Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Серия: s-f
Жанр произведения: Научная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788380628427
Скачать книгу
Lubisz, jak siedzę przy ogniu, prawda?

      Była już północ, gdy przyjechał wóz naprawczy z Shijiazhuang. Mechanicy zdziwili się, że zastali go siedzącego przy ognisku.

      – Przecież pan tu zamarznie. Silnik się nie zepsuł. W samochodzie z włączonym ogrzewaniem nie byłoby cieplej?

      Po naprawie samochodu Luo Ji pomknął przez noc, wyjechał z gór z powrotem na równinę i o świcie był w Shijiazhuang. Gdy dotarł do Pekinu, była już dziesiąta.

      Zamiast wrócić do pracy, poszedł prosto do psychiatry.

      – Może pan potrzebować pewnej korekty nastawienia, ale to nic poważnego – powiedział tamten po wysłuchaniu jego długiej opowieści.

      – Nic poważnego? – Luo szeroko otworzył przekrwione oczy. – Jestem do szaleństwa zakochany w fikcyjnej postaci z powieści, którą sam stworzyłem. Byłem z nią, podróżowałem z nią, a nawet zerwałem przez nią z moją dziewczyną z krwi i kości. To według pana nic poważnego?

      Lekarz uśmiechnął się pobłażliwie.

      – Nie chwyta pan? Obdarzyłem najgłębszą miłością złudzenie!

      – Ma pan wrażenie, że obiekty uczuć wszystkich innych osób istnieją naprawdę?

      – Czy to w ogóle podlega dyskusji?

      – Oczywiście. U większości ludzi osoba, którą kochają, istnieje tylko w ich wyobraźni. Przedmiotem ich miłości nie jest rzeczywista kobieta czy mężczyzna, lecz jej czy jego obraz, który sobie stworzyli. W rzeczywistości dana osoba jest tylko matrycą dla stworzenia wymarzonej kochanki czy kochanka. W końcu stwierdzają, że wyśniona kochanka czy kochanek różni się od tej matrycy. Jeśli potrafią zaakceptować te różnice, mogą być razem. Jeśli nie, rozstają się z nią czy z nim. Takie to proste. W jednym różni się pan od większości – nie potrzebował pan matrycy.

      – A więc to nie jest choroba?

      – Tylko w tym względzie, na który wskazała pańska dziewczyna: ma pan talent pisarski. Jeśli chce pan nazwać to chorobą, proszę bardzo.

      – Ale czy puszczenie aż do tego stopnia wodzy wyobraźni nie jest lekką przesadą?

      – W wyobraźni nie ma nic przesadnego. Zwłaszcza gdy chodzi o miłość.

      – No to co mam zrobić? Jak mogę o niej zapomnieć?

      – To niemożliwe. Nie może pan o niej zapomnieć, więc niech pan oszczędzi sobie trudu. Może to tylko doprowadzić do skutków ubocznych, może nawet do zaburzeń psychicznych. Niech pan pozostawi sprawy naturze. Jeszcze raz podkreślam: niech pan nie próbuje o niej zapomnieć. To nic nie da. Ale z czasem zmniejszy się jej wpływ na pańskie życie. Prawdę mówiąc, jest pan szczęściarzem. Bez względu na to, czy ona istnieje, czy nie, miał pan szczęście się zakochać.

      Było to najbardziej romantyczne przeżycie Luo Ji, miłość, jaka zdarza się tylko raz w życiu. Potem zaczął żyć bardziej niefrasobliwie – szedł lub jechał, gdzie go poniosły oczy, jak tego dnia, kiedy wsiadł do swojej hondy i ruszył przed siebie. I jak powiedział psychiatra, jej wpływ na jego życie się zmniejszał. Nie pojawiała się, gdy był z prawdziwą kobietą, a w końcu zaczęła się pojawiać coraz rzadziej, nawet kiedy był sam. Wiedział jednak, że najbardziej ukryta część jego duszy należy do niej i że ta dziewczyna zostanie tam po kres jego dni. Widział nawet wyraźnie świat, w którym mieszkała: śnieżną krainę, gdzie niebo zawsze ozdabiały gwiazdy i sierp księżyca i gdzie stale padał śnieg. W panującej tam ciszy można było usłyszeć szelest płatków śniegu sypiących się na ziemię jak biały cukier. Ewa, którą Luo Ji stworzył z żebra swojego umysłu, siedziała przed starym kominkiem w swej wykwintnej chacie i w milczeniu patrzyła na tańczące płomienie.

      Teraz, samotny w tej złowieszczej powietrznej podróży, chciał ją mieć przy sobie, chciał wspólnie z nią zgadywać, co go czeka na jej końcu, ale się nie pojawiła. Wciąż widział ją w odległym zakątku swej duszy, siedzącą w milczeniu przed kominkiem, nigdy nieczującą się samotnie, bo wiedziała, że jej świat jest w nim.

      Sięgnął po fiolkę na szafce przy łóżku, by wreszcie zasnąć dzięki tabletce, ale w chwili gdy jego palce dotknęły buteleczki, poszybowała z szafki pod sufit, podobnie jak ubranie, które rzucił na krzesło. To wszystko wisiało tam przez kilka sekund. Poczuł, że unosi się z łóżka, ale ponieważ śpiwór był przypięty pasami, nie odleciał, a gdy fiolka wylądowała na podłodze, z powrotem ciężko na nie opadł. Przez parę sekund czuł się tak, jakby jego ciało uciskał jakiś ciężki przedmiot, i nie mógł się ruszyć. Od nagłej nieważkości, a potem przeciążenia zakręciło mu się w głowie, a niespełna dziesięć sekund później wszystko wróciło do normy.

      Usłyszał szybki szelest kroków na wykładzinie dywanowej za drzwiami. Szło tam kilka osób. Potem uchyliły się drzwi i do kabiny wsunął głowę Shi Qiang.

      – Nic panu nie jest, Luo Ji?

      Gdy Luo odparł, że nie, Shi Qiang, nie wszedłszy do środka, zamknął drzwi. Luo słyszał rozmowę prowadzoną ściszonymi głosami.

      – Wygląda to na nieporozumienie podczas zmiany eskorty. Nie ma się czym martwić.

      – Co wcześniej mówiła góra podczas połączenia? – Był to głos Shi Qianga.

      – Powiedzieli, że eskorta musi za pół godziny zatankować w powietrzu i że nie powinniśmy się niepokoić.

      – Tej przerwy nie było w planie, co?

      – Nawet najmniejszej wzmianki. W chaosie, który teraz zapanował, siedem samolotów eskorty pozbyło się zapasowych zbiorników paliwa.

      – Skąd ta nerwowość? Dajmy temu spokój. Powinieneś z powrotem położyć się spać. Nie przepracowuj się.

      – Jak możemy spać w takiej sytuacji?

      – Zostawcie kogoś na warcie. Jaki będzie z was pożytek, jeśli będziecie zmęczeni? Mogą próbować trzymać nas cały czas w stanie najwyższej gotowości, ale nie zmieniam zdania na temat pracy w ochronie. Jeśli pomyślałeś o wszystkim, o czym powinieneś pomyśleć, i zrobiłeś wszystko, co trzeba, to niech się dzieje, co ma się dziać. Nie można zrobić nic więcej. Nie denerwuj się.

      Na wzmiankę o „zmianie eskorty” Luo Ji wyciągnął rękę, odsunął przesłonę okna i wyjrzał na zewnątrz. Na nocnym niebie wciąż rozpościerało się morze chmur. Księżyc chylił się ku horyzontowi, widać też było smugi kondensacyjne formacji myśliwców, teraz z sześcioma dodatkowymi liniami. Przyjrzał się małym samolotom, za którymi ciągnęły się te smugi, i zauważył, że to inny model niż te cztery, które widział wcześniej.

      Otworzyły się drzwi i Shi Qiang wsunął przez nie tors do sypialni.

      – Luo Ji, to nie było nic poważnego. Drobiazg. Niech pan się nie martwi. Od tej pory wszystko pójdzie jak po maśle.

      – Jest jeszcze czas na spanie? Ile godzin już lecimy?

      – Mamy jeszcze parę godzin. Proszę spać.

      Zamknął drzwi i odszedł.

      Luo Ji przekręcił się na łóżku i podniósł buteleczkę. Shi był skrupulatny – zawierała tylko jedną tabletkę. Połknął ją, spojrzał na czerwone światełko pod oknem, wyobrażając sobie, że to światło kominka, i zapadł w sen.

      Spał bez snów przez sześć godzin i kiedy Shi Qiang go obudził, czuł się całkiem dobrze.

      – Jesteśmy już prawie na miejscu. Proszę wstać i się przygotować.

      Luo Ji poszedł do łazienki, by