Ostatni, który umrze. Tess Gerritsen. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Tess Gerritsen
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-8125-808-1
Скачать книгу
wyższy i strzelał z tyłu.

      – Ona się poruszała – powiedziała cicho Jane. – Próbowała uciec.

      – Sądząc z jej pozycji, gdy ją zabito, biegła w kierunku jednej z sypialni na drugim piętrze.

      – Strzałem w tył głowy.

      – Tak.

      – Kto, kurwa, robi coś takiego? Zabija dziecko?

      Maura zaciągnęła folię i wstała.

      – Może widziała coś na dole. Na przykład twarz zabójcy. To byłby motyw.

      – Do cholery z twoją logiką! Ktokolwiek to zrobił, wszedł do tego domu gotowy zabić dziecko. Wymordować całą rodzinę.

      – Nie znam motywu.

      – Tylko przyczynę śmierci.

      – Zabójstwo.

      – Tak sądzisz?

      Maura ściągnęła brwi.

      – Dlaczego jesteś na mnie zła?

      – A dlaczego sprawiasz wrażenie, że wcale się tą sprawą nie przejmujesz?

      – Myślisz, że się nie przejmuję? Że potrafię patrzeć na to dziecko i nie czuć tego co ty?

      Patrzyły na siebie przez chwilę nad zwłokami dziewczynki. Było to kolejne przypomnienie, że ich przyjaźń przeżywa kryzys, odkąd Maura obciążyła niedawno bostońskiego policjanta zeznaniami, które posłały go do więzienia. Choć zdradę w policji trudno zapomnieć, Jane bardzo chciała zasypać przepaść między nimi. Ale o usprawiedliwienia nie było łatwo i minęło już zbyt wiele tygodni, podczas których krawędzie tej przepaści stwardniały jak beton.

      – Chodzi o to… – Jane westchnęła ciężko – nie cierpię, gdy giną dzieci. Chcę wtedy kogoś udusić.

      – Ja także. – Choć Maura powiedziała to cicho, Jane dostrzegła w jej oczach stalowy błysk. Tak, był w nich gniew, tyle że lepiej maskowany i kontrolowany, jak prawie wszystko w jej życiu.

      – Rizzoli! – zawołał od drzwi detektyw Thomas Moore. Podobnie jak Frost wydawał się przybity, jakby z powodu trudów tego dnia postarzał się o dziesięć lat. – Rozmawiałaś już z tym chłopcem?

      – Jeszcze nie. Chciałam najpierw zobaczyć, z czym mamy tu do czynienia.

      – Spędziłem z nim godzinę. Prawie nic nie powiedział. Pani Lyman, sąsiadka, mówi, że kiedy zjawił się w jej domu około ósmej rano, był jak sparaliżowany.

      – Zdaje się, że potrzebuje psychiatry.

      – Zawiadomiliśmy doktora Zuckera i jest już w drodze pracownica opieki społecznej. Ale pomyślałem, że może Teddy porozmawia z tobą. Jesteś matką.

      – Wiesz, co ten chłopiec widział?

      Moore pokręcił głową.

      – Mam nadzieję, że nie to, co jest w tym pokoju.

      To ostrzeżenie wystarczyło, by palce Jane zlodowaciały w lateksowych rękawiczkach. Moore był wysokim mężczyzną i szerokimi ramionami zasłaniał widok sypialni, jakby chciał oszczędzić jej tego, co miała zobaczyć. W milczeniu odsunął się na bok, by mogła przejść.

      W kącie kucały dwie laborantki z wydziału kryminalnego. Gdy weszła, podniosły wzrok. Były to młode kobiety, należące do nowej generacji adeptek kryminalistyki, które dominowały teraz w tej branży. Obie wyglądały zbyt młodo, by mieć dzieci, by wiedzieć, jak to jest, gdy przykłada się z niepokojem wargi do rozgorączkowanego policzka albo panikuje na widok otwartego okna i pustego łóżeczka. Z macierzyństwem wiąże się całe mnóstwo koszmarów. W tym pokoju jeden z nich się ziścił.

      – Przypuszczamy, że te ofiary to córki Ackermanów, Cassandra, dziesięć lat, i Sarah, dziewięć. Obie adoptowane – powiedziała Maura. – Ponieważ wyszły z łóżek, coś musiało je obudzić.

      – Strzały? – spytała cicho Jane.

      – Sąsiedzi nie słyszeli strzałów – zaznaczył Moore. – Musiano użyć tłumika.

      – Ale coś te dziewczynki zaalarmowało – stwierdziła Maura. – Coś skłoniło je do wyjścia z łóżek.

      Jane nie ruszyła się od drzwi. Przez chwilę nikt się nie odzywał i zdała sobie sprawę, że wszyscy czekają, aż podejdzie do zwłok i zrobi, co do niej należy. A właśnie na to nie miała ochoty. Zmusiła się, by podejść do splecionych w uścisku ciał i przykucnęła. Zginęły, trzymając się w objęciach.

      – Sądząc z ich pozycji, Cassandra próbowała osłonić młodszą siostrę – wyjaśniła Maura. Dwie kule przeszyły najpierw jej ciało, zanim trafiły Sarah. Dobito je pojedynczymi strzałami w głowy. Ubrania nie są poszarpane, więc nie widzę ewidentnych dowodów przemocy seksualnej, ale potwierdzi to autopsja. Wykonamy ją dzisiaj po południu, gdybyś chciała popatrzeć, Jane.

      – Nie, nie chcę popatrzeć. Nie powinnam nawet tu być. – Odwróciła się i wyszła z pokoju, szeleszcząc papierowymi ochraniaczami i uciekając od widoku dwóch dziewczynek, splecionych w uścisku śmierci. Ale idąc w kierunku schodów, znów zobaczyła ciało najmłodszej ofiary, ośmioletniej Kimmie. Gdziekolwiek spojrzę, pomyślała, pęka mi serce.

      – Jane, dobrze się czujesz? – spytała Maura.

      – Pomijając fakt, że chciałabym rozszarpać tego drania na strzępy?

      – Czuję dokładnie to samo.

      Ale potrafisz lepiej to ukryć. Jane spojrzała na zakryte folią ciało.

      – Patrząc na to dziecko, widzę moje własne – powiedziała cicho.

      – Jesteś matką, więc to naturalne. Posłuchaj, Crowe i Moore będą przy autopsji. Nie musisz tam być. – Maura spojrzała na zegarek. – To będzie długi dzień. A ja jeszcze nawet się nie spakowałam.

      – Czy to w tym tygodniu odwiedzasz szkołę Juliana?

      – Choćby się waliło i paliło, jutro wyruszam do Maine. Dwa tygodnie z nastolatkiem i jego psem. Nie mam pojęcia, czego się spodziewać.

      Maura nie miała dzieci, więc skąd mogła wiedzieć? Z szesnastoletnim Julianem Perkinsem łączyło ją tylko tyle, że poprzedniej zimy przeżyli wspólnie koszmar, walcząc o przetrwanie na pustkowiu w Wyoming. Zawdzięczała temu chłopcu życie i teraz była zdecydowana zastąpić mu matkę, którą stracił.

      – Zobaczmy, co mogę ci powiedzieć o nastolatkach? – Jane chciała być pomocna. – Moi bracia mieli śmierdzące buty. Sypiali do południa. I jadali dwanaście razy dziennie.

      – Męski metabolizm okresu dojrzewania. Nic na to nie poradzą.

      – Rany! Naprawdę stałaś się mamuśką.

      Maura się uśmiechnęła.

      – To w sumie miłe uczucie.

      Ale macierzyństwu towarzyszą koszmary, przypomniała sobie Jane, odwracając się od ciała Kimmie. Czuła ulgę, schodząc na dół i uciekając z tego domu grozy. Gdy wyszła na dwór, wciągnęła głęboko powietrze, jakby chciała pozbyć się z płuc tchnienia śmierci. Tłum reporterów jeszcze bardziej zgęstniał, ustawione rzędem kamery telewizyjne otaczały jak tarany obszar zaznaczony taśmą policyjną. Crowe stał w centrum sceny, hollywoodzki detektyw grający dla publiczności. Nikt nie zwrócił uwagi na Jane, gdy przemknęła bokiem i weszła do sąsiedniego domu.

      Policjant, który stał na straży na ganku, uśmiechał się drwiąco na widok Crowe’a występującego przed kamerami.

      – Kto,