Moderator34: Mogę cię zapewnić, że to moja twarz. Naprawdę myślisz, że wybrałbym kogoś, kto tak wygląda, gdybym chciał się posłużyć fałszywą fotką?!
LeahH: Dlaczego nie? To ładne zdjęcie…
Moderator34: Uff, miło mi to słyszeć, właśnie ocieram pot z czoła.
LeahH: Czy ty nie powinieneś pracować? Sprawdzać pokoje czatowe pod kątem niewłaściwych zachowań czy coś?
Moderator34: Po prostu musiałem się upewnić, że wciąż chcesz ze mną rozmawiać.
LeahH: W każdej chwili…
Moderator34: Cóż, miło było znowu z tobą pogawędzić, LeahH. Wracam do roboty, ale mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce.
LeahH: Do zobaczenia…
Gapiłam się na tę wymianę zdań, wielokrotnie odczytując każdy wers, ale wciąż trudno mi było uwierzyć, że znowu rozmawiałam z Julianem, nawet jeśli tylko na czacie. Owszem, tym razem trwało to krótko, ale to już było coś. A teraz, gdy wiedziałam, jak on wygląda, byłam nawet bardziej podekscytowana tym, co robiłam. Mimo wszystko dobrze się z tym czułam.
Później po raz drugi odstąpiłam od swojego rytuału. Musiałam, bo nie chciałam myśleć o tamtej kartce. Zrobiłam sobie gorącą kąpiel z bąbelkami, tak że niemal wylewały się przez krawędź wanny. Z jednej strony wydawało mi się to bezduszne: sprawiać sobie przyjemność w rocznicę tamtych wydarzeń, ale z drugiej strony chciałam się zrelaksować i zapomnieć o wszystkim.
Weszłam do wanny i zanurzyłam się w kąpieli aż po brodę. Nieraz czytałam o symbolicznej mocy wody do obmywania ludzkich grzechów, jednak gdy tak leżałam, patrząc, jak bąbelki powoli znikają, wiedziałam, że moje nigdy nie zostaną mi przebaczone. A życie, jakie wiodłam, było moją pokutą.
Tylko tego jednego dnia w roku pozwalałam sobie na płacz. Zanurzyłam głowę pod wodą i wstrzymałam oddech; nie chciałam czuć na twarzy łez. W ten sposób przynajmniej zmieszały się z kąpielą i nie zostawiły po sobie żadnego śladu.
Coś obudziło mnie w środku nocy. Po przeprowadzce do Londynu szybko się przyzwyczaiłam do hałasu – do tego stopnia, że ledwie go zauważałam – ale ten dźwięk nie należał do standardowej nocnej ścieżki dźwiękowej, z którą byłam zaznajomiona. Nie pasował, a jednak nie potrafiłam go zidentyfikować. Zamknęłam oczy i spróbowałam znowu zapaść w sen. Nie chciałam wstawać i sprawdzać, co się dzieje, skoro już i tak zmarnowałam trzy godziny na zaśnięcie za pierwszym razem.
Nie usłyszałam nic więcej, jednak fakt, że coś mnie obudziło, nie dawał mi spokoju. Musiałam zbadać sprawę. Wiedziałam, że inaczej nie zasnę.
Przeszukanie malutkiego mieszkania nie zajęło mi wiele czasu. Wszystko było w porządku. Ale potem pomyślałam o tamtej kartce i postanowiłam zejść na dół, do drzwi frontowych. Po powrocie z pracy nie znalazłam na wycieraczce żadnej poczty, ale coś mnie zmusiło, żeby sprawdzić raz jeszcze.
Początkowo nie zauważyłam jej w mroku, ale gdy się zbliżyłam, zobaczyłam białą kopertę wyraźnie odcinającą się na tle ciemnoszarej wycieraczki. Było na niej wypisane moje imię, tym samym pismem, co na kartce z życzeniami, i tym samym czarnym markerem.
Trudno powiedzieć, co poczułam w tamtej chwili. Być może spodziewałam się, że tamta kartka to dopiero początek. Ale w takim razie powinnam była ją potraktować jak ostrzeżenie i zignorować tę nową kopertę. Gdybym jej nie otworzyła, jej zawartość nie mogłaby mnie zranić. Mogłam ją zabrać na górę, porwać na kawałeczki, wyrzucić do śmietnika i nigdy się nie dowiedzieć, co w niej było.
I właśnie to powinnam była zrobić. Ale ja pospiesznie rozerwałam kopertę, jakby w środku czekały na mnie pieniądze wygrane na loterii. Wyciągnęłam zdjęcie. Noc. Droga, którą bardzo dobrze znałam. Nie musiałam patrzeć na tablicę widoczną w dolnym rogu zdjęcia, żeby wiedzieć, że to High Elms Lane.
Usiadłam na schodach ze wzrokiem wbitym w fotografię, mimo że nie chciałam na nią patrzeć. Strach mieszał się z dezorientacją, a ja myślałam tylko o tym, jak to możliwe, że trwało to tak długo, nim przeszłość mnie dopadła.
Jednak zamiast pozwolić, by sparaliżował mnie lęk, popędziłam na górę do sypialni i wyciągnęłam z szuflady kartkę. Zaniosłam ją do kuchni i sięgnęłam po zapalniczkę, której użyłam zaledwie kilka godzin wcześniej do zapalenia świeczek. Podpaliłam rogi kartki i zdjęcia, trzymając oba przedmioty nad zlewem, i patrzyłam, jak czernieją i się kruszą.
Dopiero gdy usunęłam zwęglone resztki ze zlewu, położyłam się z powrotem do łóżka i naciągnęłam na głowę kołdrę, powtarzając sobie, że nic się nie stało, że to była po prostu kolejna zwyczajna rocznica.
4
2014
W poniedziałek pojechałam do Fulham. Miałam umówione spotkanie z doktor Redfield i pewnie znowu przełożyłabym wizytę, gdyby nie te ostatnie incydenty. Mogłam zniszczyć kartkę i zdjęcie, wmawiać sobie, że nic się nie stało, ale wymazanie wspomnień o nich było niemożliwe.
Idąc Fulham Palace Road, próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem dotrzymałam terminu i pojawiłam się u doktor Redfield. Miałam mgliste wspomnienie, że byłam wtedy ubrana w luźny top, bo pamiętałam, że ramiączko wciąż mi opadało, a ja je nieustannie podciągałam, więc to musiało być latem. A teraz zbliżał się koniec roku. Czy ona od razu przejrzy mnie na wylot? Czy będzie wiedziała, że przychodzę do niej tylko dlatego, że jest jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać o tym, co się dzieje? Nie sądziłam, aby to miało znaczenie. Ostatecznie nie była przyjaciółką, o której uczucia musiałam dbać; płacono jej za słuchanie.
Zawsze mnie dziwiło, że pracowała w domu. Był to piękny dwupiętrowy dom z tarasem przy Rigault Road i gdybym była jego właścicielką, nie pozwalałabym ludziom takim jak ja się do niego zbliżać. Gabinet urządziła na parterze, ale gdy wchodziło się do hallu, było z niego widać pozostałe pomieszczenia, więc cóż miałoby powstrzymywać pacjentów przed wściubianiem nosa w jej życie?
Nie lubiłam myśleć o tym, ile pieniędzy mama wyrzuca na moje sesje. Chodziłam na terapię z przerwami od ponad dziesięciu lat i wiedziałam, że znacznie uszczupliło to spadek, który zostawił po sobie tata. Wiele razy próbowałam przekonać mamę, że poradzę sobie bez pomocy doktor Redfield, lecz ona nie chciała mnie słuchać. Z założenia miałam chodzić na terapię tylko raz w miesiącu, ale to się sumowało i niepokoiłam się tym, jak mama sobie radzi. Ona nigdy nie chciała o tym rozmawiać. Kwestie finansowe stanowiły dla niej coś, czym nie należało obciążać dziecka, nawet jeśli to dziecko było teraz dorosłe i odpowiedzialne za całe zło, jakie wydarzyło się w jego życiu.
Doktor Redfield już na mnie czekała. Stała w progu, jak zawsze nienagannie ubrana – w ołówkową spódnicę, rozpinany sweter i ładną czarno-białą apaszkę zawiązaną wokół szyi. Nie wiedziałam, ile ma lat, prawdopodobnie była po pięćdziesiątce, a jednak ubierała się lepiej niż ja. Nie zaniedbywałam się, ale moje stroje były po prostu nijakie. Dżinsy, w miarę dopasowane koszulki albo pulowery, kozaczki albo adidasy. Nic zwracającego uwagę, ale też nic, co świadczyłoby o tym, że jestem flejtuchem. Chodziło o to, żeby wtopić się w tłum.
– Nie martw się, nie sterczę w drzwiach od nie wiadomo kiedy, po prostu zobaczyłam przez okno, że idziesz – powiedziała doktor Redfield z uśmiechem i gestem zaprosiła mnie do środka. – Cieszę się, że przyszłaś, Leah, dawno się nie widziałyśmy,