Jezioro Ciszy. Inni. Anne Bishop. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Anne Bishop
Издательство: OSDW Azymut
Серия: INNI
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-66328-03-7
Скачать книгу
Ciszy jest jednym z najmniejszych Jezior Palczastych, ma zaledwie osiem kilometrów długości i mniej niż półtora kilometra szerokości, jest za to najgłębsze. Nikt nie wie, kim jest Pani Jeziora – ludzie, którzy być może ją widzieli, już nie żyją, więc nie mogą nam o tym opowiedzieć.

      – Jesteś pewna, że to nie jest tylko taka historia? Przecież tam pływałam – no dobrze, szybko się wykąpałam, bo woda nie była jeszcze wystarczająco ciepła – i nic nie widziałam. Nawet jednej zmarszczki na powierzchni.

      – Ona tam jest.

      – O kurczę…

      – Wybierzmy kilka dat. Potem porozmawiam z Horace’em i Hektorem o wypożyczeniu koni – zarządziła Ineke.

      Wyjęłam mój kalendarz i określiłyśmy dni.

      – Ograniczę się do sześciu osób – powiedziała Ineke. – Za pierwszym razem możemy tylu nie uzbierać, bo moi obecni lokatorzy to głównie policjanci, ale niedługo powinni stąd wyjechać. Jeśli nie zapełnię wszystkich miejsc, zwrócę się do mieszkańców Sprężynowa, na przykład do nowych właścicieli sklepów. Julian Farrow jest seksowny, nie sądzisz? – Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się znacząco.

      Tak, z pewnością był seksowny. I bardzo mi się podobał. Lubiłam rozmawiać z nim o książkach. Poza Ineke był moim jedynym przyjacielem w Sprężynowie, nie chciałam jednak nic więcej oprócz przyjaźni od kogoś, kto miał żywotne kończyny, niezależnie od tego, jak bardzo był seksowny.

      Na krótko po przyjeździe do Sprężynowa przeczytałam w starym czasopiśmie artykuł „Czego oczekują mężczyźni, kiedy idą na randkę”. Napisano w nim, że mężczyźni spodziewają się uprawiać seks na trzeciej randce, co uważałam za wyjątkowo upokarzające. Jak można w tak krótkim czasie poznać kogoś na tyle dobrze, żeby dopuścić do takiej intymności?

      Mieszkałam u Ineke, gdy inny gość, który przyjechał do niej tylko na jedną noc, zaproponował, żebyśmy wyszli na zewnątrz i popatrzyli na księżyc. Julian pożyczył mi książkę o astronomii i tego wieczoru planowałam wyjść na tył pensjonatu, żeby sprawdzić, czy uda mi się zidentyfikować kilka konstelacji, więc ta propozycja nie wydała mi się podejrzana. A gdy mężczyzna zasugerował, że całus lub dwa byłyby idealnym zwieńczeniem tego wieczoru… No cóż, wydawało mi się to trochę bezczelne, ale był uprzejmy podczas kolacji i zachowywał się tak, jakby interesowało go moje zdanie o książce, którą oboje czytaliśmy. Jeśli nie zgodziłabym się na pocałunek, wszyscy z pewnością uznaliby mnie za okrutną egoistkę. Nie chciałam, żeby Ineke czy ktokolwiek inny miał o mnie takie złe zdanie, pomyślałam więc, że on jest tu tylko na jedną noc i prosi mnie tylko o pocałunek, nigdy nie dojdziemy do trzeciej randki. No i dlaczego nie sprawdzić, jak to jest całować mężczyznę innego niż Yorick? Jednakże zbyt późno się zorientowałam, że moją zgodę na pocałunek zinterpretował jako zgodę na o wiele więcej. Kiedy go odepchnęłam, powiedział, że powinnam być wdzięczna, iż ktoś w ogóle chce mnie przelecieć. Nagle brzmiał zupełnie jak Yorick.

      Niewiele pamiętam z tego, co stało się potem, poza szczekaniem Maxwella, który rzucił się na tego mężczyznę, i krzykiem Ineke. Potem znalazłam się w moim pokoju, przytulałam Maxwella, doktor Wallace rozmawiał z Ineke, a mężczyzna zniknął.

      Przed tamtą nocą marzyłam – tak troszkę – że może Julian mógłby kiedyś stać się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ale po niej… Nie miałam zamiaru ryzykować przyjaźni tylko po to, żeby się przekonać, iż popęd seksualny zamienia każdego mężczyznę w Yoricka.

      Gdy nie odpowiedziałam, Ineke poklepała mnie po ręce i wstała od stołu.

      Odprowadziłam ją do samochodu. Rozejrzała się, popatrzyła na drzewa.

      Po Aggie czy jakiejkolwiek innej Wronie nie było śladu.

      – Policjanci w moim pensjonacie są tu nie tylko w charakterze gości – powiedziała Ineke. – Mężczyzna, którego zabito, mieszkał w jednym z moich pokoi. Wczoraj pokój ten został przeszukany, dziś rano powtórzono czynności. Wygląda na to, że nie znaleźli tego, czego się spodziewali.

      – Czyli wiedzą, kim był. – Odetchnęłam z ulgą. – To dobrze.

      – Nie byłabym tego taka pewna. – Nagle jej głos stał się ponury. – Vicki, posłuchaj… Usłyszałam coś, co skłoniło mnie do myślenia, że ich zdaniem ten człowiek cię znał. Że przyjechał tutaj, żeby się z tobą spotkać.

      – Ale ja go nie znałam. – No dobrze, niezbyt dokładnie mu się przyjrzałam, ponieważ nie miał oczu i na jego widok zrobiło mi się trochę niedobrze. – Nie miałam żadnego umówionego spotkania, nikogo się nie spodziewałam.

      Spojrzała na mnie z uwagą.

      – Jeśli śledczy będą chcieli z tobą porozmawiać, na twoim miejscu uważałabym, co mówię. I przemyślałabym wynajęcie prawnika, zanim w ogóle cokolwiek im powiesz.

      Ineke odjechała, a ja zaczęłam się zastanawiać, gdzie znajdę prawnika.

      Gdy wróciłam do domu, zauważyłam Wronę siedzącą na ziemi pod drzewem.

      – Aggie?

      – Kra.

      Było to „kra” łagodne. Zatroskane.

      Ile z naszej rozmowy usłyszała?

***

      Około południa pod dom podjechały dwa nieoznakowane samochody, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam przywiązać większej wagi do ostrzeżenia Ineke i czy nie warto od razu poszukać prawnika.

      – Pani DeVine?

      Z pierwszego auta wysiadło dwóch mężczyzn. Starszy z nich miał nieszczery, oślizgły uśmiech, który za bardzo przypominał mi Yoricka, gdy ten wgryzał się w jakąś transakcję. Młodszy, który przedstawił się jako oficer Osgood, zdawał się zakłopotany zachowaniem partnera, przełożonego czy kogokolwiek, kim był Pan Oślizgły w hierarchii JWK.

      A może to był Detektyw Oślizgły? Ponieważ nie raczył się przedstawić, nadałam mu takie imię.

      – Chcielibyśmy, żeby przyjechała pani na komisariat i odpowiedziała na kilka pytań.

      – Dlaczego? – Nie ruszyłam się z miejsca, stałam niedaleko drzwi. Moje serce waliło, a w rękach i nogach znów pojawiło się to uczucie, jakbym nagle znalazła się w innej skórze, za małej na mnie o dwa rozmiary. Był to znak, że znajduję się w ogromnym stresie. – Przecież powiedziałam już oficerowi Grimshawowi o wszystkim, co wiem. Moja lokatorka znalazła ciało wczoraj, a ja zadzwoniłam na policję.

      – Najwyraźniej ofiara przyjechała tutaj, żeby omówić zajęcie przez panią terenu należącego do rodziny pani byłego męża.

      – Słucham? – Skóra stała się jeszcze ciaśniejsza. – Niczego nie zajęłam. Kłębowisko było częścią mojej ugody rozwodowej. Niezależnie od tego, czy należało do rodziny mojego byłego męża, czy nie, Yorick z radością przerzucił odpowiedzialność na mnie. – I wtedy wszystko zrozumiałam. – Och… Czyżby przysłał kogoś, żeby sprawdzić, czy włożyłam w to miejsce dostatecznie dużo pieniędzy, czy zyskało ono na wartości wystarczająco, by mi je odebrać?

      Typowy Yorick. I typowa ja – dopiero po dziesięciu latach przekonałam się o jego prawdziwej naturze. Oczywiście był świetny w przekonywaniu mnie, że to, co uważałam za prawdziwe, jest tylko wytworem mojej wyobraźni.

      Z drugiego samochodu wysiadło czterech kolejnych mężczyzn.

      – Nie będzie pani miała nic przeciwko