Starość aksolotla. Jacek Dukaj. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jacek Dukaj
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Научная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788308071076
Скачать книгу
naokoło w zasłuchanym kręgu jeszcze bardziej się przybliżają, nachylają, wysuwają języki-mikrofony, wąsy-skanery. – Mają smak, i piją, i jedzą, i piją – unosi kieliszek wódki i rozlega się wokół przeciągłe metaliczne brzęczenie, krrrszaaachrrr, sprzęg głośników i mikrofonów, a może westchnienie wstydliwej maszynerii – i piją, piją, i śpią, nawet jeśli nie śnią, i chodzą po trawie, i grzeją się w słońcu –

      Uncanny Valley

      „Dolina Niesamowitości”.

      Reprezentacje postaci ludzkich – zdjęcia, filmy, figury, rysunki, symulacje – gdy tak bliskie postaciom prawdziwym, że od nich nieodróżnialne, nie wywołują reakcji podświadomego odrzucenia u widza. Podobnie – reprezentacje w oczywisty sposób nierealistyczne: zabawki, karykatury, spotworzenia. Człowiek wpada w „Dolinę Niesamowitości” – dręczące podświadomość poczucie, że „coś tu jest nie tak” – gdy reprezentacje znajdują się pomiędzy tymi oczywistościami: zbliżają się w wyglądzie lub zachowaniu do człowieka, ale nadal dzielą je od niego drobne, trudno opisywalne różnice.

      Po raz pierwszy ów fenomen zaobserwował japoński inżynier i konstruktor robotów Masahiro Mori w 1978 roku.

      Krrrszaaachrrr…!

      – I mają psy, koty, ptaki, owady, gryzą ich komary, pyłki i nasiona wpadają do oczu, oślepia ich Słońce, tam zawsze wschodzi Słońce, i urządzają sobie barbecue, i parzą sobie palce –

      Krrrszaaachrrr…!

      – Jedząc gorące mięso –

      Tego już za wiele, roboty napierają na Dagenskyolla, prawie go miażdżąc.

      – Znasz IP?

      – Tylko szefowie aliansów znają. To oni się tam spotykają – żeby omówić strategie na najbliższą przyszłość, wymienić informacje, rozstrzygnąć spory.

      Czarny mech medicus ryczy Dagenskyollowi z przesterowanego głośnika prosto w czołowy wyświetlacz:

      – ALE GDZIE! GDZIE TO JEST!

      – Kalifornia, House of the Rising Sun.

      Legenda, legenda zbyt piękna, by była prawdziwa.

      Tymczasem do Grzesia przysiada się Johnny. Johnny rozwalił swojego pokazowego mecha-Terminatora i teraz chodzi w takim samym seksbocie co większość transformerów w Japonii: wersja żeńska, twarz z taśmy, Geisha V albo VI.

      Geisha

      Potoczna nazwa linii klasycznych japońskich seksbotów, produkowanych kilkanaście lat przed Zagładą, przeznaczonych zarówno do sprzedaży detalicznej i prywatnego użytku w domach indywidualnych nabywców, jak i dla przemysłu rozrywki i seksbiznesu w Azji.

      Wszystkie Geishe mają kobiecą formę i podążają za estetyką mangi, a także futurystycznych obrazów Hajime Sorayamy, który swoim albumem Sexy Robot z 1983 roku zaraził wyobraźnię przyszłych projektantów prawdziwych seksbotów.

      – Ktoś cię szuka.

      – Kto?

      Johnny wyświetla fotkę robota o wielkich obręczach barkowych, pomalowanego w żółto-czarne pasy.

      – Pierwsze widzę, jakiś składak z odzysku – dziwi się Grześ. – Czemu nie posłał maila?

      – Ha! Może się nie lubi z Bysiami.

      – Przedstawił się?

      – Słyszałem tylko, że pytał o ciebie Zjadacza Dusz, mieli dłuższą pogawędkę tam nad Topielą.

F 52

      Bull & Bull Alliance

      B & B, „Bysie”.

      Bull & Bull jest jednym z najmniej licznych aliansów, ale ponieważ kontroluje serwery Google’a, większość transformerów uważa B & B za szarą eminencję świata po Zagładzie, współczesny odpowiednik Illuminatów. Panuje przekonanie, że Bysie odziedziczyły też skarbce i klucze NSA i czytają wszystkie maile, obojętnie jak mocno szyfrowane; że usiłują się wślizgnąć do umysłów transformerów przez niestarannie sformatowany hardware.

      Grześ jeszcze raz zerka na display Johnny’ego.

      – Ale że w ogóle dali mu mecha – musi być w przyjaźni.

      – Albo przyszedł na piechotę.

      W Japonii rezydują prawie wszystkie alianse. Tylko tutaj mają do dyspozycji taką obfitość humanoidalnych robotów. W których znowu, chociaż trochę, chociaż w cudzysłowie i w metalu, mogą się transformery poczuć żywymi w żywym świecie.

      Głównie są to rozmaite wersje mechanicznych lalek z sex shopów i burdeli – słusznie słynęli Japończycy ze swej inwencji w dziedzinach perwersji – oraz medyczne roboty zaprojektowane do opieki nad osobami starszymi, niedołężnymi, domowe medicusy. W chwili Zagłady Japonia była najstarszym społeczeństwem Ziemi, robotyka medyczna stanowiła już potężną gałąź jej przemysłu.

      I tylko tutaj infrastruktura konieczna dla przetrwania transformerów – czyli serwery i ich zasilanie – w tak dużym stopniu polegała na obsłudze automatycznej, nie wymagając ludzi do podtrzymania funkcjonowania. Po trzech latach Tokio nadal nie zgasło do reszty. Japońskie elektrownie jądrowe zostały po Fukushimie tak paranoicznie zabezpieczone przed wszelkimi dopustami natury i człowieka – włącznie z biblijnym tsunami, wojną jądrową i atakiem Godzilli – że będą działać bezludnie, dopóki materii nie pokona entropia lub póki nie wyczerpią się zapasy uranu.

      Tymczasem rozpada się reszta świata człowieka. Kabel elektryczny bije o okna budynku i sypie iskrami, śmieci pędzą kanionami ulic w spiralnych tumanach.

      Trzecia jest legenda o Złym Bogu.

      – …i wtedy nacisnął RESET, i wszystko, co żyje, zaczęło umierać…

      Grzesiu dotyka końcem palca-chwytaka puszki i patrzy, jak budweiser kolebie się przed nim w lewo i w prawo. Mech potrafi znieruchomieć jak żaden organizm żywy. Ruch jest tym, co nadaje mechowi życie. Robot, który nie pracuje, to kupa złomu, nic więcej.

      Grzesiu i Johnny, zastygnąwszy tak kamiennie, przyglądają się tańczącej puszce.

      Na wielkim ekranie u góry jaśnieje milionami świateł nocne miasto Blade Runnera – prawdziwa feeria na tle mrocznego Tokio PostApo.

      Strefa Przemysłowa Keiyō

      Dzielnica ciągnąca się wzdłuż północnych i wschodnich wybrzeży Zatoki Tokijskiej, o rozwiniętym hutnictwie żelaza i stali oraz przemyśle paliwowym i stoczniowym.

      Jakby do rytmu tej rozgibanej puszki gną się i kolebią metalowo-plastikowe cielska dwóch seksbotów, odgrywających na podium w głębi baru straszliwą parodię aktu seksualnego człowieka. Geisha i Geisha, dwa żeńskie mechy na nieznanych transformerach, symulują z precyzją i czułością hartowanej stali pocałunki lesbijskie, pieszczoty piersi i pośladków, pancerne palce na pancernych łonach, taniec pożądania zwierzęcego wypotworniały w zimnym obrzędzie maszyny, pod strumieniami laserowych blasków, w oblewie żołnierskiej muzyki striptizu. Grześ patrzy, patrzy i emotuje duszną żenadę. Ileż tu pięter sztuczności, ile warstw cudzysłowów – gubi się, gdy usiłuje je zliczyć. Nie mogą się upić, nie mają nawet programów do symulacji upicia. Nie mogą uprawiać seksu, nie mają programów do połączeń i podnieceń seksualnych. Co im pozostało – suchy teatr seksu, w tych robotach skonstruowanych dla erotycznej obsługi prawdziwych, organicznych ludzi.

      Posągowo znieruchomiały Grześ obserwuje to przez dwieście osiemdziesiąt siedem sekund i wreszcie nie wytrzymuje, wstaje z wizgiem ścięgien. Przelała się czara tokijskiej goryczy.

      – Melancholia