– Co chciała przez to powiedzieć?
– Właśnie się nad tym zacząłem zastanawiać, kiedy przypomniała mi się historia z jej ojcem.
– W jakim sensie?
– Bo tamtym razem obroniła się przez atak, więc przeczuwałem, że teraz też ma taki plan: uderzyć pierwsza, i przeraziło mnie to. Widziałem jej spojrzenie, więc co z tego, że wyglądała jak marzenie teściowej, czy co tam jeszcze. W oczach miała czarną przepaść.
– Chyba przesadzasz. Lisbeth nie ryzykuje bez potrzeby. Działa racjonalnie.
– Tak, ale na swój własny szalony sposób.
Mikaelowi przypomniało się, co Lisbeth powiedziała mu podczas kolacji w Kvarnen: że zamierza być kotem, nie myszą.
– No i co dalej? – spytał.
– Nic. Poszła sobie i od tamtej pory nie dała znaku życia. Czekałem tylko, aż przeczytam w gazecie, że wyleciał w powietrze lokal klubowy MC Svavelsjö albo że jej siostra zginęła w płonącym samochodzie w Moskwie.
– Camilla jest pod ochroną rosyjskiej mafii. Lisbeth nigdy by z nimi nie zadarła.
– Naprawdę w to wierzysz?
– Sam nie wiem. Ale jestem pewien, że ona by nigdy…
– Co?
– Nic – odparł Mikael, przygryzając wargę; poczuł się naiwny, wręcz głupi.
– To się nie skończy, dopóki się nie skończy. Tak to odebrałem. Żadna z nich – ani Lisbeth, ani Camilla – się nie podda, dopóki druga nie będzie martwa.
– Chyba przesadzasz – zauważył Mikael.
– Tak myślisz?
– Mam taką nadzieję – poprawił się. Napił się jeszcze wina i przeprosił Dragana na chwilę.
Sięgnął po komórkę i wysłał esemesa do Lisbeth.
Ku swojemu zdziwieniu od razu dostał odpowiedź:
Spoko, Blomkvist. Jestem na urlopie. Schowałam się. Nie robię żadnych głupstw.
URLOP TO za dużo powiedziane. Jednak dla Lisbeth radość wiązała się z bólem; bólem, który ustępuje. Popijając piwo w barze w Hôtel d’Angleterre, poczuła właśnie to: ulgę, jakby ktoś zdjął z niej ciężar, jakby dopiero teraz do niej dotarło, w jakim napięciu żyła przez całe lato; polowanie na siostrę doprowadziło ją do granic szaleństwa. Jeszcze nie do końca się odprężyła, w jej głowie nie przestawały się przewijać wspomnienia z dzieciństwa. Miała jednak wrażenie, jakby rozszerzył jej się ogląd spraw, i nawet zaczęła tęsknić, niekoniecznie za czymś konkretnym, raczej za tym, aby uciec od wszystkiego, i to wystarczyło, żeby dać jej poczucie wyzwolenia.
– Are you okay?
Dotarły do niej panujący gwar i ponowione pytanie, więc się odwróciła i popatrzyła na stojącą obok młodą kobietę, która szukała jej spojrzenia.
– A dlaczego pytasz?
Tamta miała ze trzydzieści lat, ciemną karnację, przenikliwie patrzące lekko skośne oczy i długie czarne, kręcone włosy. Ubrana w dżinsy, granatową bluzkę i botki na wysokim obcasie. Było w niej coś zdecydowanego i jednocześnie proszącego. Na prawym ramieniu miała bandaż.
– Sama nie wiem – odparła. – To po prostu pytanie, które ludzie zadają.
– Pewnie tak.
– Miałaś minę, jakby ci się wszystko spieprzyło.
Lisbeth niejeden raz w życiu słyszała tę uwagę. Ludzie podchodzili do niej i mówili, że wygląda, jakby była niezadowolona, zła albo właśnie jakby wszystko jej się spieprzyło. Nienawidziła tego. Jednak tym razem to kupiła i odparła:
– I pewnie tak było.
– Ale już jest lepiej?
– W każdym razie inaczej.
– Mam na imię Paulina i też jestem poharatana.
PAULINA MÜLLER spodziewała się, że tamta również się przedstawi. A tu nic, nawet nie kiwnęła głową. Ale też nie odtrąciła jej. Paulina zwróciła na nią uwagę ze względu na jej chód: jakby zupełnie nie zważała na otoczenie i nie miała najmniejszego zamiaru przypodobać się nikomu; było w tym coś dziwnie pociągającego i Paulina pomyślała, że może i ona chodziła w podobny sposób, zanim Thomas jej to odebrał.
Jej życie było niszczone tak powoli i stopniowo, że ledwo to zauważała. Po przeniesieniu się do Kopenhagi zaczęła zdawać sobie sprawę, jak daleko to zaszło, lecz widząc tę kobietę, zrozumiała to jeszcze lepiej. Stojąc obok niej, poczuła, że nie jest wolna. Od tamtej wprost biła niezależność, która była niezwykle pociągająca.
– Mieszkasz tu? – spytała ostrożnie.
– Nie – odparła tamta.
– Właśnie się tu przenieśliśmy z Monachium. Mój mąż został przedstawicielem firmy farmaceutycznej Angler na całą Skandynawię – ciągnęła z dumą.
– Aha.
– Ale dziś uciekłam od niego.
– Okej – powiedziała kobieta.
– Byłam dziennikarką w czasopiśmie „Geo”, wiesz, to taki magazyn naukowy, ale odeszłam stamtąd, kiedy się tu przeprowadziliśmy.
– Aha.
– Pisałam głównie o medycynie i biologii.
– Okej.
– Bardzo to lubiłam – mówiła dalej. – Ale mąż dostał tę pracę, no i stało się, jak się stało. Pracuję trochę jako wolny strzelec.
Odpowiadała na niezadane pytania, a kobieta mówiła „aha” albo „okej”, aż w końcu spytała, czego się napije. Paulina odparła, że może być cokolwiek, i dostała whiskey Tullamore Dew z lodem i z uśmiechem, a może raczej zwiastunem uśmiechu. Kobieta miała na sobie czarny spodnium, któremu przydałaby się pralnia chemiczna, i białą koszulę, była zupełnie nieumalowana i miała zapadnięte oczy, jakby od dłuższego czasu nie spała. Mroczne spojrzenie, mocne i niepokojące, a Paulina próbowała śmiać się i żartować.
Nie bardzo jej szło. Tyle że nieznajoma przysuwała się coraz bardziej, co jej się spodobało i może dlatego zerknęła nerwowo na ulicę, jakby się bała, że pojawi się Thomas. Wtedy kobieta zaproponowała, żeby napiły się u niej w pokoju.
Paulina odpowiedziała, że nie, nie ma mowy. „Mojemu mężowi bardzo by się to nie podobało”. Potem zaczęły się całować i poszły do pokoju, gdzie się kochały. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek przeżyła coś podobnego, tyle gniewu i namiętności, a potem opowiedziała o Thomasie i swojej domowej tragedii; tamta słuchała z miną, jakby była zdolna zabić. Paulina nie miała tylko pewności, czy chodziło o Thomasa czy o resztę świata.
ROZDZIAŁ 8
PRZEZ NASTĘPNY tydzień Mikael nie chodził do redakcji i nie spojrzał na swój tekst o fabrykach trolli. Sprzątał w mieszkaniu, biegał, przeczytał dwie powieści Elizabeth Strout i spotkał się na kolacji ze swoją siostrą Anniką Giannini, głównie dlatego, że była adwokatką Lisbeth. Jednak Annika wiedziała niewiele więcej od niego, tylko tyle, że Lisbeth odezwała się do niej z prośbą o namiary na niemieckich adwokatów zajmujących się sprawami rodzinnymi.
Poza