– Albo nie wiedziała, jak to napisać, albo mnie sprawdzała. W każdym razie to stąd się wzięła nazwa sklepu. Teraz pięcioro jej dzieci przychodzi do mnie raz w tygodniu o zmierzchu. W półmroku można ich pomylić z ludźmi, przeważnie mają podobne kształty. Ale nie są ludźmi. Nie wiem, jakim gatunkiem są terra indigena, ale z pewnością to drapieżnicy najwyższej rangi i mieszkają gdzieś w pobliżu tego jeziora. Przychodzą i każde z nich kupuje jedną książkę. Czasami jakąś zwracają, wymieniają na używaną i mówią mi, dlaczego im się nie podobała. Inne książki bardzo im się podobają, więc proponuję jeszcze inne, które również mogłyby im się spodobać.
Grimshaw przez chwilę o tym myślał.
– Pięć Sprężyniaków przychodzi codziennie po marchewki?
– Prawie codziennie. Nie przychodzą w niedziele, bo wtedy księgarnia jest zamknięta. Ale nie sądzę, żeby moi klienci i Sprężyniaki byli tymi samymi istotami – chociaż to możliwe, że jeden gatunek terra indigena postanowił wybrać dwie bardzo różne postacie, żeby mieć oko na to, co się dzieje w tej części Północnego Wschodu. – Julian długo patrzył na Grimshawa. – Wayne, w Sprężynowie coś się dzieje. Powinieneś ostrożnie dobierać sobie sojuszników.
Grimshaw poczuł, jak po jego kręgosłupie przebiega dreszcz. Nie było to bezpodstawne ostrzeżenie. Nie gdy wychodziło z ust Juliana Farrowa.
– Co wiesz na temat Victorii DeVine?
Julian zastanawiał się nad tym przez dłuższą chwilę. Może zbyt długą?
– To miła kobieta – powiedział wreszcie. – Inteligentna, z dobrym poczuciem humoru; potrafi być zabawna, nie raniąc uczuć innych ludzi. Kłębowisko było częścią jej ugody rozwodowej, do tego dostała gotówkę. Utopiła pieniądze w posiadłości, która wymagała remontu, nowych okien, instalacji, hydrauliki i szamba. Cały majątek wymagał gruntownej renowacji. Udało się jej odnowić główny budynek i trzy domki dla gości. Teraz czeka, żeby się przekonać, czy uda się jej pozyskać dostatecznie dużo regularnych gości, żeby utrzymać to miejsce. Nie byłem świadkiem, ale słyszałem, że od czasu rozwodu doświadcza łagodnych ataków lękowych, chociaż w większości przypadków poradziła sobie z wyzwaniami związanymi z życiem w odizolowanym miejscu, jakim jest Kłębowisko. Ma świetną, wręcz najlepszą plażę, dostępną tylko dla jej płacących gości – niektórzy mieszkańcy są oburzeni, ponieważ jest większa niż publiczna plaża w południowej części jeziora. Sądzę, że ludzie przyzwyczaili się już do korzystania z plaży Kłębowiska, tak jakby była publiczna, i nie lubią, gdy ktoś ich ogranicza.
– Lubisz ją.
Julian spojrzał na niego ostro.
– Ludzi, których nazywam przyjaciółmi, z reguły lubię. To dlatego są moimi przyjaciółmi.
– Zaprosiłeś ją na randkę? – Victoria nie była w typie Grimshawa, chociażby ze względu na pewność siebie, ale gdy chodziło o związki, Julian zawsze miał własne zasady.
– A ty co, policja randkowa? – spytał ostro.
Wayne wyszczerzył zęby.
– Tak tylko pytam.
Julian odwrócił wzrok, a Grimshaw zaczął się zastanawiać nad jego niewidocznymi bliznami. Chyba właśnie zadrapał jedną z nich.
– Julianie?
– Mam wrażenie, że Vicki DeVine miała bardzo ciężkie małżeństwo i przeszła bardzo ciężki rozwód. Ma głębokie rany, które jeszcze się nie zagoiły.
Grimshaw myślał o tym, jak na niego zareagowała – kilka razy się skuliła, jakby spodziewała się ciosu.
– Czy ona ma problem z męskim towarzystwem? Jeśli tak, to zainwestowanie w ośrodek wypoczynkowy było chyba kiepskim pomysłem.
– Jeśli chodzi o przyjaciół, to nie ma sprawy. Nie słyszałem też, żeby miała problemy z jakimkolwiek wykonawcą, który pracował w Kłębowisku. Ale gdy wszystko staje się zbyt osobiste… Wtedy ataki paniki są ostre. – Julian się zawahał. – Podczas remontu w Kłębowisku Vicki mieszkała u Ineke Xavier. Pewnej nocy jeden z gości spróbował swojego szczęścia. Nie znam szczegółów, ale wiem, że Ineke wyrzuciła gościa na bruk i wezwała lekarza, żeby zajął się Vicki, ponieważ jej reakcja była wyjątkowo kiepska.
– Cholera… – westchnął Grimshaw. Czyli jednak nie była zuchwała.
– Czasami chodzimy na lunch albo idziemy do kina ze znajomymi. Dopóki nikt nie nazywa tego randką – to słowo wywołuje u niej reakcje fizyczne – wszystko jest w porządku.
– Nie przeszkadza ci to?
– Vicki jest moją przyjaciółką. Nie mam z tym problemu. – Julian wypuścił powietrze. – Według plotek martwy mężczyzna był związany z deweloperem, który chce wybudować ośrodek wczasowy nad jeziorem.
Nagła zmiana tematu. Grimshaw zrozumiał aluzję.
– Myślisz, że ktoś chce przejąć w tym celu Kłębowisko?
– To jedyny dostępny teren. Choć tak naprawdę wcale nie jest dostępny.
– Chyba że obok nieruchomości pojawi się trup, a dochodzenie odstraszy dotychczasową właścicielkę. – Wayne zastanawiał się nad tym przez dłuższą chwilę. – A co z drugą stroną jeziora? Czy ktoś może tam coś zbudować?
Julian się roześmiał.
– Domki w Stróżówce należą do miejscowej grupy Sanguinatich. Nikt przy zdrowych zmysłach, kto ma chęć do życia nie będzie zawracał głowy wampirom i proponował im budowy ośrodka nad jeziorem.
– A gdybym musiał porozmawiać z którymś z nich?
– Wystarczy, że wpadniesz do właścicieli komisariatu. To do nich należy drugie biuro na piętrze.
– Cholera – powiedział Grimshaw. – Ile budynków z tej wioski należy do Sanguinatich?
– Więcej, niż sądzi burmistrz lub inni mieszkańcy. Ale to tylko domysły.
Za dużo do myślenia. Potrzebował trochę czasu i ciszy, żeby to wszystko przeanalizować.
– Gdzie mogę się zatrzymać? Nie widziałem tu żadnej karczmy ani motelu.
– Pensjonat Ineke Xavier, jeśli to ma być coś na krótko. Czysto, dobre żarcie. Właścicielka bywa trochę… trudna, ale to i tak najlepszy wybór. Na dłuższy czas mogę ci polecić jeden z domków przy Mill Creek. Mają tam wodny młyn, który dostarcza prąd do domków. Jeśli się zastanowić, to stanowi on chyba źródło prądu również dla Kłębowiska. Domki są zwyczajne, z jedną sypialnią, ale umeblowane. Sam wynajmuję jeden z nich i nie narzekam.
– A kto jest ich właścicielem? – spytał Grimshaw, chociaż miał wrażenie, że zna odpowiedź.
– Mieszkańcy Stróżówki. Wayne, nie daj się zmylić wybrukowanym ulicom i sklepowym witrynom. To dzikie tereny, wszyscy jesteśmy zwierzyną.
Musiał naprawdę wiele przemyśleć.
– Chyba udam się do pensjonatu i sprawdzę, czy pani Xavier ma jakiś pokój do wynajęcia. Ile za książki?
– Zwróć mi je w dobrym stanie, to wyślę je Vicki jako nadające się do użytku książki używane. – Julian się uśmiechnął. – Tworzy bibliotekę dla siebie i potencjalnych gości, ale ma bardzo niski budżet.
Grimshawa kusiło, żeby spytać Juliana, czy wie,