Nagle przychodzi mi do głowy odpowiedź.
– Myślę, że pójdę do kolegium nauczycielskiego. Oczywiście angielski. Nauczanie w liceum. Prawda jest taka, że angielski to jedyny przedmiot, który kiedykolwiek mnie interesował. Jedyny, w którym byłam dobra.
Jego usta rozciągają się w uśmiechu.
– Jestem pewien, że byłaś dobra nie tylko w angielskim. Ale to świetnie, że chcesz uczyć. To trudne, ale naprawdę satysfakcjonujące zajęcie. Chociaż to oznacza dodatkowy rok nauki po ukończeniu studiów.
Tak, ale miejmy nadzieję, że do tego czasu będę sobie lepiej radzić. W końcu poczuję, że mogę coś osiągnąć. Owszem, ukończyłam liceum, ale na egzaminach końcowych ledwie zyskałam wystarczającą liczbę punktów i wylądowałam na liście rezerwowej. Musiałam czekać, aż zwolni się miejsce, żeby móc rozpocząć studia na University of West London. Bardzo chciałam studiować w Londynie, ale poszłabym gdziekolwiek, byleby tylko wydostać się z Brighton.
Raz jeszcze zaciągam się papierosem. Tym razem uważam, w którą stronę wydmuchuję dym, a potem spoglądam na życzliwą twarz Zacha.
– Mogę cię o coś zapytać?
– Oczywiście. – Unosi filiżankę z kawą i bierze łyk.
– Czy masz jakąś radę dotyczącą… ustalania priorytetów? Ciągle coś staje mi na drodze i czuję, że we wszystkim mam zaległości. To dziwne… tak bardzo zależy mi na tych studiach, a zachowuję się, jakby było wręcz przeciwnie. Wychodzę, gdy powinnam się uczyć, a potem robię wszystko na ostatnią chwilę.
Nie mówię mu, że kryje się za tym coś więcej. Że czuję potrzebę opuszczania domu i świadomości – wódka i dżin zazwyczaj w tym pomagają – żeby nie musieć o niczym myśleć. Następnego dnia nienawidzę siebie i uczę się, ile wlezie, żeby nadrobić. Wkrótce się wypalę… to wszystko w końcu się na mnie zemści.
– Hmm – zaczyna Zach. – To trudne. Pewnie nie powinienem ci tego mówić, ale gdy byłem na pierwszym roku studiów, nie traktowałem nauki zbyt poważnie. Przez większość czasu imprezowałem. Ale w końcu zakasałem rękawy. I wiesz co? Wszystko się ułoży. Jeśli potrafisz tworzyć prace takie jak ta, którą właśnie napisałaś dla mnie, nie masz się czym przejmować.
Jego słowa otulają mnie jak ciepły koc. Ten człowiek naprawdę we mnie wierzy. Problem w tym, że ja nie potrafię uwierzyć w siebie.
Nie wiem, co sprawia, że zwierzam mu się jeszcze bardziej. Może to dobroć, jaką mi okazuje, albo jego przekonanie o moich zdolnościach.
– Tak szczerze to czasami mam ochotę wszystko rzucić. – Gdy tylko to mówię, żałuję, że ujawniłam tak wiele.
Teraz pomyśli, że marnuje na mnie czas, że nie jestem warta jego uwagi czy porad.
Ale on kręci głową.
– Nie rób tego, Josie. Nigdy. Nie bądź osobą, która się poddaje.
– Masz rację. Nie mogę tego zmarnować. I prawdopodobnie powinnam przestać tak często wychodzić. Muszę się bardziej skupić na nauce.
Ale już wiem, jakie to będzie wyzwanie. Nie jest łatwo postępować wbrew własnej naturze.
– Cóż, z drugiej strony pamiętaj, żeby czasem dać sobie trochę luzu – radzi Zach. – Potrzebujesz równowagi. Ale wiesz co? Naprawdę wierzę, że możesz osiągnąć wszystko, co postanowisz. – Spogląda w ciemne niebo. – Nigdy się nie poddawaj.
Gaszę papierosa w popielniczce, która wymaga wyczyszczenia, i wstaję.
– Zajęłam ci już za dużo czasu – mówię. – Smacznej kawy.
Zach wyciąga dłoń na pożegnanie. Jest zaskakująco ciepła.
– Miło było z tobą porozmawiać, Josie Carpenter.
Gdy wracam do środka, ogarnia mnie nieznajome uczucie. Dam radę. Zach we mnie wierzy. Podobało mu się moje opowiadanie. Uda mi się.
Odwracam się w drzwiach, a on dalej na mnie patrzy.
***
Mieszkanie śmierdzi, jak zawsze, tanimi perfumami Alison i przesłodzoną wonią świeczek waniliowych, które porozstawiała po wszystkich kątach. Nigdy nie wspomniała o tym ani słowem, ale jestem pewna, że zrobiła to, by zatuszować zapach papierosów. Mimo że palę przewieszona przez parapet okna w swojej sypialni, dym jakimś cudem przenika do wszystkich pomieszczeń.
Alison i ja nie mogłybyśmy się bardziej od siebie różnić, a jednak musimy dzielić ze sobą tę klitkę i jesteśmy od siebie zależne, chociaż obie wiemy, że nie znosimy się nawzajem. Nie możemy nawet pogadać o studiach, jako że ja nie mam bladego pojęcia o ochronie środowiska, a ona nie wykazuje zainteresowania literaturą czy kreatywnym pisaniem.
Kobieta, która zaaranżowała ten wynajem, zapewniała, że znajdziemy wspólny język. Że chociaż Alison jest studentką trzeciego roku, a ja dopiero zaczynam pierwszy, jesteśmy w tym samym wieku, więc powinnyśmy się świetnie dogadywać. Jakby to miało wystarczyć. Lepiej dogadałam się z moim wykładowcą w ciągu paru minut niż z Alison, z którą mieszkam od miesięcy, a przecież on pożegnał się z dwudziestką już jakiś czas temu.
Podejrzewam, że obie z Alison oczekujemy, że ta druga w końcu poprosi władze uniwersyteckie o przeniesienie do innego lokum, ale z jakiegoś powodu żadna z nas dotąd tego nie zrobiła. Myślałam o tym, ale nie chcę kolejny raz zaczynać od nowa. Wytrzymam do wakacji, a potem, na drugim roku, zamieszkam z kimś innym.
W środku panuje mrok, rozpraszany tylko przez słaby pomarańczowy poblask ulicznych latarni, więc wiem, że nie ma jej w domu, ale nigdy nie mówimy sobie, dokąd się wybieramy.
Jak zawsze, gdy jestem tu sama, ruszam do pokoju Alison i chwytam za klamkę. Tylko po to, żeby sprawdzić. Oczywiście drzwi są zamknięte. Nie wiem, jak załatwiła sobie zamek do sypialni, skoro ja go nie mam. Myślę, że jej tata musiał go zainstalować.
Albo mi nie ufa, albo ma coś do ukrycia, chociaż trudno sobie wyobrazić, żeby pracowita Panna Mól Książkowy trzymała pod łóżkiem trupa. Śmieję się na tę myśl. Jest taka chuda i słabowita, że wątpię, by zdołała zrobić komukolwiek krzywdę. Ale z drugiej strony to na tych najbardziej niepozornych ludzi trzeba uważać. Alison wiecznie się na mnie gapi, a ja nie mam pojęcia dlaczego.
Burczy mi w brzuchu, więc ruszam do kuchni, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. W mojej szafce nie ma niczego poza na wpół opróżnioną butelką keczupu. Nie mam nawet chleba, a najbliższy sklep spożywczy znajduje się pół godziny piechotą stąd, więc przetrząsam zapasy Alison. Kolejna różnica między nami: jej szafka zawsze jest pełna jedzenia, wszystko schludnie poukładane, z etykietkami skierowanymi frontem do patrzącego.
Biorę puszkę zupy pomidorowej i dwie kromki chleba; zdarzało mi się to już robić wcześniej, ale ona nigdy nic nie powiedziała, więc nie sądzę, by zauważyła. Albo boi się doprowadzić do konfrontacji. Owszem, mam wyrzuty sumienia, ale nie za duże – rodzice opłacają jej czynsz i przysyłają dodatkowe pieniądze na jedzenie, żeby nie musiała dorabiać podczas studiów.
Jem zupę i rozmyślam o rozmowie z Zachem Hamiltonem. Zachwycał się moim opowiadaniem. Odtwarzam w głowie jego słowa. Wypełniają mnie i czuję, jakbym unosiła się w powietrzu.
Nagle rozlega się sygnał przychodzącej wiadomości i sięgam po telefon, rozsmarowując na ekranie resztki masła. Wycieram je ręcznikiem papierowym, który leży na stole. Pewnie to ja go tam wcześniej zostawiłam.