Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Серия: s-f
Жанр произведения: Научная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788380628427
Скачать книгу
tłum astronomów i fizyków za nim powinni obserwować wystrzelenie rakiety ze znajdującej się bliżej miejsca startu platformy dla VIP-ów, ale ten cholerny urzędas NASA powiedział, że nie mają do tego uprawnień, bo obiekt wysyłany w niebo nie należy do nich. Potem urzędas obrócił się do grupy stojących sztywno, jakby połknęli kije, generałów i łasząc się jak pies, poprowadził ich obok posterunku wartowniczego na platformę widokową. Ringier i jego koledzy musieli zostać w tym odległym, oddzielonym jeziorem od płyty wyrzutni rakietowej miejscu, w którym w poprzednim stuleciu zbudowano zegar odliczający czas do startu. Miejsce to było dostępne dla publiczności, ale tym razem, późną nocą, nie było tam nikogo oprócz naukowców.

      Z tej odległości odpalenie rakiety wyglądało jak przyspieszony wschód słońca. Nie podążały za nią reflektory, więc jej masywny kadłub był niewyraźny, dobrze widoczne były tylko płomienie buchające z silników. Świat wypadł ze swej kryjówki w ciemnościach nocy i dał wspaniały pokaz świateł, a z atramentowo czarnej powierzchni jeziora wzbiły się złote fale, jakby te płomienie podpaliły wodę. Patrzyli, jak rakieta się wznosi. Gdy przelatywała przez chmury, zabarwiła połowę nieba nad Florydą na odcień czerwieni, który można ujrzeć tylko w snach, ale wkrótce blask zniknął i krótki świt ponownie pochłonęła noc.

      Kosmiczny teleskop Hubble II był urządzeniem drugiej generacji, z lustrem o średnicy 21 metrów, a więc dużo większym od średnicy lustra jego poprzednika, mierzącej 4,27 metra, co pięćdziesięciokrotnie potęgowało moc obserwacji. Do jego budowy wykorzystano technologię soczewek składanych z elementów wyprodukowanych na Ziemi i połączonych w przestrzeni kosmicznej. Przeniesienie ich wszystkich na orbitę wymagało jedenastu lotów, z których ten był ostatni. Składanie Hubble’a II w sąsiedztwie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zbliżało się do końca. Za dwa miesiące teleskop będzie mógł zajrzeć w głąb Wszechświata.

      – Banda złodziei! Ukradliście następną piękną rzecz – powiedział Ringier do wysokiego mężczyzny obok niego, jedynego z całej grupy, na którym wystrzelenie rakiety nie robiło żadnego wrażenia. George Fitzroy widział zbyt wiele takich startów. Cały czas stał oparty o zegar i palił papierosa. Po przejęciu przez wojsko Hubble’a II został jego przedstawicielem, ale ponieważ chodził przeważnie w ubraniu cywilnym, Ringier nie znał jego stopnia i nigdy nie zwracał się do niego per „panie generale”. Nazwanie złodzieja po imieniu było w sam raz.

      – Doktorze, podczas wojny wojsko ma prawo rekwirować cały sprzęt cywilny. Poza tym nie oszlifowaliście ani jednego elementu soczewki Hubble’a II, nie zaprojektowaliście ani jednej jego śrubki. Przybyliście tu po to, żeby cieszyć się sukcesem, nie żeby narzekać.

      Fitzroy ziewnął, jakby spieranie się z tą bandą nieudaczników było męczącym zajęciem.

      – Ale bez nas tego teleskopu w ogóle by nie było! Sprzęt cywilny? Widzi skraj Wszechświata, a wy, krótkowzroczne typy, chcecie go wykorzystać do obserwacji najbliższej gwiazdy!

      – Jak już powiedziałem, mamy wojnę. Wojnę w obronie całej ludzkości. Nawet jeśli pan zapomniał, że jest Amerykaninem, to chyba pamięta pan przynajmniej, że jest człowiekiem, co?

      Ringier jęknął i kiwnął głową, a potem potrząsnął nią z westchnieniem.

      – Ale co chcecie zobaczyć przez Hubble’a? Musi pan mieć świadomość, że ten teleskop nie dostrzeże planety Trisolarian.

      – Jest jeszcze gorzej – powiedział z westchnieniem Fitzroy. – Społeczeństwo myśli, że będzie można dostrzec przez niego flotę trisolariańską.

      – Wspaniale – rzekł Ringier.

      Chociaż Fitzroy w ciemnościach nie widział wyraźnie twarzy Ringiera, wyczuwał jego schadenfreude, co sprawiało, że jego towarzystwo było równie niemiłe jak ostry zapach, który dochodził z platformy startowej i wypełniał teraz powietrze.

      – Doktorze, powinien pan znać konsekwencje.

      – Jeśli społeczeństwo wiąże nadzieję z Hubble’em II, to prawdopodobnie nie uwierzy, że wróg naprawdę istnieje, dopóki nie zobaczy floty trisolariańskiej na własne oczy.

      – I uważa pan, że jest to do przyjęcia?

      – Wyjaśniliście to już ogółowi, prawda?

      – Oczywiście, że wyjaśniliśmy! Zorganizowaliśmy cztery konferencje prasowe i wielokrotnie wyjaśnialiśmy, że chociaż Hubble II jest o wiele rzędów potężniejszy od największych używanych obecnie teleskopów, nie ma mowy, żeby wykrył flotę trisolariańską. Jest za mała! Odkrycie z naszego Układu Słonecznego planety w innym układzie gwiezdnym przypominałoby odkrycie z Zachodniego Wybrzeża komara siedzącego na lampie na Wschodnim Wybrzeżu, a flota trisolariańska byłaby wielkości bakterii na jednej z nóg tego komara. Czy można to przedstawić jaśniej?

      – To bardzo jasne.

      – Ale co jeszcze możemy zrobić? Społeczeństwo będzie wierzyć, w co zechce. Siedzę w tym interesie już ładnych parę lat, a nie pamiętam żadnego dużego programu kosmicznego, który nie zostałby błędnie zinterpretowany.

      – Już dawno temu powiedziałem, że wojsko straciło wiarygodność, jeśli chodzi o programy badania i wykorzystania przestrzeni kosmicznej.

      – Ale oni chcą panu wierzyć. Czy nie nazywają pana drugim Carlem Saganem? Zbił pan majątek na tych swoich popularnonaukowych książkach o kosmologii. Niech nam pan pomoże. Tego właśnie chce wojsko, a teraz oficjalnie przekazuję panu naszą prośbę.

      – Czy to prywatne negocjacje w sprawie warunków umowy?

      – Nie ma żadnych warunków! To pana obowiązek jako Amerykanina. Jako obywatela Ziemi.

      – Dajcie mi trochę więcej czasu na obserwacje. Nie potrzebuję go dużo. Podnieście limit do dwudziestu procent, w porządku?

      – Nieźle pan sobie radzi w tych dwunastu i pół procentach, które ma pan teraz, i nikt nie wie, czy ten przydział może być zagwarantowany w przyszłości. – Fitzroy machnął ręką w stronę płyty wyrzutni rakietowej, nad którą rozwiewający się dym zostawiony przez rakietę tworzył brudną smugę na nocnym niebie. Oświetlona przez reflektory wyglądała jak plama po mleku na dżinsach. Zapach zrobił się jeszcze bardziej nieprzyjemny. W pierwszej fazie lotu rakieta była napędzana ciekłym tlenem i ciekłym wodorem, nie powinna więc wydzielać takiego zapachu, ale prawdopodobnie coś dostało się w strumień płomieni odbity od platformy startowej i spaliło. – Mówię panu, będzie jeszcze gorzej.

      Luo Ji poczuł ciężar napierającej na niego pochyłej ściany urwiska i przez chwilę czuł się jak sparaliżowany. W sali panowała zupełna cisza, aż jakiś głos za nim powiedział cicho:

      – Doktorze Luo, może pan pozwoli.

      Wstał sztywno i jak automat podszedł do podium. Podczas tego krótkiego przejścia powróciło dziecięce poczucie bezradności. Chciał, żeby ktoś wziął go za rękę i poprowadził, ale nikt nie wyciągnął do niego dłoni. Wszedł na podwyższenie i stanął obok Hinesa, a potem obrócił się twarzą do utkwionych w niego setek par oczu, oczu przedstawicieli sześciu miliardów ludzi z ponad dwustu krajów na Ziemi.

      Nie pamiętał nic z tego, co się działo przez resztę sesji, wiedział tylko, że stał tam przez chwilę, a potem odprowadzono go na miejsce w pierwszym rzędzie obok pozostałych trzech Wpatrujących się w Ścianę. W tym zamroczeniu przegapił historyczną chwilę ogłoszenia rozpoczęcia programu, w którym mieli wziąć udział.

      Jakiś czas później, kiedy wydawało się, że sesja się zakończyła, i ludzie, włącznie z trzema siedzącymi obok niego Wpatrującymi się w Ścianę, zaczęli się rozchodzić, ktoś, prawdopodobnie