Rozmawiali jeszcze przez chwilę o ich wspólnej znajomej, która nagle poczuła w sobie zew przygody, zostawiła osłupiałego męża i uciekła z kochankiem do Kalisza, podczas gdy odgłosy nocnej zabawy niosły się echem po mieście.
– Ale dlaczego akurat do Kalisza? Rozumiałbym nad morze, w góry albo do Barcelony. – Michał puścił do niej oko. – Ale do Kalisza?
– Podobno on stamtąd pochodzi, a miłość jest ślepa. – Magdalena wzruszyła ramionami. – To co, idziemy spać? Prawdę mówiąc, jestem bardzo zmęczona.
– Jasne. – Michał wstał z krzesła i otworzył przed żoną drzwi balkonowe.
Położył się obok niej. Wtulił twarz w jej włosy. Nie podobało mu się to, że żona, mimo iż wielokrotnie rezygnowała z papierosów, konsekwentnie wracała do palenia. Nie lubił, kiedy pachniała tytoniem. Sam nigdy nie miał żadnych nałogów, dlatego trudno mu było pojąć, jak można na własne życzenie psuć sobie zdrowie. Tym razem jednak zignorował ten zapach. Kiedy była tak blisko, senność odpływała, a w jej miejsce pojawiało się pożądanie. Położył dłoń na biodrze żony i zaczął obsypywać jej ramię pocałunkami.
– Zabrałeś prezerwatywy? – Magdalena zareagowała błyskawicznie.
Michał westchnął z rezygnacją.
– Nie. Nie możemy spróbować bez?
– Wiesz, że to nie wchodzi w grę. Musimy uważać. – Odsunęła się od niego na bezpieczną odległość.
Michał opadł ze złością na poduszkę. Zacisnął pięści. W jednej sekundzie uleciała z niego cała ochota na seks.
Miał trzydzieści dwa lata i od pięciu był żonaty. Czy to takie dziwne, że chciał zostać ojcem?
Rozdział 2
Gorący weekend w Barcelonie był już odległym wspomnieniem. Pogoda ułatwiła jednak powrót do rzeczywistości. Październik zaskoczył dość wysokimi jak na jesień temperaturami. Słońce przyjemnie przygrzewało.
Magdalena wracała z pracy z poczuciem dobrze wykonanego zadania. Jako tłumaczka uczestniczyła w ważnych dla firmy negocjacjach i chociaż sama uważała, że jej obecność ograniczyła się tylko do przekładu, szef uznał, że bez niej nie udałoby się podpisać umowy, i obiecał premię. Praca była czymś, co ją definiowało. Chociaż jej życie składało się z tysięcy rozsypanych elementów, odnosiła sukcesy zawodowe. One dodawały jej skrzydeł, pozwalały choć na chwilę uwierzyć, że jest warta coś więcej niż jej trudna historia. Dorastała z ogromnym piętnem. Każdego dnia czuła na sobie współczujące spojrzenia mieszkańców Wąsewa. Społeczność się podzieliła: na tych, którzy woleli trzymać się od niej z daleka, i na tych, którzy szukali z nią kontaktu, bo chcieli dowiedzieć się czegoś z pierwszej ręki. Wiedziała, że wyjedzie z rodzinnej wioski, jeszcze zanim skończyła szkołę średnią. Odliczała. Najpierw lata, potem miesiące, w końcu dni. Wydawało jej się, że kiedy w końcu opuści Wąsewo, zostawi przeszłość daleko za sobą. Nikt już nie będzie patrzył na nią przez pryzmat tego, co się stało. Dlatego uciekła i tak rzadko wracała. A mimo to piętno pozostało. Nie potrafiła się go wyzbyć. Wciąż musiała udowadniać sobie i innym, że jest coś warta, że coś znaczy, że jest po prostu dobrym człowiekiem. Sukcesy w pracy ją podbudowywały. Pracowała bardzo intensywnie, czasem ponad własne możliwości.
Zatrzymała się przed bramą wjazdową na osiedle. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do myśli, że mieszka w takim miejscu. Ze starej, podupadającej chaty z przeciekającym dachem, który dziadek łatał na własną rękę, na luksusowe, kameralne osiedle. Na zakup domu mogli sobie pozwolić tylko najzamożniejsi. Ewentualnie ci z największą zdolnością kredytową. Niewielka osada na zboczu góry, zaprojektowana i wybudowana przez znaną bielską firmę deweloperską, przyciągała spojrzenia wszystkich tych, którzy przejeżdżali jedynką w drodze do pracy czy do pobliskich miejscowości – Bystrej, Szczyrku i Żywca. Cztery domy były już zamieszkane, piąty kupił lokalny przedsiębiorca, który zamierzał wynajmować nieruchomość turystom. Magdalena słyszała pogłoski o tym, że deweloper zamierza rozbudować Osiedle Pogodne, ale miała cichą nadzieję, że skończy się tylko na planach. Ceniła to miejsce za spokój i swego rodzaju anonimowość. Na osiedlu mieszkali bardzo zapracowani ludzie, którzy najzwyczajniej w świecie nie mieli czasu na podtrzymywanie relacji z sąsiadami. Wiedziała, że to irracjonalne, ale przez cały czas towarzyszyła jej obawa, że zostanie rozpoznana, że ktoś skojarzy jej twarz z tamtą sprawą. Powinna spać spokojnie, odległość czterystu pięćdziesięciu kilometrów od rodzinnego domu zapewniała jej przecież anonimowość, jednak wciąż nie mogła przestać myśleć o tym, że zbudowała swoje życie na kłamstwie, a to się nigdy dobrze nie kończy.
Przywołała na twarz służbowy uśmiech na widok ochroniarza, który otworzył jej bramę, i wjechała na osiedle. Zatrzymała się przed domem. Mimo że mieli do dyspozycji dwa miejsca parkingowe w podziemnym garażu, zazwyczaj zostawiała samochód na podjeździe. Piwnica, garaż, strych – nie znosiła opuszczonych miejsc.
Wysiadła z auta i zatrzymała wzrok na domu, który kupili wspólnie z Michałem. Wprawdzie musieli wziąć kredyt, ale większą część zapłacili gotówką. Magdalenie dobrze się żyło z tą świadomością, że doszła do tego wszystkiego zupełnie sama. Bez wsparcia finansowego rodziny, bez mocnych pleców i znajomości. Odniosła sukces, bo ciężko na niego zapracowała. Ten dom był jego ukoronowaniem. Mieli być tutaj z Michałem bajecznie szczęśliwi. Bo przecież w tak luksusowych wnętrzach, z tak pięknymi widokami nie można być smutnym. Wszystkie problemy zostawia się za progiem takich domów – naprawdę w to uwierzyła, tak jak i wierzyła w to, że teraz będzie już tylko lepiej, kiedy uciekała z Wąsewa do Lublina, z Lublina do Kielc, z Kielc do Radomia, z Radomia do… W każdym z tych miejsc było jednak tak samo. W tym domu też nic się nie zmieniło. Kolejna przeprowadzka nie odmieniła jej życia jak za dotknięciem magicznej różdżki. Coraz bardziej traciła kontrolę.
Odwróciła się od domu i ruszyła w stronę wyjścia z osiedla. Po pracy miała podjechać jeszcze na zakupy, ale uznała, że dzień jest zbyt piękny, aby spędzić go za kółkiem. Postanowiła więc, że pójdzie do najbliższego marketu spacerem. Nie było daleko, może z kilometr, a ona miała kupić tylko kilka podstawowych produktów. Spacer powinien jej dobrze zrobić, przewietrzy myśli, zastanowi się nad tym, co odpowiedzieć Michałowi, kiedy on po raz kolejny zacznie wałkować ten sam temat. Dziecko.
Magdalena przewróciła oczami na samo wspomnienie rozmowy, którą mąż zaczął poprzedniego wieczoru. Nie rozumiała, dlaczego to dziecko jest mu niezbędne do życia. Jak można odczuwać tęsknotę za kimś, kogo nie ma i nigdy nie było? Dobrze im się żyło w tej bezdzietnej rzeczywistości, a przynajmniej tak jej się wydawało. Reakcja Michała sugerowała jednak coś odmiennego – że dobrze jest tylko jej. Dobrze! Gdyby wiedział… W każdym razie dzieci psocą, rozrabiają. Są emocjonalne, a wiadomo, że zbytnia emocjonalność jest zła. Ona, Magdalena, jest tego najlepszym przykładem. Nie akceptowała tego dziecka, którym kiedyś była. Jak więc mogłaby zaakceptować inne,