Pingnął przez satkę potwierdzenie dla aliansu i pokulał zwinąć Drut, i wtedy stratowało go stado pluszowych miśków.
Przyklęknął, podparł się pancernymi pięściami, i tak przeczekał pierwszą i drugą falę irigochi. Kiedy się podniósł, na asfalcie i pod zaspami starych śmieci spoczywały, podrygując, pojedyncze zabawki, niczym ryby wyplute na brzeg przez wysoką falę. Nie tylko misie – także pieski, kotki, pokemony, smoki, rozmaite fantastyczne i mitologiczne potworki o absurdalnie wielkich oczach.
irigochi
Popularne w Japonii zabawki o wyglądzie tradycyjnych pluszaków: miśków, piesków, pokemonów, postaci z bajek. Włączone zachowują się jak zwierzęta. Każde z osobna sięga poziomu inteligencji psa. Szybko przejmują od właściciela zwyczaje, emocje, osobowość, stając się towarzyszami-odbiciami dzieci.
Po Zagładzie, w braku ludzi, na których mogłyby się wzorować, zaczęły łączyć się z sobą na poziomie Internet of Things, tworząc stada objawiające nowy rodzaj inteligencji i świadomości.
Wracając w podskokach od wyłączonych seksbotów – wyjął im procki, rano zwiezie do siebie cały zdobyczny hardware – Grześ znowu stracił równowagę na jednej nodze i zwalił się z łomotem pod słup dźwigający obwisłą kiść grubych kabli.
Mógł teraz wymieniać spojrzenia z irigochi prawie na tym samym poziomie. Zmaltretowany Totoro mrugnął sennie do Star Troopera, mrugnął i wyciągnął łapkę. Grześ machnął na pluszaka. Zabawka zadygotała i poczołgała się ku niemu nieporadnie.
Ani się spostrzegł, a Totoro i misiek i Hello Kitty przylgnęły do jego tytanowej piersi.
Wstał, pokulał podparty na Plujnicy. Obejrzał się. Wlekły się za nim.
Nie miał nogi, nie mógł uciec.
– Tylko mnie nie zaduście.
Irigochi nie znają polskiego ani angielskiego. Tylko blednące światła nocnego Tokio odpowiedziały mu swym morse’owym migotaniem. Był 847. dzień PostApo i przed Grzesiem otwierała się następna wieczność.
W warsztatach podziemnego garażu, pod czterdziestopiętrowym apartamentowcem Aiko, mozolił się, by doprawić sobie zapasową kończynę.
Części do butikowego Miharayasuhiro stanowiły rzadkie dobro. Jeszcze rzadsze były umiejętności pozwalające na zużytkowanie tych części. Tokijskie transformery Royal Alliance w potrzebie zwracały się właśnie do Grzesia; teraz chwilami czuł się złotą rączką dla połowy świata. Nadmiarowy hardware stanowił rodzaj zapłaty za usługę. Pod ścianami i na stelażach zgromadził tu setki większych i mniejszych części robotów.
Royal Alliance
RA, „królewscy”, „królewiacy”, „koronni”.
Alians gildii powstałych w klasycznych grach fabularnych, zwłaszcza tych opartych na estetyce fantasy. Przed Zagładą skupiał on głównie starszych graczy, preferujących tradycyjne interfejsy (ekran, konsola, klawiatura). Po Zagładzie z początku obejmował transformery z europejskich stref czasowych.
Miał na dyskach terabajty planów konstrukcyjnych oraz podręczników użytkownika, a na papierze – grube jak Biblia katalogi urban hardware. Z oddzielnymi sekcjami dla linii mechów domowych, ulicznych, przemysłowych, medycznych, municypalnych, wojskowych, rozrywkowych, powietrznych i podwodnych. Niepostrzeżenie, strona po stronie, przechodziły one w drony, z kolei płynnie przechodzące w hardware stacjonarny i Matternet: Internet of Matter, bezserwerową sieć wszechobecnych mikroprocesorów, opartą na RFID, podczerwieni i NFC.
Matternet (I)
Pierwszy etap rozwoju Internet of Things.
Sieć łącząca wszystkie urządzenia „inteligentne”: wyposażone w mikroprocesory, zdolne do komunikacji – najczęściej przez WiFi, podczerwień, bluetooth, RFID (Radio Frequency Identification) i NFC (Near Field Communication).
Matternet rozrastał się przed Zagładą, w miarę popularyzacji standardu 5G przejmując także rolę przekaźników i wzmacniaczy sygnału w rejonach gęstej zabudowy miejskiej.
Matternet odpowiadał za sterowanie, orientację i komunikację dron i samochodów automatycznych.
Na bazie Matternetu rozwijano też projekty smart cities oraz różne modele lokalnej demokracji bezpośredniej.
W dekadzie przed Zagładą wpakowano w tę branżę biliony dolarów. Bezrobocie rosło, tymczasem kolejne korporacje przerzucały się z ludzkich pracowników na roboty; społeczeństwa się starzały i do opieki nad starcami też trzeba było zastępów czułych i cierpliwych automatów zamiast biologicznych dzieci i wnuków; no i żołnierz mech, nawet jeśli kosztuje fortunę, to nic nie kosztuje w sondażach opinii publicznej, gdy ginie na polu walki.
Jeszcze dziesięć–piętnaście lat i owych użytkowych robotów prowadzonych na radiowych smyczach byłyby na świecie miliony. Zagłada jednak uderzyła u zarania trendu.
Gdybyż mógł zadzwonić do jakiegoś centrum obsługi mechów…! Te katalogi były w istocie katalogami prototypów i modeli pokazowych. Podręczników japońskich nadal nie potrafił odczytać, a one interesowały Grzesia najbardziej.
W klatce Faradaya w głębi warsztatu Grześ trzymał trzy kompletne seksboty, jednego medicusa oraz chrabąszcza.
medicus
Robot medyczny.
Genealogia medicusów sięga jeszcze robotów przeznaczonych do zdalnego wykonywania operacji, kierowanych przez chirurgów znajdujących się w innym kraju, na innym kontynencie, z wykorzystaniem łączności w standardzie 5G i virtual reality. (Pierwsza taka operacja została wykonana w Chinach w 2019 roku).
Później użycie nazwy ograniczyło się do humanoidalnych robotów medycznych, w szczególności japońskich mechów-pielęgniarzy, przeznaczonych do opieki nad starszymi.
chrabąszcz
Potoczne miano wielu starych, prymitywnych mechów obciążonych jeszcze wielkimi, niewydajnymi bateriami – umieszczane na ich plecach, nadawały im wygląd chrabąszczy.
Irigochi nie zbliżały się do klatki; zbiły się w gromadkę w kącie i obserwowały Grzesia niczym zalęknione szczenięta.
– Nie naprawię was – powtarzał im, wiedząc doskonale, że go nie rozumieją. – Nie jestem informatykiem. Mogę tylko poskładać do kupy ręce i nogi.
Informatycy osiągnęli na lata przed Zagładą taki stopień zjednoczenia z Cyfrą, że całkowicie odkleili się od hardware’u. Wyłonił się był wobec tego odrębny klan fachmanów od IT, których główne zajęcie stanowiło pełzanie pod biurkami i kratownicami i którzy przechowywali w swych głowach bezcenną wiedzę, jaki kabel wetknąć w jaki slot i które karty ciągną najlepiej pod jakimi radiatorami.
Grześ był piwnicą IT tych, którzy pracowali w piwnicach IT.
Przez podwójnie filtrowane USB wpiął się do laptopa podczepionego do anteny satelitarnej na dachu budynku Aiko. Królewscy właśnie zaktualizowali na swojej stronie granice wpływów w Wielkim Tokio oraz kolory alertów na liniach energetycznych od elektrowni w Tōkai i Hamaoce. Serwerownia JPX w Nihonbashi Kabuto-cho, gdzie procesowała się większość królewskich transformerów w Tokio, świeciła się na zielono. W barze Chūō Akachōchin w Kyōbashi licznik obecności stał na siedmiu transformerach.
JPX
Japan Exchange Group
Tokijska Giełda Papierów Wartościowych.
Nihonbashi Kabuto-cho
Dzielnica finansowa Tokio.
Grześ