Tego wieczoru użytkowników było więcej niż zazwyczaj; w piątki odczuwało się samotność bardziej niż w jakikolwiek inny dzień. Ale ja się na to uodporniłam. Wszystko było kwestią perspektywy, a samotność to nic w porównaniu ze znacznie gorszymi rzeczami. Co nie znaczy, że ją lubiłam. Bardzo chciałabym do kogoś zagadać, odpowiedzieć na wiadomości, które nieustannie mi przysyłano, chciałabym być normalna. Zamierzałam się przełamać, ale póki co palce odmawiały mi posłuszeństwa za każdym razem, gdy zaczynałam odpisywać.
Objęłam kubek dłońmi, żeby je rozgrzać i przeglądałam zdjęcia profilowe, wymyślając historie na temat mężczyzn, których oglądałam. Oczywiście zawsze się okazywało, że te wymysły nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, ale to pozwalało mi zabić trochę czasu.
Laptop eksplodował dźwiękiem, ale ja nie drgnęłam. Już przyzwyczaiłam się do odgłosu prywatnych wiadomości i wiedziałam, że właśnie dostałam kolejną. Jednak gdy koperta zamigotała w rogu ekranu, zobaczyłam, że to wiadomość od moderatora. Wiedziałam, że kręcili się po czatach i dbali o bezpieczeństwo, ale nigdy wcześniej żaden się ze mną nie skontaktował. Być może zamierzał mi powiedzieć, że nie jestem już mile widziana na portalu; że nie przestrzegam reguł, nie angażuję się, więc obejdą się beze mnie. Wzięłam głęboki wdech i kliknęłam w kopertę.
Moderator34: Hej, wszystko OK?
Zdezorientowana wypuściłam powietrze z płuc i ponownie przeczytałam wiadomość. Nie zostałam wyrzucona. Ta osoba pytała, czy u mnie wszystko w porządku. Ale dlaczego? Nie miałam pojęcia, czy to normalne. Bez namysłu zaczęłam stukać w klawiaturę.
LeahH: Tak, wszystko w porządku. Dzięki, że pytasz. Jak się masz?
Nic lepszego nie przyszło mi do głowy.
Moderator34: Po prostu wydało mi się niepokojące, że najwyraźniej nie chcesz z nikim rozmawiać, chociaż widzę cię tutaj od jakiegoś czasu.
A więc to koniec. Jednak zostanę wyrzucona. Gorączkowo próbowałam znaleźć jakąś wymówkę.
LeahH: Przepraszam. Jestem trochę nieśmiała.
Odpowiedź nadeszła natychmiast.
Moderator34: Uwierz mi, nie masz powodów. Twoje zdjęcie jest piękne. A tak swoją drogą, to jestem mężczyzną, jeśli się zastanawiałaś…
LeahH: Wolno ci pisać takie rzeczy?
Moderator34: Pewnie nie, ale uznałem, że dla ciebie warto zaryzykować.
Powinnam była to przerwać właśnie w tamtym momencie. Sprawy i tak już zaszły za daleko. Miałam ochotę napisać, że się myli, że jestem akurat osobą niewartą żadnego ryzyka, ale tego nie zrobiłam. W zamian kontynuowałam rozmowę, rozkoszując się tymi kilkoma minutami normalności. Zadawałam mu jedno pytanie za drugim, nie mając pojęcia, dlaczego jestem nim tak zainteresowana. Nie wiedziałam nawet, jak wygląda.
Powiedział mi, że nazywa się Julian, ma trzydzieści sześć lat i mieszka w Bethnal Green. Błagał, żebym nie osądzała go po jego pracy, gdy ujawnił, że jest urzędnikiem państwowym i pracuje w Whitehall.
Kiedy to on zaczął mi zadawać pytania, zrobiłam się nerwowa. Rozejrzałam się wokół, niepewna, ile chcę ujawnić obcemu człowiekowi. Książki wypełniały mój dom od podłogi aż po sufit, tak że na meble zostawało niewiele miejsca. Zadowalałam się sofą i stolikiem kawowym, tak abym nie musiała się martwić tym, gdzie upchnę kolejne książki. Salon był połączony z kuchnią, więc z miejsca, w którym siedziałam, widziałam całe mieszkanie. Drzwi do łazienki i sypialni zawsze zostawiałam uchylone. To nie była świadoma decyzja, po prostu zawsze tak robiłam.
Zastanowiło mnie, co Julian pomyślałby o tym miejscu. Czy od razu by wyczuł, że książki zastępują mi prawdziwe życie?
Zignorowałam te obawy i dalej z nim rozmawiałam. Zaczął mnie intrygować. Jego poczucie humoru rzucało się w oczy, a słowa sprawiały, że stawał mi przed oczami jak żywy. Różnił się od mężczyzn, których do tej pory widziałam na tej stronie, był bardziej naturalny, jakby nie próbował robić nic na pokaz. Chyba był po prostu sobą. Zabawny i czarujący, nie sprawiał wrażenia zdesperowanego dziwaka. Poczułam mieszankę smutku i pragnienia, która sprawiła mi ból.
Musiałam się z tego otrząsnąć. Coś takiego przytrafiło mi się po raz pierwszy, od kiedy zaczęłam zaglądać na ten portal, i nie podobało mi się to, jak zaczynałam się czuć. Napisałam Julianowi, że muszę kończyć, zamknęłam stronę, nawet się nie wylogowując, i zaniosłam kubek do kuchni.
Chociaż poznanie Juliana wywołało we mnie poczucie pustki, odwróciło moją uwagę od myślenia o jutrze. Wiedziałam, że po prostu zaleją mnie wspomnienia i nie wydarzy się nic ponadto, ale każdego roku było to tak samo bolesne. Jakby czas w ogóle nie płynął.
Zrobiłam sobie kolejny kubek herbaty – drobna przyjemność, która miała mi wynagrodzić trudy tego dnia – i uklękłam z nim przy oknie, żeby wyjrzeć na Allfarthing Lane. To była kolejna rozrywka wypełniająca mi wolne chwile, gdy nie pracowałam w domu opieki: patrzyłam, jak za szybą płynie życie. Jak co wieczór z głębokim westchnieniem powiedziałam sobie, że właśnie tak musi być. Różnica była taka, że nagle jakaś cząstka mnie zapragnęła walczyć z tym wyrokiem. Chciałam poczuć, że żyję.
Dopiero gdy zabrałam się do zmywania przed pójściem spać, przypomniałam sobie, że nie otworzyłam poczty. Koperty wciąż leżały na kuchennym blacie, więc zebrałam je i usiadłam przy stole. Pierwszą wyrzuciłam do śmieci bez otwierania. Nie interesowały mnie oferty specjalne z katalogu, z którego nigdy niczego nie zamawiałam ani o którym nawet nie słyszałam. Zignorowałam też list zawierający rachunek za lokalny podatek; moje płatności były ściągane bezpośrednio z karty, więc nie miałam się czym przejmować.
Ostatnia koperta mnie zdziwiła. Była pastelowożółta i sztywna, jakby w środku kryła się kartka z życzeniami. Dziwne, kartki dostawałam tylko od mamy, na urodziny i na święta. Urodziny miałam kilka miesięcy temu, a było za wcześnie na bożonarodzeniowe życzenia. Zresztą żółty to nie był świąteczny kolor, prawda? Czerwony, owszem, może zielony, ale nie żółty.
Złe przeczucie, które prześladowało mnie w drodze do domu, powróciło i natychmiast zrozumiałam, że trzymam w dłoni coś, czego nie będę chciała oglądać, ale mimo wszystko odnalazłam palcami krawędź skrzydełka i rozdarłam kopertę. Wyjęłam ze środka kartkę i wlepiłam wzrok w brokatowy niebieski napis.
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy!
Rysunek przedstawiający butelkę szampana z wyskakującym korkiem i wybuchającymi wokół kolorowymi wstążkami szydził ze mnie w milczeniu. Poczułam gulę w gardle, ale otworzyłam kartkę. W środku zobaczyłam moje imię wypisane grubym czarnym markerem. Leah. Nic więcej, tylko moje imię. Pismo wyglądało na dziecięce, z każdą literą w innym rozmiarze.
Wsunęłam kartkę z powrotem do koperty i rzuciłam na stół, odpychając ją od siebie, jakby mogła mi wyrządzić fizyczną krzywdę. Zatrzymała się na krawędzi blatu, ale nie spadła na podłogę. Mieszkanie wydało mi się jeszcze mniejsze, jakby ściany próbowały mnie zmiażdżyć, i nagle zabrakło mi tchu.
Moja przeszłość mnie dopadła.
2
1995
Odwracam