– Ojej! – Siada, wyraźnie zawstydzona. – Przepraszam, chyba zasnęłam.
Przez moment trwamy w bezruchu, nikt się nie odzywa. Wreszcie Matt robi krok do przodu, niezręcznie wyciąga rękę.
– Cześć, Grace. Simone, jakby to powiedzieć… wprowadziła mnie w sprawę.
Na dźwięk tych słów wzrok Grace przeskakuje do mnie, widać w nim panikę. Dyskretnie kręcę głową z nadzieją, że to jej wystarczy, aby zrozumieć, że nie wspominałam o Lucasie. Chyba działa, bo Grace na powrót skupia uwagę na Matcie i ujmuje jego rękę.
– Wiem, że to dziwnie wygląda – mówi. – Ale Simone obiecała, że sobie poradzimy. Dowiemy się, co się stało.
Zostawiam ich samych. Jeśli Grace rzeczywiście jest naszą córką, to przecież widzi swojego tatę po raz pierwszy od niemowlęctwa. A jeśli kłamie, to może coś jej się wymsknie i kiedy Matt i ja porównamy później jej słowa, dostrzeżemy jakąś nielogiczność.
– Idę wziąć kąpiel – mówię. – Myślę, że Grace powinna tu dziś zostać na noc. Chociażby po to, żebyśmy rano mogli jeszcze trochę porozmawiać
Żadne z nich nie protestuje, więc odwracam się i wychodzę, słysząc jeszcze, jak Matt mówi Grace, że chciałby od razu wziąć wymaz z wnętrza jej policzka.
***
Późną nocą Matt i ja rozmawiamy szeptem, przytuleni do siebie w łóżku. Grace śpi obok, w pokoju gościnnym. Oboje jesteśmy świadomi, że to idiotyczny, nieodpowiedzialny pomysł: pozwolić jej spać w naszym domu, ale żadne z nas nie stwierdza tego na głos.
– Wierzysz jej? – pytam. – Myślisz, że mówi prawdę?
Całuje mnie w czubek głowy i wzdycha ciężko.
– Sam nie wiem, co myśleć. Instynkt podpowiada mi, że to fałszywy trop. Kłamstwo. Straciliśmy Helenę lata temu, a ta dziewczyna to nie jest nasze dziecko.
Matt wychodzi z domu wcześnie rano. Jeszcze przed przyjściem pierwszego pacjenta ma w gabinecie jakieś spotkanie, na którym musi być obecny. Zabiera jednak wymaz Grace, więc niedługo czegoś się dowiemy. Modlę się, żeby udało mu się posłać próbkę do analizy na cito; zwariuję, jeśli będę musiała czekać na wyniki dwa tygodnie.
Kiedy schodzę na dół, Grace jest już w kuchni. Siedzi przy stole. Czuję zapach tostów i dopiero wtedy dostrzegam, że zrobiła śniadanie.
– Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? – mówi, lekko przygryzając wargę. – Matt powiedział, żebym się częstowała. Zrobiłam dla ciebie herbatę.
Siadam. Na talerzu przede mną piętrzy się stos nieco przypalonych tostów tonących w kałuży masła.
– Dziękuję, wygląda świetnie, ale ja zazwyczaj rano piję tylko kawę albo herbatę.
Widzę, jak uśmiech znika z jej twarzy, więc szybko dodaję, że dzisiaj zrobię wyjątek.
Zeszłej nocy dałam jej do spania stary T-shirt Matta. Teraz dostrzegam, że szczupła Grace mogłaby się nim owinąć dwa razy. Z przodu widnieje sprane logo U2. Wydaje mi się, że Matt miał ten T-shirt jeszcze przed urodzeniem Heleny. Dziwnie ją w nim widzieć.
– Jakie mamy plany na dzisiaj? – pyta Grace, wgryzając się w zrumienioną kromkę.
– No cóż, ja muszę iść do pracy.
– A, no tak… – Nawet nie próbuje ukryć rozczarowania.
Cały ranek rozważałam, co z nią zrobić. Kiedy Matt się obudził, zaproponowałam, że moglibyśmy ją poprosić, aby z nami została aż do przyjścia wyników testu, ale się sprzeciwił, i to ostro. Poniekąd go rozumiem. Nie znamy tej dziewczyny, kimkolwiek jest, więc nie możemy zostawić jej samej w naszym domu.
Na szczęście Grace bezwiednie rozwiązuje mój problem.
– A ja muszę iść na uczelnię. Wczoraj opuściłam wszystkie wykłady, będę mieć koszmarnie dużo do nadrobienia. Nienawidzę robić sobie zaległości – mówi, sięgając po kolejny tost. – I muszę odwiedzić mamę.
To mnie zaskakuje, nie tylko dlatego, że znowu zaczęła mówić o niej „mama” zamiast „Ginny”.
– Ale co jej powiesz?
Wzrusza ramionami.
– Na razie nic. Dopóki my nie zdecydujemy, co zrobimy. Ale chcę spróbować ją podpytać o Lucasa. To mieszkanie przy Embankment nie może być jego jedynym, skoro było zupełnie puste. I chcę się dowiedzieć, gdzie jest ta jego restauracja. Od czegoś musimy zacząć.
Nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł, ale jak mam jej go wyperswadować? Nie mam nad nią żadnej władzy. Nawet jeśli rzeczywiście jest Heleną. A dopóki nie mamy dowodu, nie wolno mi tak o niej myśleć.
– No to możemy się spotkać po mojej pracy – mówię, zaskakując tym sama siebie. Serce podszeptuje mi całkiem co innego, niż wskazuje rozsądek. – Chcesz, żebym do ciebie zajrzała? Możemy się umówić na uczelni.
Dopiero w tej chwili uświadamiam sobie, jak bardzo pragnę pomóc Grace.
Dziewczyna potrząsa głową.
– A nie mogłabym przyjść tutaj? Bo jeśli mama akurat do mnie wpadnie, będzie się zastanawiała, kim jesteś.
Z każdą chwilą sytuacja coraz bardziej się komplikuje, ale…
– Dobrze – przychylam się do jej prośby. – Koło szóstej trzydzieści powinnam być już z powrotem. Wątpię, żeby Mattowi udało się tak szybko uzyskać wyniki, ale kto wie, może dziś wieczorem już coś będziemy wiedzieć.
Mam świadomość tego, że to mało prawdopodobne, chcę tylko sprawdzić, jak Grace zareaguje na tę nowinę. Wyraz jej twarzy ani trochę się nie zmienia.
Wyjmuję z szuflady notatnik, pospiesznie piszę adres naszego domu i oba telefony, domowy i mój komórkowy.
– Mogą ci się przydać – mówię, odrywając kartkę i wręczając ją Grace.
– Bardzo ci dziękuję, Simone. Naprawdę. Wiem, że nie jesteś mi nic winna, a ty…
– Nic się nie przejmuj – ucinam, bo niełatwo przyszłoby mi wyjaśnić, czemu chcę jej pomóc.
Ciąży mi kategoryczny osąd Matta, że to nie nasza córka. On wydaje się tego pewny, a ja nie mogę z podobną łatwością odesłać jej z kwitkiem. Zapewne emocje zaćmiewają mi jasność umysłu, ale nie pragnąć, nie potrzebować odpowiedzi – to byłoby ponad moje siły.
Grace wstaje i zaczyna sprzątać ze stołu.
– Dzisiaj muszę sobie załatwić nową komórkę albo może od kogoś pożyczę. Jak tylko będę mogła, prześlę ci esemesem mój numer.
Odpowiadam, że to dobry pomysł. Nie dodaję, że chcę móc się z nią w każdej chwili skontaktować.
– Mogę wziąć prysznic? – pyta, kiedy stół jest już pusty. – Będę się spieszyć, bo pierwszy wykład mam o dziewiątej.
– Jasne – odpowiadam.
Bałam się, że o to poprosi. Kiedy zamknie drzwi do łazienki, stracę ją z oczu i jeśli będzie coś knuła, nie zauważę tego. Jedyne, co mogę zrobić, to usiąść na łóżku w sypialni i nie spuszczać