– I dobrze poszło? Co się potem wydarzyło? Naprawdę nie pamiętasz? – Wzdycha. – Martwię się o ciebie, Mio, i myślę, że powinnaś pójść do lekarza. Albo przynajmniej zadzwonić pod 1111 i przekonać się, co o tym sądzą.
Zadaje tak wiele pytań, że nie wiem, na które odpowiedzieć najpierw. Will chce dobrze, ale nie ma mowy, żebym pojechała do szpitala.
– Nie – protestuję. – Nie zamierzam siedzieć godzinami na szpitalnym oddziale ratunkowym tylko po to, żeby usłyszeć, że dostałam udaru cieplnego czy coś. Może przyjmowałam dziś za mało płynów. To musi być to. Serio, nic mi nie jest.
Fizycznie może i czuję się dobrze, ale co z moją psychiką? Tę myśl zachowuję dla siebie.
Ale Will nie odpuszcza; nie należy do ludzi, którzy dają się tak łatwo spławić.
– Zatem myślisz, że to udar? Za długo przebywałaś na słońcu? Odwodniłaś się?
Łapię go za rękę, częściowo po to, żeby udowodnić, jak gorąca i lepka jest moja.
– Tak, jestem pewna. Straszny dziś upał.
Will wykrzywia usta – nie jest przekonany – ale w końcu postanawia uwierzyć mi na słowo. Przynajmniej na razie.
– W porządku, Mio, ale jeśli nie pozwolisz się przebadać, nie zostawię cię dzisiaj samej. Powinienem tu być, na wypadek gdyby to się powtórzyło. – Unosi dłonie w obronnym geście. – Nie martw się, będę spał w pokoju gościnnym. Wiem, że nie chcesz, żeby Freya widziała nas w tym samym łóżku.
To, co mówi, ma sens; muszę myśleć o córce i nie mogę ryzykować, że znowu zemdleję. Jestem pewna, że moje omdlenie było następstwem szoku wywołanego przez słowa Alison Cummings – a w każdym razie przez słowa, które wydaje mi się, że wypowiedziała – ale nie będę ryzykować.
– Dzięki – uśmiecham się do Willa.
Jego twarz nie rozświetla się tak, jak się tego spodziewałam, i pozostaje na niej cień grymasu.
– Będę musiał szybko skoczyć do domu po kilka rzeczy. Mam jutro prezentację i potrzebuję swojego laptopa.
Freya wraca. Ostrożnie niesie szklankę w obu dłoniach. Nalała za dużo i woda wylewa się jej na sandały i na taras. Pospiesznie biorę od niej szklankę, zanim cała się obleje.
– Dziękuję, skarbie.
– Już dobrze się czujesz, mamusiu? Naprawdę się przestraszyłam.
Odstawiam szklankę na pobliski stolik, przyciągam córkę do siebie i przytulam ją mocno.
– Nic mi nie jest, nie masz się czym przejmować. Myślę, że od słońca trochę zakręciło mi się w głowie, to wszystko.
Mruży oczy i wiem, że w tej chwili decyduje, czy mi uwierzyć. Mimo że nie pamięta Zacha, wie, że został nam odebrany, i stanowi to dla niej źródło wielu lęków. Łamie mi to serce i często muszę ją zapewniać, że ja się nigdzie nie wybieram.
Ale jak mogę być tego pewna? Nie sądziłam, że Zach umrze tak młodo. Nikt z nas nie wie, co go czeka tuż za zakrętem.
Alison Cummings. Kim ona, do cholery, jest?
– Okej, mamusiu. – Freya odwzajemnia uścisk, a ja ścieram smużkę lodów z jej włosów.
– Hej, wiesz co? Will dziś u nas zanocuje, fajnie, nie?
Freya wyrywa się z moich ramion i krzyczy:
– Hurra! Czy możemy obejrzeć jakiś film, skoro żadnego dziś nie widzieliśmy?
Zerkam na Willa, ale on już kiwa głową. Mówi, że oczywiście, a mała pędzi po schodkach do ogrodu i gramoli się na trampolinę.
– Dzięki – szepczę. – Za wszystko.
Will całuje mnie w czoło.
– Nie ma sprawy. Pojadę teraz, żeby wrócić akurat na film.
Gdy wychodzi, szybko przygotowuję dla Frei paluszki rybne i pieczone łódeczki z batatów. To jeden z jej ulubionych posiłków – przynajmniej tyle mogę zrobić po tym, jak ją wystraszyłam. Will i ja zjemy coś później, gdy ona już pójdzie spać.
Próbuję się skupić, wsłuchiwać w każde słowo, jakie wypowiada Freya między kęsami jedzenia, ale nie mogę przestać myśleć o Alison Cummings. O Zachu. Muszę wiedzieć, kim ona jest i jaki mogłaby mieć powód, żeby powiedzieć mi coś takiego, a potem cofnąć te słowa. Im więcej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana, że się nie pomyliłam. Nie przeżywam załamania, nie mam żadnego kryzysu, to po prostu do mnie niepodobne. W jakiś cudowny sposób udało mi się zachować wszystko pod kontrolą po śmierci Zacha – owszem, głównie ze względu na Freyę, ale urodzenie córeczki uruchomiło we mnie ogromne pokłady siły. Więc nie zamierzam zwątpić w siebie teraz.
Ona wypowiedziała te słowa.
„Twój mąż nie popełnił samobójstwa”.
I muszę wiedzieć dlaczego. Co jej się wydaje, że wie? I dlaczego się z tego wycofała?
Podczas gdy Freya się kąpie, włączam laptopa. Will może wrócić lada chwila, więc muszę działać szybko. Będę mogła dłużej poszperać w Google, gdy już wszyscy znajdziemy się w łóżkach, ale nie wytrzymam tak długo.
Wpisuję nazwisko Alison w pasek wyszukiwarki i natychmiast wyświetlają się wyniki. Większość to linki do profilów na Facebooku, chociaż jest też kilka innych stron, na których widnieje jej nazwisko. O ile to w ogóle jej prawdziwe nazwisko. Gdy sprawdzam te kobiety jedna po drugiej, żadna nie jest tą, którą poznałam dzisiaj.
Nie mam już profilu na Facebooku. Po śmierci Zacha skasowałam konto. Miałam dość obelg, którymi zasypywano mnie za to, co ponoć zrobił. Byłam zrozpaczona pełnymi jadu wiadomościami od obcych ludzi, którzy nie mieli nic wspólnego z naszym życiem. Już nigdy nie pojawię się w mediach społecznościowych, nigdy więcej nie stanę na linii ognia.
Może jednak łatwiej coś znaleźć, gdy ma się konto? Wiem, że Will jest na Facebooku, będę więc musiała jakoś skłonić go do zalogowania się, żebym mogła posprawdzać profile. Ale to nie będzie łatwe, jeśli nie powiem mu prawdy.
Na razie przeglądam te profile, które widzę, ale dziesięć minut poszukiwań nie przynosi efektów.
– Mamusiu, pomożesz mi umyć włosy? – woła Freya z łazienki.
Zamykam laptopa, ale zostawiam go przy łóżku. Nie pośpię dziś za dużo.
– Czy Will już przyszedł? – pyta Freya, gdy wchodzę do łazienki.
Patrzę na jej niezliczone zabawki do kąpieli i zastanawiam się, kiedy przestanie o nie prosić. Pod pewnymi względami czas mija tak szybko, a pod innymi zdecydowanie za wolno.
– Przyjdzie lada moment – mówię. – Gdy skończymy tutaj, możesz się przebrać w piżamę, a potem pójdziemy na dół i wybierzemy film.
Freya uśmiecha się do mnie promiennie spod korony z piany wieńczącej jej włosy.
– A mogę dostać gorącą czekoladę? Proszę, mamusiu.
– Jestem pewna, że wczoraj też ją piłaś. A dziś jadłaś już lody. Zgaduję, że zapewne duże? – Uśmiecha się zawadiacko, identycznie jak jej ojciec, a mój opór topnieje. – No dobrze, ale wiedz, że nie będzie tak codziennie.
– Obiecuję, że nie będę wciąż prosić.
Wiem, że dotrzyma słowa. To tylko jedna