– Tata z wami mieszka czy rodzice są rozwiedzeni? Przepraszam, mam nadzieję, że to nie jest zbyt osobiste pytanie.
– Ech, nie potrafię o tym mówić – powiedziała Aubrey i padła na łóżko, nakrywając głowę poduszką. Jenny zabrała jej poduszkę.
– Hej. Daj spokój, w dzisiejszych czasach rozwód to nic wstydliwego.
Aubrey spojrzała na nią zapłakanymi oczami.
– Jeśli chcesz znać prawdę, chodzi o coś znacznie gorszego niż rozwód. Moi rodzice nigdy się nie pobrali. Tata jeździł ciężarówką, a mama była taką jego dziewczyną na trasie. Mówiła, że gdzieś miał inną rodzinę; pewnej nocy odjechał i już nie wrócił. Tak strasznie się wstydzę. Nie powiesz nikomu? Proszę.
– Oczywiście, że nie. Nigdy. To nie twoja wina, ty tu jesteś ofiarą. To musiało być dla ciebie straszne. Ile miałaś wtedy lat?
– Trzy. To nie tak, że za nim tęskniłam. Pamiętam tylko, że czuć było od niego piwem. Ale po jego odejściu zrobiło się krucho z pieniędzmi. Mama bez przerwy pracowała. Kobiety w Vegas nie mają lekko. W młodości była ładna i dobrze zarabiała jako kelnerka, ale szybko się postarzała. Nie miała głowy, żeby ruszyć do przodu. Wiesz, zdać maturę, nauczyć się pisania na komputerze. Nie potrafiła wziąć się w garść i traciła jedną pracę za drugą. Kiedy już mogłam pracować, ze wszystkich sił starałam się jej pomóc. A potem wyjechałam.
– Na pewno chciała, żebyś wyjechała. Kto by nie chciał, żeby jego dziecko skorzystało ze stypendium w Carlisle? Zaraz, czekaj. Czy ty przypadkiem nie masz starszej siostry? Amanda, prawda? Czemu ona nie może sprawdzić, co u mamy, i pomóc jej z powrotem włączyć telefon?
Siostra Aubrey miała dwadzieścia parę lat i roznosiła drinki w jednym z dużych hoteli przy Las Vegas Strip. Ciągle pakowała się w kłopoty. Jenny wiedziała, że siostry nie mają ze sobą dobrego kontaktu.
– Próbowałam, możesz mi wierzyć, ale Amanda nie oddzwania – powiedziała Aubrey.
– Daj mi jej numer. Zadzwonię do niej.
Gdy w grę wchodziło rozwiązywanie problemów, Jenny była nieugięta. Przez kilka następnych dni zostawiła siostrze Aubrey szereg coraz bardziej alarmujących wiadomości. Kiedy nie otrzymała odpowiedzi, znalazła numer hotelu, w którym pracowała Amanda, i cztery razy w ciągu jednego popołudnia zadzwoniła do kierownika, żądając, by poprosił Amandę do telefonu w pilnej sprawie rodzinnej. To w końcu wywołało piorunujący efekt: Amanda nagrała wiadomość na sekretarkę w ich pokoju. Ze steku przekleństw dało się wyłowić informację, że pani Miller ma się dobrze, ale tymczasowo nie ma telefonu, więc niech Jenny idzie do diabła i każe spieprzać również tej marudnej idiotce Aubrey.
Jenny puściła nagranie koleżance, ta zaś ze łzami w oczach uściskała ją i bez końca powtarzała szeptem: „Dziękuję, dziękuję, dziękuję”.
– Nie ma o czym mówić – powiedziała Jenny i pogłaskała ją po plecach, napawając się jej wdzięcznością. Uwielbiała pomagać potrzebującym, a Aubrey zapewniała jej pole do popisu.
Choć Jenny sądziła, że problem Aubrey udało się rozwiązać w niezwykle satysfakcjonujący sposób, im bliżej było do Święta Dziękczynienia, tym bardziej koleżanka była podłamana. Z dnia na dzień robiła się bledsza i smutniejsza, w dodatku chudła w oczach, bo prawie przestała jeść. Rozczarowało to Jenny, która lubiła, kiedy jej starania przynosiły bardziej namacalne efekty. Zaczęła się niepokoić.
Przejrzała wydany przez uczelnię przewodnik dla przedstawicieli akademików, szukając procedur na wypadek podejrzenia u studenta nieleczonej albo niezdiagnozowanej depresji, anoreksji bądź któregokolwiek z długiej listy innych zaburzeń psychicznych lub emocjonalnych. W pierwszej kolejności powinna powiadomić opiekunkę roku, ale tę możliwość z miejsca odrzuciła. Dziewczynę, która pełniła tę funkcję w Whipple – Chen Mei, absolwentkę biochemii – rzadko można było znaleźć, a nawet jeśli się to udało, wyraźnie dawała do zrozumienia, że przyjęła swoją funkcję ze względu na darmowe zakwaterowanie i nie interesują jej problemy studentów. Następna porada w przewodniku sugerowała zgłoszenie sprawy do Akademickiego Ośrodka Zdrowia lub dziekana do spraw studenckich. Aubrey musiałaby wówczas poddać się badaniom stanu psychicznego albo nawet wziąć urlop zdrowotny. Sama myśl o podjęciu tak drastycznych kroków przeraziła Jenny. Była przyjaciółką, nie szpiclem. Musiała sama pomóc współlokatorce, nie mieszając w to władz administracyjnych, co pewnie wpakowałoby ją w kłopoty.
Nie musiała jednak działać w pojedynkę.
Aubrey ubóstwiała Kate i wszędzie za nią chodziła. Na posiłki, na imprezy, gdziekolwiek Kate jej pozwalała. Kupiła sobie nawet farbę i zmieniła mysi kolor swoich włosów na jasny blond, niemal taki sam, jaki miały włosy przyjaciółki. Nikt poza Jenny nie uznał tego za dziwne, wszyscy tylko zachwycali się nowym wyglądem Aubrey. Gdyby Jenny nie była zbyt zajęta, żeby się przejmować, zabolałoby ją to, że Aubrey woli towarzystwo Kate. Zwłaszcza że ta snobistyczna suka traktowała koleżankę jak chłopca na posyłki: kazała jej biegać do Hemingwaya po cappuccino albo na poranne wykłady, żeby ktoś robił za nią notatki, kiedy sama nie miała ochoty podnieść się z łóżka – nawet na zajęcia, na które Aubrey nie była zapisana. (Aubrey twierdziła, że jej się to podoba, ale są jakieś granice). Jenny nie była jednak małostkowa. Chciała, żeby Aubrey była szczęśliwa; najwyższy czas, by Kate wykazała się jako przyjaciółka. Jenny musiała tylko jakoś ją w to zaangażować.
We wtorkowy wieczór przed przerwą na Święto Dziękczynienia na dziedzińcu było cicho i ponuro. Mnóstwo ludzi wyjechało już do domów, od wielu dni padał zimny deszcz. Brukowane alejki były śliskie od mokrych liści, które przyklejały się do nieprzemakalnych butów Jenny. Wolałaby, żeby padał śnieg – przynajmniej byłoby ładniej. W pobliżu Whipple czuć było zapach dymu, więc przed wejściem na górę zajrzała do świetlicy, licząc na to, że w kominku płonie ogień. Sala była jednak pusta, a kominek zimny. W 402 panowała ciemność, tylko pod drzwiami pokoju Kate widniał jasny pasek światła. Jenny szybko odłożyła płaszcz i plecak, a potem zajrzała do drugiego pokoju, żeby upewnić się, że Aubrey tam nie ma – to mogła być świetna okazja do rozmowy o tym, jak jej pomóc.
Kiedy zapukała do Kate, usłyszała chichot.
– Proszę – zawołała Kate.
– Przepraszam, nie wiedziałam, że masz towarzystwo – powiedziała Jenny, otwarłszy drzwi.
– W porządku. Nie jesteśmy nadzy. J e s z c z e – rzekła Kate, śmiejąc się dwuznacznie.
Siedziała na łóżku w objęciach ciemnowłosego chłopaka zwróconego do Jenny plecami. Ich koszulki i jego dżinsy leżały na podłodze. Chłopak odwrócił się z głupkowatym uśmiechem, a Jenny zamarła na jego widok.
– To jest Lucas – oznajmiła Kate.
– Ja… my się znamy – wydusiła z siebie Jenny.
– J e n n y – odezwał się chłopak, a zadowolenie nagle zniknęło z jego twarzy. Jenny odruchowo zerknęła na jego majtki i zobaczyła, że pod nimi też coś maleje. – Jezu – powiedział Lucas, chwytając spodnie. Zaczął zakładać je w podskokach.
– Po co ten pośpiech, Luke? – spytała rozbawiona Kate. – Jenny już widywała w moim łóżku facetów bez spodni. Nic jej nie