Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Серия: s-f
Жанр произведения: Научная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788380628427
Скачать книгу
się z nim zobaczyć.

      – Z kim? Z tym zamachowcem?

      Luo Ji skinął głową.

      – Oczywiście. Ale to nie leży w moich kompetencjach. Ja zajmuję się tylko ochroną. Przekażę pańską prośbę.

      Powiedziawszy to, Shi Qiang odwrócił się i wyszedł. Wydawał się teraz bardziej dbały i ostrożny, odmienny od wizerunku, który wcześniej tworzył. Luo nie był do tego przyzwyczajony.

      Shi Qiang szybko wrócił i powiedział:

      – Może pan się z nim spotkać, tutaj albo gdzie indziej. Lekarze mówią, że może pan chodzić.

      Luo Ji chciał mu powiedzieć, że wolałby zmienić miejsce. Zaczął się nawet podnosić, ale wtedy przyszło mu do głowy, że słabowity wygląd lepiej posłuży jego celowi, więc z powrotem opadł na poduszkę.

      – Właśnie z nim jadę, więc będzie pan musiał trochę poczekać. Może by pan coś zjadł? Od posiłku w samolocie minęła doba. Zaraz to załatwię.

      Potem znowu wyszedł.

      Zamachowca przyprowadzono akurat wtedy, gdy skończył jeść. Mężczyzna miał wyrazistą twarz o europejskich rysach, ale jego najbardziej rzucającą się w oczy cechą był lekki uśmieszek, który zdawał się na stałe przylepiony do ust. Nie miał na rękach kajdanków, ale po wprowadzeniu go do pokoju dwóch ludzi wyglądających na zawodowych konwojentów usiadło na krzesłach, a dwóch innych stanęło w drzwiach. Nosili odznaki, z których wynikało, że są funkcjonariuszami Rady Obrony Planety.

      Luo starał się jak mógł wyglądać na bliskiego śmierci, ale zamachowiec go przejrzał.

      – Doktorze, na pewno rana nie jest aż tak poważna. – Uśmiechnął się, ale był to już inny uśmiech niż ten stały. Pojawił się jak efemeryczna plama oleju na wodzie. – Bardzo mi przykro.

      – Przykro panu, że próbował pan mnie zabić?

      Luo podniósł głowę z poduszki, by spojrzeć na napastnika.

      – Przykro mi, że pana nie zabiłem. Nie myślałem, że na takie zebranie przyjdzie pan w kamizelce kuloodpornej. Powinienem był użyć pocisków przeciwpancernych albo po prostu strzelić panu w głowę. Wtedy wykonałbym moje zadanie, a pan zostałby uwolniony od swojego, od tej nienaturalnej misji, której nie jest w stanie podołać żaden normalny człowiek.

      – Już jestem od niego uwolniony. Złożyłem na ręce sekretarz generalnej odmowę objęcia stanowiska Wpatrującego się w Ścianę i wszystkich związanych z nim praw i obowiązków, a ona w imieniu ONZ przyjęła moją rezygnację. Oczywiście nie wiedział pan o tym, kiedy podjął pan próbę zabicia mnie. RZT zmarnowała zamachowca.

      Uśmiech na twarzy zabójcy stał się bardziej promienny, niczym ekran monitora po zwiększeniu jasności.

      – Zabawny z pana gość – powiedział.

      – O co panu chodzi? Powiedziałem szczerą prawdę. Jeśli pan mi nie wierzy…

      – Wierzę, ale mimo to jest pan zabawnym człowiekiem – przerwał mu zamachowiec, wciąż z promiennym uśmiechem.

      Luo Ji nie zwrócił szczególnej uwagi na ten uśmiech, ale miał on niebawem odcisnąć się na jego świadomości jak piętno wypalone rozżarzonym żelazem i zostać tam do końca jego życia.

      Potrząsnął głową i z westchnieniem położył się z powrotem. Nic nie powiedział.

      – Nie sądzę, doktorze, żebyśmy mieli dużo czasu – rzekł zamachowiec. – Przypuszczam, że nie wezwał mnie pan tutaj tylko po to, żeby opowiedzieć mi ten dziecinny żart.

      – Nadal nie rozumiem, o co panu chodzi.

      – W takim razie, doktorze Luo Ji, nie jest pan dość inteligentny, by zostać Wpatrującym się w Ścianę. Nie myśli pan tak logicznie, jak wskazywałoby pana imię. Wygląda na to, że moje życie rzeczywiście zostało zmarnowane. – Zamachowiec spojrzał na stojących za nim w pogotowiu dwóch mężczyzn i powiedział: – Panowie, myślę, że możemy odejść.

      Spojrzeli pytająco na Luo, który machnął z rezygnacją ręką, i wyprowadzili niedoszłego zabójcę.

      Luo Ji usiadł na łóżku i rozmyślał nad słowami zamachowca. Miał dziwne wrażenie, że coś jest nie tak, ale nie wiedział co. Wstał z łóżka i zrobił kilka kroków. Nie odczuwał żadnych dolegliwości oprócz tępego bólu w klatce piersiowej. Kiedy podszedł do drzwi i wyjrzał przez nie, siedzący przy nich strażnicy z karabinami natychmiast wstali, a jeden z nich powiedział coś do radiotelefonu, który miał na ramieniu. Luo Ji zobaczył jasny i czysty korytarz, zupełnie pusty z wyjątkiem dwóch innych uzbrojonych ochroniarzy na samym końcu. Zamknął drzwi, podszedł do okna i odciągnął zasłonę. Z tej wysokości ujrzał, że przy wejściu do szpitala stoją uzbrojeni po zęby wartownicy, a z przodu są zaparkowane dwa zielone samochody wojskowe. Poza przemykającymi szybko od czasu do czasu odzianymi w biel pracownikami szpitala nie widział nikogo innego. Kiedy przyjrzał się uważniej, dostrzegł na dachu budynku naprzeciw dwóch ludzi obserwujących przez lornetki otoczenie, a obok nich karabiny snajperskie, i był pewien, że na dachu szpitala są tacy sami strzelcy wyborowi.

      Wartownicy nie byli policjantami. Wyglądali na żołnierzy. Luo wezwał Shi Qianga.

      – Szpital jest silnie chroniony, prawda? – zapytał.

      – Tak.

      – A co by się stało, gdybym poprosił o usunięcie tej ochrony?

      – Spełnilibyśmy pana prośbę. Ale radzę, żeby pan tego nie robił. W tej chwili jest to niebezpieczne.

      – W jakim wydziale pan pracuje? Czym się pan zajmuje?

      – Jestem w Wydziale Bezpieczeństwa Rady Obrony Planety, a zajmuję się ochroną pana.

      – Ale ja nie jestem już Wpatrującym się w Ścianę. Jestem zwykłym obywatelem, więc nawet jeśli moje życie będzie zagrożone, powinna się tym zająć zwykła policja. Dlaczego miałbym nadal korzystać ze ścisłej opieki Rady Obrony Planety? I z możliwości jej odwołania albo przywrócenia, jeśli sobie tego zażyczę? Kto dał mi takie uprawnienia?

      Twarz Shi Qianga pozostała bez wyrazu, jak gumowa maska.

      – Takie mamy rozkazy.

      – Wobec tego… gdzie jest Kent?

      – Na zewnątrz.

      – Niech go pan zawoła!

      Kent przyszedł krótko po wyjściu Shi Qianga. Znowu zachowywał się jak uprzejmy wysoki urzędnik ONZ.

      – Doktorze Luo, chciałem zaczekać ze złożeniem panu wizyty do czasu, aż pan wyzdrowieje.

      – Czym pan się teraz zajmuje?

      – Jestem pana łącznikiem z Radą Obrony Planety.

      – Ale ja już nie jestem Wpatrującym się w Ścianę! – wrzasnął Luo Ji. Potem zapytał: – Czy media poinformowały o programie Wpatrujących się w Ścianę?

      – Cały świat.

      – A o mojej odmowie zostania Wpatrującym się w Ścianę?

      – Oczywiście to też jest w wiadomościach.

      – A konkretnie co?

      – Wiadomość była bardzo krótka: „Po zakończeniu sesji specjalnej ONZ Luo Ji oznajmił o swojej rezygnacji ze stanowiska Wpatrującego się w Ścianę i zrzeczeniu się związanych z tym stanowiskiem praw i obowiązków”.

      – No to co pan jeszcze tutaj robi?

      – Zajmuję się