowy. Magdalena uważała więc te wszystkie imprezy integracyjne za zwyczajnie zbędne. Szefostwo miało jednak na ten temat inne zdanie, bo raczyło swoich pracowników podobnym przyjęciami przy każdej możliwej okazji. Targi, święta, imieniny prezesa, podpisanie ważnego kontraktu. I tak w kółko.

      Siedziała sama, popijając sok. Wszyscy byli już podpici i zaczynali bredzić. Magdalena nie potrafiła powstrzymać się przed głośnym westchnięciem. Ona sama rzadko piła alkohol. Ot, czasem dwie, trzy lampki wina wieczorem, z Michałem. Nigdy się jednak nie upijała, bo zbyt boleśnie przekonała się, jak to jest utracić kontrolę nad własnym życiem. Obawiała się też tego, że pod wpływem alkoholu mogłaby chlapnąć za dużo o sobie. Nie po to strzegła jak oka w głowie swojej prywatności, żeby teraz pozwolić sobie na nieroztropne zachowanie.

      W całym gwarze dłuższą chwilę zajęło jej zrozumienie, że dźwięk, który słyszy, wydobywa się z jej torebki. Znalazła telefon, kiedy ten przestał już dzwonić. Sprawdziła listę połączeń przychodzących i wyszła na korytarz, aby oddzwonić.

      – Cześć, kochanie. Dzwoniłeś – powiedziała, kiedy w słuchawce rozległ się głos jej męża.

      – Cześć. Chciałem zapytać, o której wrócisz. Nie wiem, czy czekać, czy kłaść się spać. Stęskniłem się za tobą.

      Całe szczęście po tamtej pamiętnej burzliwej wymianie zdań w małżeństwie zapanował spokój. Magdalena wiedziała, że powrót do drażliwych