Aby dowiedzieć się czegoś o innej osobie, należy postawić się na jej miejscu, rozumieć jej myśli i odczuwać podobne emocje. Kiedy jednak podążamy często dysfunkcyjnym tokiem myślenia przestępcy, nigdy nie stajemy się tacy sami jak on. Pozostajemy sobą. Na chwilę zbliżamy się na tyle blisko, by zrozumieć obce idee i emocje, ale zawsze musimy się cofnąć, by zachować własny charakter, odtworzyć własne granice moralne i psychiczne.
Co powiedział mi psychiatra Carignana? Otóż wygłosił następującą uwagę: „Przeprowadzi pan wywiad z Harveyem albo czymś żyjącym w jego głowie. Pan przeprowadzi wywiad, a Zło przeprowadzi wywiad z panem”.
Carignana wezwano na widzenie za pomocą jego prywatnego pagera. Wreszcie zobaczyłem go po raz pierwszy. Ten morderczy maniak jest potężnie zbudowanym mężczyzną mierzącym przeszło metr osiemdziesiąt wzrostu. Waży sto piętnaście kilogramów i wygląda jak goryl. Jest masywny, ma łysiejącą czaszkę neandertalczyka, ogromne dłonie, bardzo długie ramiona i potężne, lekko pochylone barki. Patrzy przenikliwie błękitnymi oczami i mówi cichym, lekko ochrypłym głosem. Na pierwszy rzut oka wydaje się łagodnym, nawet dobrodusznym olbrzymem, jednak wszyscy wiemy, że takie pozory mogą mylić. „Młotek” to ucieleśnienie zła, jeden z najsłynniejszych seryjnych zabójców Ameryki, który nawet teraz, w wieku siedemdziesięciu czterech lat, potrafi bez mrugnięcia okiem wykonywać przez kwadrans pompki na jednej ręce.
Powoli minęło pięć minut i żaden z nas nie wypowiedział ani słowa. Carignan wpatrywał się w moją twarz groźnym wzrokiem. Miałem wrażenie, że jakaś istota z innej planety, może nawet podstępna siła, delikatnie sonduje mój umysł długimi, giętkimi mackami – zastanawia się, bada, dotyka, smakuje i wącha. Później na jego wargach pojawił się krzywy uśmieszek. Harvey lekko rozchylił wilgotne usta, lecz jego twarz była pozbawiona wyrazu.
Zimny jak lód seryjny morderca okazał się fascynującym przedmiotem obserwacji twarzą w twarz. To wilk w owczej skórze, w połowie człowiek, w połowie antychryst, postać jak z najgorszego koszmaru. Później po raz pierwszy się odezwał.
– Wiesz, Chris, popełniałem przestępstwa, żeby utrzymać w tajemnicy inne przestępstwa. Zabijałem, żeby nie oskarżono mnie fałszywie o gwałt.
Lody pękły i potwierdziło się moje wcześniejsze przypuszczenie, że Harvey żyje w świecie zaprzeczeń – częściowo przyznaje się do winy, ale nie bierze pełnej odpowiedzialności za swoje potworne zbrodnie.
W trakcie wywiadu przyznał się do zgwałcenia i zamordowania młodej kobiety, ale, jak mówił, to ona go sprowokowała.
Najlepszą ilustracją będzie jego własny opis napaści na dwudziestoletnią pielęgniarkę, przyzwoitą kobietę, której zepsuł się samochód.
W rzeczywistości zaproponował, że go naprawi, ale oświadczył, że musi najpierw pojechać po narzędzia. Wepchnął ją do swojego wozu i wywiózł w odludne miejsce, gdzie brutalnie ją zgwałcił i próbował zabić, uderzając w głowę kluczem do wymiany kół.
Wersja Carignana jest oczywiście zupełnie inna, ponieważ utrzymuje w niej, że kobieta wsiadła do samochodu z własnej woli. Jego relacja zawiera szczyptę prawdy i mnóstwo kłamstw. Jest jednocześnie niepokojąca i niesmaczna, jednak świetnie ilustruje psychikę seryjnego mordercy seksualnego, który, jak się przypuszcza, zabił nawet pięćdziesiąt kobiet. Opowieść Carignana nie jest przeznaczona dla osób o słabych nerwach.
Wsiadła, mogła być trochę zdenerwowana, ale nie wydawała się przestraszona. Podczas jazdy rozmawialiśmy o dziewczynie, z którą wcześniej się spotykałem i która odeszła, bo nie dałem jej trzydziestu dolarów, jak co tydzień. Nie była to zapłata, tylko prezent. Kobieta jadąca ze mną powiedziała, że nigdy nie uprawiałaby seksu za trzydzieści dolarów – zasugerowała, że dziewczyna, o której opowiadałem, uprawiała seks za pieniądze; mówiła to pogardliwie. Próbowałem tłumaczyć, o co chodzi, ale upierała się, że nigdy nie uprawiałaby seksu za trzydzieści dolarów. Pomyślałem, że chce powiedzieć, że w ogóle nie uprawiałaby seksu za pieniądze.
Wreszcie wszystko do mnie dotarło. Myślała, że proponuję jej tę samą kwotę za seks, i odrzucała propozycję. Mimo to nie mówię, że żądała pieniędzy za seks. Z rozmowy wynikało, że mogła mieć na myśli różne rzeczy – że nie uprawiałaby seksu za trzydzieści dolarów albo że w ogóle nie uprawiałaby seksu za pieniądze. Niewiele mnie to wtedy obchodziło, ta rozmowa wydała mi się ważna dopiero znacznie później, kiedy próbowałem sobie dokładnie przypomnieć, o czym mówiliśmy.
Kiedy dojechaliśmy do domu przyjaciela, gdzie powinny być narzędzia, zatrzymałem samochód, zawróciłem i natychmiast odjechałem. Przyjaciel mówił, że jeśli na podwórku nie stoi jego pikap, ćwierćtonowy chevrolet z 1973 roku, nie powinienem się tam kręcić, bo jego synowie mnie nie lubią. Dziwiło mnie to, bo w ogóle ich nie znałem. [Carignan nie miał żadnych przyjaciół w normalnym znaczeniu tego słowa]. Tak czy inaczej, odjechałem i zatrzymałem samochód tuż obok szosy. Objąłem ją i chociaż się zawahała, przysunęła się do mnie, kiedy zwiększyłem nacisk ramienia, by dać do zrozumienia, czego chcę. Do niczego jej nie zmuszałem; gdyby nie chciała, mogłaby się nie przysunąć. Po prostu zasugerowałem, czego chcę, a ona się zgodziła. Pamiętam swoje myśli, jakby działo się to wczoraj: „Chce tego!”. Jednak stale się zastanawiałem, dlaczego tak się upierała, że nie uprawiałaby seksu za trzydzieści dolarów albo za inną sumę. Wsunąłem ramię za jej głowę, lekko, delikatnie nacisnąłem szyję, a ona się pochyliła – z własnej woli, nie z powodu nacisku. Potem rozpiąłem spodnie, wyjąłem penisa, gładziłem go, całowaliśmy się, aż wreszcie zasugerowałem podobnym naciskiem ręki, że chcę, by go possała. Zrobiła to.
Kiedy skończyła, powiedziałem: „Wypluj to cholerne świństwo”, bo widziałem, że ma spermę w ustach. Wypluła – ale trzymałem ją na wypadek, gdyby chciała wyskoczyć i uciec. Nie byłem pewny, czy nie powie, że ją zmusiłem do zrobienia tego, co zrobiła. Popatrzyła na mnie, dziwnie się uśmiechnęła – jakbym był głupcem, skoro pomyślałem, że ucieknie – a potem zamknęła drzwi i odjechałem.
Kiedy ruszyliśmy, powiedziałem: „Chcę cię wyruchać. Znam miejsce, gdzie możemy pojechać!”.
„Jak długo nas nie będzie? – spytała. – Muszę wrócić o pierwszej”. Była wtedy jakaś dziesiąta trzydzieści.
Myślałem o pewnym miejscu, ale znajdowało się wiele kilometrów dalej. Ruszyłem i skręciłem nad jezioro. Kiedy się zatrzymałem, zobaczyłem dom między drzewami i mężczyznę idącego w naszym kierunku. Zawróciłem i odjechałem. W tym czasie dziewczyna nie próbowała otworzyć drzwi samochodu i wysiąść.
Naprzeciwko drogi do jeziora była droga prowadząca do wąwozu. Wąwóz ciągnął się sto pięćdziesiąt albo dwieście metrów od szosy. Kiedy tam dotarliśmy, poszedłem do bagażnika i wyjąłem niebieski koc [następnie odnaleziony przez policję], a później rozłożyłem go na ziemi i powiedziałem: „Przygotuj się!”. Coś mi się w tym wszystkim nie podobało, ale była bardzo seksowną kobietą, miała jakieś dwadzieścia lat i chciałem uprawiać z nią seks, zwłaszcza że już coś przecież robiliśmy. Ściągnęła mi spodnie, zdjęła majtki i położyła się na plecach, z nogami skierowanymi w moją stronę. Widziałem jej cipkę – była śliczna, ona też była bardzo piękna. Nie wiem, na czym zależy innym mężczyznom ani na co patrzą, ale ja zawsze patrzę na cipkę, bawię się nią. Im ładniejsza cipka, tym większą mam ochotę na seks.
Po prostu się zatrzymałem, żeby pomóc dziewczynie naprawić wóz. Kiedy wsiadła do samochodu, zamierzałem przywieźć narzędzia. Nie myślałem o seksie, wcale jej nie porwałem. Wszyscy uważają, że te kobiety i dziewczyny to niewiniątka. Zwykle to nieprawda. Każda z nich czegoś ode mnie chciała, pieniędzy, przejażdżki samochodem albo czegoś,