Kronika Niedzielna. Sandor Marai. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sandor Marai
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-07-03463-8
Скачать книгу
aniżeli przyzwalać i się godzić; i póki pamiętamy, że być pisarzem oznaczało kiedyś nie tylko tytuł, ale i rangę.

      

13 czerwca 1937

      Börne14 był za życia niepopularny – przynajmniej dla każdorazowych dzierżców władzy – i w sposób zagadkowy, acz nie niezrozumiały pozostał niepopularny także po śmierci. Ten pamflecista o bezlitosnym piórze, dziennikarz polityczny, recenzent i publicysta, który z wielką błyskotliwością, szczerą pasją, ale często też z dużą stronniczością i wieloma uprzedzeniami, głuchotą i krótkowzrocznością krytykował społeczne, artystyczne, teatralne zjawiska swojej epoki, tak naprawdę nigdy nie oddziaływał na tłumy, na które chciał oddziaływać; pozostawał zawsze domowym myślicielem i gderą pewnej wybranej warstwy, niemieckiej i w ogóle środkowoeuropejskiej elity. Zmarł przed stu laty; jego ojciec był zamożnym frankfurckim mieszczaninem, a późniejszy namiętny bojownik pióra rozpoczął karierę jako policyjny referent miasta Frankfurt; przez całe życie walczył o polityczną wolność, równouprawnienie obywateli i liberalizm w Niemczech, zmarł zaś na wygnaniu w Paryżu jako jeden z największych pionierów walk „Vormärza”. Tam napisał Listy paryskie, zmuszony do ucieczki przed cenzorami i żandarmami Świętego Przymierza i życia na wygnaniu podobnie jak każdy, kto uważał, że wolność polityczna jest równoznaczna z wolnością rozumu i nawet terror tyranii przykrywanej tak miłymi hasłami nie zwalnia człowieka intelektu z walki i oporu, przynależących do szlachectwa obowiązku.

      Naturalnie Börnego nie można oceniać „apolitycznie”. Był tego rodzaju osobowością intelektualną, która nie stara się o uznanie czytelników i poklepywanie po plecach czy też o dobroduszny placet. Börne nie kolekcjonował czytelników, lecz zwolenników albo przeciwników. Tych ostatnich – zarówno gdy żył, jak i po śmierci – w szczególnie dużej liczbie. Cudownie potrafił mieć rację i cudownie się mylił. Miał rację, gdy intelektualny i polityczny ucisk Europy Metternicha piętnował jako nie do zniesienia, jako niegodny człowieka; bardzo się mylił, gdy bryzgał żółtym i zielonym z nienawiści atramentem i walczył przeciwko trzydziestu sześciu niemieckim księstwom, w ogóle przeciwko idei monarchizmu, i gdy święcie wierzył, że na gruzach obalonych tronów nieodzownie i na zawsze powstanie jedyny możliwy, idealny Panteon ludzkiego współżycia, ucieleśniona w formie państwa republikańskiego Wolność człowieka i obywatela. Przed niemiecką reakcją uciekł do Paryża Ludwika XVIII, gdzie już czekał nań jego wielki współtowarzysz tego duchowego i politycznego wygnania, Heine; jego jedyny prawdziwy przyjaciel i jedyny godny dlań przeciwnik, który później, z politycznej ostrożności, z lekka szyderczo wyrzekł się swego towarzysza broni. Wygnanie, ta straszna próba siły moralności i charakteru, nie złamało ani – co jest zjawiskiem rzadszym – nie skorumpowało Börnego. Ten wygnaniec, którego oznaczono by dzisiaj modnym słowem o podejrzanym wydźwięku: „emigrant”, na obczyźnie odkrył w sobie wszystko to, czego wyolbrzymianie i fałszowanie tak zaciekle, w rozgoryczeniu zwalczał tam w kraju, w Niemczech: swoją niemieckość i swój patriotyzm. Wstrząsająco klarownie widział samego siebie i własną rolę, swą niemieckość i europejskość; ze zdumiewającą ślepotą potrafił walczyć przeciwko tym, którzy byli Niemcami, patriotami i Europejczykami inaczej, aniżeli on sam tego pragnął.

      Rzeczowy obserwator przyglądający się tej perspektywie stu lat może stwierdzić, że ów niespokojny, przepełniony szlachetnymi napięciami i dysponujący gruntownym wykształceniem umysł był twórcą nowoczesnego niemieckiego, więcej, nowoczesnego środkowoeuropejskiego dziennikarstwa. Autor jego biografii, Gutzkow, notuje o nim, że ten paryski wygnaniec w istocie czuł się „sumieniem Europy”; każdy ruch wyzwoleńczy odczuwał jako sprawę osobistą, a polskie czy włoskie próby wolnościowe zajmowały go w sposób tak bezpośredni, jakby stał gdzieś tam, na zaimprowizowanych barykadach za granicą, gdzie uciskane narody walczą o swe prawa, prawa człowieka i prawa duchowe. Napisane podczas wygnania Listy paryskie zachwycają i porywają nie tylko patosem, który jest szczery i uskrzydlony, lecz także gatunkową oryginalnością, profesjonalną wirtuozerią. Czytelnik czuje, że umysł, który pobrzmiewa z tych „listów”, byłby mógł przebić się, podążyć wyżej; lecz Börne nigdy nie wspiął się na wyżyny prawdziwej literatury, oglądu osoby, która bezstronnie referuje, zawsze ściągały go w dół namiętność wobec spraw bieżących oraz polityka… Wiecznym i otwartym pytaniem pozostaje, kto zatem służy sprawie ducha bardziej efektywnie: publicysta polityczny, który daje z siebie wszystko w praktycznej walce dnia powszedniego, na barykadach, czy też „aczasowy” bojownik, ten wielki i bezstronny samotnik ducha, który z wysokości Olimpu potrafi spojrzeć w dół na dławiącą się od niesprawiedliwości, wegetującą z powodu ucisku i – pozostańmy przy metaforach oddających patos epoki – niekiedy parującą krwią bieżącą, nowoczesną rzeczywistość? Börne, podjąwszy decyzję twardą i z charakterem, nie potrafił pozostać w swym życiu i w swych dziełach „aczasowy”. Być może brakowało mu potrzebnej do tego wyższości i gorzko-mądrej powściągliwości, która pozwala chronić samego siebie; być może nie był dostatecznie pisarzem, za to aż nazbyt politykiem; w każdym razie słuchał rozkazu własnego charakteru i pozostał tym, kim był, Börnem, pamflecistą; bo nie mógł postąpić inaczej.

      Był dziennikarzem, który rzeczywiście nie mógł spać, gdy w Messynie drżała ziemia albo w jakimś polskim mieście niesłusznie skazano na śmierć politycznego bojownika. Wybierał tę lepszą część. Nienawidził Goethego, który z cudownego dystansu i z takimże brakiem wrażliwości umiał spojrzeć w dół na te wszystkie osobliwości, obrzydzenie, grozę i wspaniałość, jakich zaznał w swym długim życiu – za jego czasów miała miejsce wojna siedmioletnia, był świadkiem owej chwili, gdy Ameryka oderwała się od Anglii, widział rewolucję francuską, czasy napoleońskie, Europę Metternicha… Jaki byłby los dzieła Goethego, gdyby jego twórca wziął w tym wszystkim aktywny udział? Nie, Goethe i Schiller, których Börne właśnie z powodu ich „aczasowych” poglądów nienawidził tak karykaturalnie i tak gorąco, przed zamętem codzienności, bieżących, najnowszych wydarzeń nie śpieszyli na wygnanie; pytanie, na które nie trzeba zresztą odpowiadać: kto zatem bardziej efektywnie służył sprawie niemieckości, ducha, wolności człowieka – „olimpijski” Goethe czy gorzki i uparcie „polityczny” Börne? Paralela jest śmiała, ale nie straciła na aktualności. Pośród mniejszych i bardziej ułomnych duchowych fenomenów i dzisiaj stawia się to pytanie, przeprowadza tę samą paralelę.

      Börne ślepo i głucho stał naprzeciw „spokoju” Goethego, pogardzał Schillerem, który „dycha przed się mgłą, by nie widzieć ciemiężców”. Był tego rodzaju osobowością, która umiała tylko nienawidzić i tylko uwielbiać. Gardził literaturą, która potrafi i śmie się odwrócić od toczącej się właśnie walki i na inny sposób, innymi środkami próbuje opierać się temu, co bieżące, odróżnić od tego, co charakterystyczne dla danej epoki. W Goethem, z krótkowzrocznością, która jawi się dzisiaj już jako śmieszność, widział jedynie „weimarskiego ministra”, nie zaś Goethego. Ale jednocześnie z cudownym wyczuciem nadstawiał ucha na wszelki intelektualny, duchowy fenomen, którego temperament polityczny odczuwał jako pokrewny własnemu; był chyba jednym z pierwszych, o ile nie właśnie tym pierwszym, który w Niemczech zapisał nazwisko młodego Victora Hugo. A w Listach paryskich wyrzeźbił w arcydzieło wzór politycznego i społecznego dziennikarstwa, które z fragmentu, ze szczegółu potrafi wnioskować o całości, które za kłamliwą metaforą wyczuje zakłamanego ducha wspólnoty, które z wiadomości dnia potrafi wyciągać wnioski dotyczące historii, z tego, co przemija, wywieść to, co trwałe, z nieszczęśliwego wypadku wnioskować o przeznaczeniu. Listy paryskie żyją i dzisiaj. Gatunek, który u nas później podniósł do klasycznej


<p>14</p>

Carl Ludwig Börne, właśc. Löb Baruch (1786–1837) – niemiecki pisarz, publicysta i krytyk literacki, związany z propagującym idee wolnościowe i konstytucyjne ruchem Młode Niemcy.