– Byłoby dziwnie, gdyby drużyna JWK z Putney zajęła się tą sprawą, ponieważ teren ten znajduje się już poza ich kompetencją – powiedział wreszcie Hargreaves. – Dlatego chcę mieć w wiosce kogoś, kto będzie mi składał raporty i załatwiał codzienne sprawy podczas tego dochodzenia. Postanowiliśmy, że tym kimś będziesz ty. – Po chwili dodał: – Musimy być ostrożni. Nie mogę pozwolić, żeby komukolwiek nadepnięto na odcisk. Chłopcy z miasta nie zawsze doceniają fakt, że trafili do małej wioski takiej jak Sprężynowo.
Innymi słowy – pomimo wszystkich dowodów z ostatniego roku na to, jak reagują terra indigena, gdy coś im się nie podoba – zespół JWK może chcieć poprowadzić to dochodzenie tak, jakby miał do czynienia z ludźmi.
I w ten sposób został tymczasowym dowódcą komisariatu w Sprężynowie, podczas gdy zespół JWK z Putney zajął się podejrzaną śmiercią Franklina Cartwrighta (o ile wizytówki znalezione nieopodal ciała należały do ofiary).
Kapitan Hargreaves powiedział mu, że komisariat będzie otwarty, a jeśli nie, to Grimshaw powinien się zgłosić do burmistrza albo do najemców, którzy mają biura na drugiej kondygnacji. Drzwi były otwarte, więc Grimshaw wszedł do środka, żeby się rozejrzeć, zadowolony, że nie musi z nikim rozmawiać. W środkowej szufladzie jednego z biurek znalazł pęk kluczy. Schował je do kieszeni, zakładając, że ktoś zostawił je specjalnie dla niego. Założył również, że gospodarz – albo spółka holdingowa będąca właścicielem tego budynku – również ma klucze zarówno do komisariatu, jak i do dwóch biur na drugim piętrze. Jedno biuro wynajmował jedyny prawnik w wiosce. A drugie? Hargreaves nie posiadał informacji o drugim najemcy.
Dwa biurka, po jednym z każdej strony pokoju. Krzesło do pracy za każdym biurkiem i krzesła dla interesantów przed. Szafa na broń bez broni. Cela w tylnej części budynku – a dokładniej pokój z pojedynczym łóżkiem i chwiejnym stolikiem nocnym; kraty w oknach i drzwiach. Schowek na materiały eksploatacyjne i ściana szafek na akta, w których rzeczywiście znajdowały się teczki, chociaż dotyczące nieaktualnych spraw. Łazienka z kabiną prysznicową. Niewielka kuchnia, w której znajdowała się stara, lecz nadal działająca lodówka oraz nowy ekspres do kawy.
W razie czego może spać na komisariacie do czasu, aż znajdzie jakąś kwaterę.
Przejechał palcem po biurkach i z zaskoczeniem stwierdził, że pokrywa je zaledwie cienka warstwa kurzu – nic poza tym, czego można by się spodziewać tuż przed cotygodniowym sprzątaniem. Niemiłe wrażenie wynikało raczej z wieku tego budynku i znajdujących się w nim przedmiotów niż z nieporządku.
Nie wiedział, czy to dobrze, czy źle.
Po obejrzeniu swojej nowej siedziby wyszedł na zewnątrz. Po jednej stronie komisariatu znajdował się wiejski ratusz, w którym mieściły się sala sądowa oraz biura wszystkich służb. Naprzeciwko był bank. Bezpośrednio po drugiej stronie ulicy znajdował się sklep o nazwie Zaczyn Tani.
– Na wszystkich drwiących bogów… – mruknął Grimshaw i przeszedł przez drogę. Czy to jakiś targ? A może coś bardziej ezoterycznego i na granicy prawa?
Gdy postawił stopę na chodniku i zobaczył w oknie tabliczkę z informacją o wyprzedaży używanych książek, wszystko zrozumiał. Zaczyn Tani. Zaczytani.
– Urocze. – Nienawidził wszystkiego, co urocze. I już nie lubił pomysłowego właściciela tego miejsca.
Drewniane drzwi były szeroko otwarte. Grimshaw uchylił moskitierę i wszedł do środka. Gdy jego oczy dostosowywały się do mrocznego wnętrza, ogarnęło go niepokojące wrażenie. Rozpoznawał człowieka stojącego przy stoliku informacyjnym w przedniej części sklepu…
– Cześć, Julianie – powiedział.
– Witaj, Wayne. Jeśli ściągnięto cię tutaj w związku z tym trupem, to już ci współczuję.
Dziesięć lat temu byli słuchaczami w jednej z policyjnych szkół w Regionie Północno-Wschodnim i przyjaźnili się do czasu, gdy Julian zniknął kilka lat po ukończeniu szkoły. Jednak dopiero po wydarzeniach zeszłego roku – które wstrząsnęły całym kontynentem Thaisii – Grimshaw zebrał dostateczną ilość informacji, żeby dojść do kilku wniosków odnośnie do Juliana Farrowa.
Julian był genialnym słuchaczem. Gdy chodziło o niektóre testy, niezbyt się wyróżniał na tle grupy, ale miał zadziwiającą umiejętność wyczuwania otoczenia i zawsze wiedział, kiedy uciec, nawet jeśli na horyzoncie nie było jeszcze widać problemów.
Podczas ćwiczeń wiedział, kiedy policja musi iść ulicą z wyciągniętą bronią i kiedy sama obecność funkcjonariuszy stworzy kłopoty – albo je rozwiąże. Gdy pracował w policji, umiejętność ta wiele razy uratowała skórę jego kolegom. To dlatego Incydent był dla niego bardziej obciążający, niż powinien.
Julian odkrył jakieś nieprawidłowości – prawdopodobnie korupcję w kręgach oficjeli lub policjantów. Nieprawidłowości z rodzaju tych, które niszczą karierę zawodową i kończą się wyrokami więzienia.
Pewnej nocy, kiedy był na swojej zmianie, a jego partner na zwolnieniu, Julian odpowiedział na wezwanie o pomoc. Kiedy przybył na miejsce, nie znalazł przestraszonej kobiety, która zadzwoniła pod numer alarmowy; zastał natomiast czekających na niego pięciu mężczyzn w kominiarkach. Mieli pałki i kije. Napadli na niego, zanim zdążył wyciągnąć broń. Dwóch z nich go dźgnęło, dostał też kilka ciosów pałkami, ale jakoś się wyswobodził i rzucił do ucieczki.
Może był zdezorientowany. A może wyczucie, które chyba zawiodło go w tej ciemnej uliczce, ponownie zaczęło go wspierać. Bo jak inaczej wytłumaczyć, dlaczego skręcił w inną uliczkę, taką, która kończyła się murem? Wdrapał się na wielkie kontenery na śmieci i udało mu się przeskoczyć przez mur. Potem stracił przytomność wskutek utraty dużej ilości krwi.
I tak właśnie zeznał: że zemdlał i w związku z tym nie widział, co podążało za pięcioma goniącymi go mężczyznami. Ale coś podążało. Coś wystarczająco dużego i potężnego, aby wypatroszyć pięciu mężczyzn przed wyrwaniem im rąk, nóg i oderwaniem głów. Okrucieństwo tej zbrodni zszokowało całą policję w Regionie Północno-Wschodnim, nie wspominając o panice, jaka wybuchła wśród mieszkańców. Ludzie myśleli, że dopóki nie przekraczają granic miast, terra indigena im nie grożą.
Nikt nie mógł udowodnić, że Julian nie stracił przytomności, że nie słyszał tego, co się działo z tamtymi mężczyznami. Nikt nie mógł udowodnić, że wybrał akurat tę uliczkę, żeby mężczyźni znaleźli się w pułapce. Można było jedynie stwierdzić, że padł ofiarą próby zabójstwa – albo co najmniej ataku, jeśli mężczyźni mieli tylko zniechęcić go do dalszego dochodzenia w sprawie nieprawidłowości.
Nikt nie był w stanie niczego udowodnić. Ale wszyscy policjanci, którzy chodzili z nim do szkoły albo z nim pracowali, znali jego predyspozycje i byli pewni, że nie wybrał tej uliczki przypadkiem. Nikt jednak nie mógł udowodnić, że wyczuł to, co się stanie z mężczyznami, którzy pobiegną za nim w tę uliczkę. Ponieważ dwóch z tych mężczyzn było kolegami z policji, zrobił się smród i wszczęto najróżniejsze dochodzenia. W końcu zawarto z Julianem ugodę w ramach rekompensaty za odniesione rany, które zostały uznane za na tyle poważne, że musiał zakończyć karierę policjanta. Po tym wszystkim zniknął.
Aż do tej chwili.
Grimshaw rozejrzał się wokół. Księgarnia chyba nie była najlepiej prosperującym biznesem, ale może to kwestia pory dnia.
– Księgarnia?
– Muszę