– I był przy tym bogaty, o czym już mówiliśmy. – Obserwowała z uwagą twarz Andrzeja.
– O! Bardzo. – Przytaknął, a ona mimo woli przypomniała sobie plan hitlerowców, by zmienić nazwę miasta z Zamość na Himmlerstadt ku czci Reichsführera-SS Himmlera, nazistowskiego zbrodniarza wojennego, psychopaty, syna nauczyciela z Bawarii, którego Hitler desygnował na najwyższe urzędy państwowe Trzeciej Rzeszy.
Z powodu wiedzy o takich żenujących zamysłach niemieckich nazistów historia rodu Zamoyskich coraz bardziej rozpalała jej wyobraźnię. Z zawodowego przyzwyczajenia przywołała teraz w pamięci zasłyszane informacje i dokonała ich logicznego podsumowania.
– Jan Zamoyski, hetman i wielki mąż stanu, był tak wpływowy i tak bogaty, że założył to miasto. Tak?
– No, niezupełnie.
– Nie? – zdziwiła się.
– Nie. Był znacznie bardziej wpływowy i znacznie bardziej bogaty. Żeby scalić swój wielki majątek, z czasem stworzył z okolicznych miejscowości, a było ich mnóstwo, własną ordynację, której stolicą na początku ustanowił twierdzę Zamość.
– To znaczy?
– Za zgodą króla i sejmu wydzielił z państwa polskiego swoje włości i praktycznie sam nimi zarządzał.
– Oh mein Gott! Chcesz powiedzieć, że miał własne państwo?
– Coś w tym rodzaju. Założył ordynację.
– A to dopiero! – wykrzyknęła. Mrzonki hitlerowców, by przekłamać historię tego niesamowitego miejsca, wydały się jej w tym kontekście tak żenujące, że i ten fakt postanowiła opisać w niemieckiej prasie jako nadzwyczaj ciekawy. Pobieżnie oszacowała otaczającą ich zabudowę jako renesansową, ale potrzebowała więcej szczegółów. – Kiedy powstało miasto? – zainteresował ją dokładny wiek pięknych budowli.
– W tysiąc pięćset osiemdziesiątym roku.
– A co się stało z tym majątkiem i z potomkami założyciela twierdzy po jego śmierci? – dopytywała.
– Po śmierci bezdzietnego wnuka hetmana Jana Sobiepana Zamoyskiego losy rodziny się skomplikowały. Wzajemne związki członków rodu i ich więzi z Zamościem z różnych powodów osłabły. Okres zaborów Polski nie był łatwy dla miasta, a oficjalne przekazanie go Królestwu Polskiemu w tysiąc osiemset dwudziestym pierwszym roku przypieczętowało kolejne nieodwracalne zmiany. Nic potem nie było już takie jak za czasów założyciela słynnej perły renesansu, jednak na zawsze zachowała ona nazwę pochodzącą od jego wielkiego nazwiska.
– Właśnie, bo to przynajmniej ma sens! – Maria z irytacją potrząsnęła głową w niezrozumiałej dla Andrzeja intencji i jakby do swoich myśli.
– Słucham? – zdziwił się jej reakcją.
Nie zamierzała mu nic tłumaczyć. Wszystkie fakty znał lepiej od niej.
– A czasy wojny? – Rozmowa była dla niej coraz bardziej wciągająca.
– Podczas okupacji część rodziny mieszkała w pobliskim Zwierzyńcu. Ryzykując życie, Róża i Jan Zamoyscy wykorzystywali swój wielki majątek, by pomagać miejscowej ludności.
W tym momencie dziennikarka błyskawicznie uruchomiła dyktafon.
– Rozumiem, że podrzucisz mi na ten temat jakieś konkrety – zachęciła rozmówcę do kontynuowania opowieści.
– Podrzucę, a jakże. – Andrzej podziwiał przemianę, jaka zaszła w kobiecie, gdy tylko podjął temat, nad którym pracowała. Oczy jej rozbłysły, a na pięknej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Teraz wreszcie orientowała się, o czym mówią. Jej głos stał się władczy, a ruchy pewne. Znowu była profesjonalistką.
– Więc? – niecierpliwiła się.
– Rzecz dotyczy wywozu dzieci z tych terenów.
– Masz na myśli Dzieci Zamojszczyzny?! To świetnie! To naprawdę znakomicie! – wykrzyknęła podekscytowana. – Sporo o nich ostatnio czytałam. Zajmą ważne miejsce w moich reportażach, bo ostatecznie postanowiłam obrać inny od zakładanego kierunek badań. Pomysł, z którym tu przyjechałam, uznałam za… – zawahała się. – Za idiotyczny. – Po tym oświadczeniu poczerwieniała i straciła odzyskany dopiero co impet.
O nic nie pytał, bo wydawała się bardzo speszona swym wyznaniem.
– Byłam kiepsko zorientowana w temacie, który mi powierzono, i uległam sugestii szefa. Tymczasem Johann nie ma pojęcia o czasach okupacji na tych terenach i przez to oboje wyszliśmy na dyletantów – tłumaczyła się nieporadnie.
Zrozumiał przyczynę zmiany, a nawet się z niej ucieszył.
– Poznałaś fakty. Nie błądzi tylko ten, kto nic nie robi. – Ukoił skrępowanie swojej towarzyszki rzeczowym komentarzem.
– No właśnie. – Była mu cholernie wdzięczna za takie postawienie sprawy. Dawał jej w każdej sytuacji wsparcie. Przemknęło jej przez głowę, że jemu jednemu mogłaby się zwierzyć z rodzinnych kłopotów. Podwójna gra, którą tutaj prowadziła, szczególnie wobec niego, coraz bardziej jej ciążyła. I chociaż ulica to nie najlepsze miejsce do zwierzeń, była o krok od wyznania prawdy. Próba szczerej rozmowy nie powiodła się jednak, bo gdy tylko zaczęła mówić, Andrzej jej przerwał. W swoim przeświadczeniu uznał dalsze wyjaśnienia na temat zmiany planów Marii za zbędne. Nieświadom jej wewnętrznych rozterek, wskazał znacząco na dyktafon, a gdy posłusznie go włączyła, podjął przerwaną opowieść o Zamoyskich:
– No więc rodzina ordynata podczas okupacji niemieckiej uratowała przed wywózką z Zamojszczyzny, a może i przed śmiercią, kilkaset najmłodszych dzieci z Roztocza, więzionych głównie w obozie przesiedleńczym w Zwierzyńcu. Swoją tajemnicę, jak im się udało wykupić je od niemieckiego zbrodniarza Odilo Globocnika11, Jan i Róża Zamoyscy na zawsze zabrali do grobu. Chodzą słuchy, że esesman przyjął od tych majętnych ludzi gigantyczną łapówkę i uwolnił dzieci, bo Jan Zamoyski przekonał go, że maluchy powymierają w drodze z zimna, chorób i niedożywienia i nie będzie z nich w Rzeszy pożytku. Albo jeszcze gorzej: że z powodu chorowitych najmłodszych więźniów może wybuchnąć w obozie epidemia, która dotknie też Niemców. Krewni założyciela naszego miasta podjęli ogromne ryzyko, by najmłodszych mieszkańców Zamojszczyzny uwolnić, i wielki trud, by się nimi później zaopiekować. Dla okolicznej ludności na zawsze pozostaną jednymi z cichych bohaterów ostatniej wojny. Ich pertraktacje z hitlerowcami mogły się skończyć tragicznie dla całej rodziny. To był heroiczny wyczyn, ale niejedyny przejaw ich troski o okoliczną ludność. Miejscowi o tym pamiętają – dodał cicho, a potem ożywiony oświadczył: – Z przyjemniejszych rzeczy przytoczę fakt, że po upadku komunizmu w Europie w naszym mieście przez wiele lat prezydentem był syn ostatniego ordynata Jana, Marcin Zamoyski.
– Wow! – skomentowała Niemka z błyskiem podziwu w oczach. Ciekawostki na temat miasta całkowicie pochłonęły jej uwagę. I tak chwila odpowiednia na zwierzenia przepadła. Osobiste wątpliwości uleciały Marii z głowy, bo temat zaczął ją naprawdę wciągać. Układała w myślach plan dalszego działania.
Para powoli minęła pałac, potem renesansową katedrę i arsenał. Wreszcie przez zabytkową ceglaną bramę, wzniesioną od strony Szczebrzeszyna, dotarli na drewniany most,