Nie każdy jednak był tak dobry w unikaniu konsekwencji. Jenny przyjrzała się Aubrey, która siedziała pośrodku blada i wyczerpana. Ciemnofioletowe cienie pod oczami współlokatorki wyglądały niepokojąco.
– Hej – odezwała się Jenny, chwytając Aubrey za rękę, gdy taksówka podskoczyła na wyboju. – Wszystko w porządku?
– Spiłam się, ale jest okej – odparła Aubrey.
– Dobrze się bawiłaś? – spytała Jenny. Zachrypła od krzyku w klubie. Z takim gardłowym seksownym głosem stanowiącym cząstkę magii Kate brzmiała niemal jak ona.
– Jasne – odparła Aubrey z pijackim uśmiechem. – Ten gość, Elliot, przyjaciel Griffa… skądś tam. Leciał na mnie. Chciał uprawiać seks w łazience.
Jenny roześmiała się.
– Leciał na ciebie czy tylko chciał cię przelecieć?
– Nie, naprawdę na mnie leciał. To znaczy, były inne dziewczyny, które mogłyby z nim to zrobić. Ale rozmawiał dalej ze mną, nawet kiedy odmówiłam. Kate miała rację. To te blond włosy. I to, że zgubiłam parę kilo.
– Aubrey, wcale nie musisz się odchudzać – rzekła Jenny, ale Aubrey nie odpowiedziała. – Dobrze, że tego z nim nie zrobiłaś. Nie żebym myślała, że zrobisz.
– Bałam się, że wszystkim rozgada. A nie chcę, żeby Griff uważał mnie za puszczalską.
– A kogo obchodzi opinia Griffa?
– Nie chcę, żeby mnie obgadywali.
– I dobrze. No i pewnie nie chciałabyś się czymś zarazić.
– Daj spokój, Elliot przecież przyjaźni się z Griffem i Kate, na pewno niczym by mnie nie zaraził. W każdym razie Kate uważa, że powinnam się z kimś przespać i pozbyć się wreszcie dziewictwa. Mówi, że to mnie blokuje.
– Blokuje? Jak?
– Towarzysko. Rozumiem, o co jej chodzi, ale nie miałam jeszcze odpowiedniej okazji.
– Otóż to. Stracić dziewictwo w łazience w klubie nocnym? Stać cię na więcej. Zaczekaj na faceta, który będzie cię odpowiednio traktował.
– Wiesz, Elliot pokazał mi zdjęcie swojego psa.
Jenny parsknęła śmiechem. Aubrey też się roześmiała, wtuliła się w koleżankę i oparła głowę na jej ramieniu.
– Jesteście jak aniołek i diabełek, które siedzą mi na ramionach i szepczą do ucha, co powinnam robić – powiedziała Aubrey, a język uroczo jej się plątał.
– I której z nas zamierzasz posłuchać, słońce? – spytała Jenny. Pogładziła ją po włosach przypominających srebrną chmurę, w dodatku podwójną, bo Jenny dwoiło się w oczach.
– Nie umiem wybrać. Kocham was obie.
– Uważaj. Kate może mieć na ciebie zły wpływ.
Ale Jenny powiedziała to bez przekonania. Głowa Kate podskakiwała na oparciu, podczas gdy taksówka pędziła naprzód. Kate – odurzona, z otwartymi ustami – wyglądała tak niewinnie, że Jenny ogarnęły wyrzuty sumienia i wychyliła się przez Aubrey, żeby ułożyć głowę koleżanki w bezpieczniejszej pozycji. Jakie to z jej strony niewdzięczne, że przyjmowała darmowe drinki i korzystała z jej gościnności, a potem mówiła o niej takie paskudne rzeczy, kiedy ta spała pijana tuż obok. Przecież Kate wcale nie musiała ich ze sobą zabierać. Wzięła je do miasta, wspaniale spędziły czas i o nic w zamian nie prosiła. Na uczelni też często tak robiła. Udowodniła, że jest wielkoduszną przyjaciółką. Jenny nie powinna pozwolić, żeby tę przyjaźń zatruła zazdrość o chłopaka, zwłaszcza o takiego, z którym sama zerwała. Sęk w tym, że choć często powtarzała sobie, że rozstała się z nim, by mogli zająć się studiami i spotykać z innymi ludźmi, w głębi duszy wiedziała, że to kłamstwo. Bała się, że zostanie skrzywdzona. Postanowiła, że zerwie pierwsza, by Lucas nie zdążył rzucić jej dla kogoś bardziej obytego i piękniejszego, gdy tylko dostanie się do Carlisle. Żeby nie rzucił jej dla kogoś takiego jak Kate. A tu proszę…
6
Około trzynastej obudził je hałas dobiegający z kuchni. Na ogromnym kacu wyłoniły się z pokoju, zamykając oczy jak nowo narodzone kocięta, bo raziło je światło. Victoria spojrzała na nie, wręczyła im kubki z kawą i butelkę paracetamolu i zabroniła pokazywać się aż do kolacji. Wspomniała coś o ludziach z cateringu, którzy będą potrzebowali miejsca do pracy, ale Jenny wątpiła, by naprawdę o to chodziło. Sama też nie chciałaby, żeby ktoś taki jak one kręcił się w pobliżu jej uroczych jasnowłosych dzieci.
Zebrały się i poszły do Central Parku. Liście pospadały już z drzew, a przenikliwy wiatr przewiewał na wylot ich kurtki, lecz Jenny i tak była oczarowana spacerem po centrum Manhattanu. Wdychała powietrze przesycone zapachem spalin i podziwiała refleksy zimowego słońca na okazałych apartamentowcach widocznych ponad koronami drzew. Kate przegoniła je po całym parku, obiecując, że obejrzą korowód z okazji Święta Dziękczynienia. Kiedy dotarły do West Side, okazało się, że parada skończyła się kilka godzin wcześniej. Zostały po niej tylko mnóstwo confetti i stoiska z hot dogami, więc dziewczyny zjadły po jednym na śniadanie i wróciły przez park aż do Madison Avenue. Sklepy były pozamykane. Przyjaciółki wzięły się pod ręce i przechadzały w tę i z powrotem po pustej alei, gapiąc się na przepiękne ubrania na wystawach. Czuły się, jakby miasto należało tylko do nich.
Po powrocie do domu paplały wesoło w windzie, potem zajrzały do kuchni, gdzie pracownicy cateringu uwijali się jak w ukropie, a w powietrzu unosił się aromat pieczonego indyka. Były absurdalnie szczęśliwe, aż do momentu, gdy Victoria dopadła Kate przed drzwiami biblioteki.
– Ostrzegam cię: jest tu twój ojciec, więc lepiej się zachowuj – wycedziła kobieta takim tonem, że Jenny podniosła wzrok znad walizki, z której właśnie wyjmowała strój na kolację.
Victoria i Kate stały w drzwiach i wymieniały wściekłe spojrzenia. W końcu dziewczyna zrobiła kwaśną minę i się odwróciła. Macocha chwyciła ją za ramię. Kate wyrwała się i zatrzasnęła drzwi, żeby Jenny i Aubrey nie oglądały tej sceny. Wciąż jednak świetnie było słychać podniesione głosy.
– Mogłabyś okazać choć odrobinę wdzięczności – powiedziała Victoria. – Próbuję ci pomóc. On nie przepada za niespodziewanymi gośćmi.
Jenny i Aubrey spojrzały na siebie z niepokojem.
– A ty ilu gości zaprosiłaś na dziś, Victorio? – spytała Kate z oburzeniem. – Policzmy. Swoją matkę prostaczkę i jej grubego chłopaka, który je z otwartymi ustami. Trzech rozwydrzonych kuzynów z Bedford. Lauren z klubu tenisowego, ze sztucznymi cyckami i mężem, który próbuje mnie obmacywać. Kogoś jeszcze? Jakoś nie masz problemu z wydawaniem pieniędzy taty na wykarmienie s w o i c h gości. Mogłabyś okazać przynajmniej odrobinę dobrego wychowania i nie narzekać, kiedy i ja zaproszę parę osób.
– Nie pouczaj mnie w kwestii wychowania. To ty wracasz półprzytomna o piątej nad ranem, zataczając się, i budzisz mi dzieci. Szczerze mówiąc, uważam, że jestem wobec ciebie dość pobłażliwa. Moje życie byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby ojciec odciął się od ciebie, a jednak za każdym razem, kiedy się nad tym zastanawia, a zapewniam cię, że ostatnio dzieje się tak coraz częściej, ja, głupia, odradzam mu to.
– Kłamiesz.
– Dobrze