Syrena. John Everson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: John Everson
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 978-83-66135-13-0
Скачать книгу
w tym mieście i nigdy nie słyszałeś tej historii?

      – Nie przywiązuję dużej wagi do miejskich legend – powiedział Evan i wziął kolejny łyk. – Nie wierzę w duchy.

      – Syrena to nie duch – upierał się Bill. – Ona jest jakąś morską boginią… Wabi mężczyzn do wody, a oni w większości przypadków nigdy nie wracają.

      – W takim razie skąd wiesz, że weszli do wody?

      – Co masz na myśli?

      – Jeśli nie wrócili, to skąd wiesz, że kiedykolwiek weszli do wody?

      – Teraz po prostu jesteś upierdliwy. – Bill pokręcił głową. – Nie mogę uwierzyć, że pracujesz w porcie i nie słyszałeś o syrenie. Niektóre z trawlerów rybackich nie zacumują tu nawet po zmroku, bo rybacy są tak przesądni.

      – Nigdy nie słyszałem o katastrofie statku, odkąd tu jestem – powiedział Evan. – Czy nie to robią syreny? Wabią statki na skały i takie tam gówno?

      Bill kiwnął głową.

      – Czasami. Ale też wabią ludzi do oceanu. Od lat nie mieliśmy tutaj wraku statku, to prawda. Chociaż dawno, dawno temu… Cóż, mamy mnóstwo wraków na dnie.

      – Boję się zapytać, ale… Co sprawia, że ty lub ktokolwiek inny myśli, że syrena nawiedza zatokę? Brzmi to jak osiemnastowieczny przesąd.

      – Tak można pomyśleć, prawda? Ale do diabła, człowieku, żyłeś tu wystarczająco długo, żeby poznać to miasto. Być może jesteśmy na wybrzeżu, niedaleko od San Francisco, ale… istnieje powód, dla którego handlarze rumem zamiast tam, dokowali tutaj. Jesteśmy na uboczu. Mała prowincja. I wiesz co? Czasem znikają tu ludzie. Przeczytałeś o nich w gazetach i prawdopodobnie po prostu nie zwróciłeś na to uwagi, bo ich nie znałeś. Ale kiedy to się stanie, mogę ci powiedzieć, co mówią starzy strażnicy. Kręcą głowami, gdy policyjne oświadczenia teoretyzują o uciekinierach, którzy stąd nawiali i przypadkowych zgonach w oceanie. Mówią jedno: syrena znowu pływa.

      Evan wziął długi łyk piwa, a potem postawił z hukiem pusty pokal na drewnianym blacie przed nimi.

      – Wiesz, jak niedorzecznie to brzmi, prawda?

      Bill wzruszył ramionami.

      – Czy to nie jest tak absurdalne, jak aquafob, który leci nocą do oceanu, żeby ścigać nagą laskę? Naprawdę, Evan.

      – Muzyka mnie uspokajała…

      – Dokładnie. Co robią syreny?

      – Nieważne. – Evan pokręcił głową. – Nie przekonasz mnie, że ta kobieta, to jakiś dziwny potwór. Cała sytuacja była trochę dziwna, to prawda, a ona ma piękny głos. Ale to wszystko.

      Bill wzruszył ramionami.

      – Jak sobie chcesz.

      Dwaj mężczyźni milczeli przez chwilę, a potem Bill się roześmiał.

      – Dobra, wygrałeś.

      – O co ci chodzi? – powiedział Evan.

      – Cała ta sprawa z syreną. To była niezła próba i dałem się podpuścić, ale przestań. Powiedz mi, co naprawdę wydarzyło się na plaży. Czy to jakiś pokrętny sposób, żeby mi powiedzieć, że spotykasz się z inną kobietą?

      – Nie.

      Bill wzruszył ramionami. Jego twarz była całkowicie otwarta, pełna zrozumienia i empatii.

      – Bo zrozumiem, jeśli tak jest. Wiem, że od tamtej pory sprawy z Sarą były trudne… od tamtego wypadku, ale tak naprawdę, Evan, nie sądzę, żeby…

      – Nie, nie zdradzam – upierał się Evan. – Nie zmyśliłem tej historii.

      – W porządku. – Jego przyjaciel nie wydawał się przekonany. Zamiast tego nagle zmienił temat. – Więc myślisz, że 49ers wygrają w tym sezonie?

      – Jasne – powiedział Evan. – Dlaczego nie? – Zamówił kolejne piwo i nie wspominał więcej o kobiecie.

      Rozdział dziewiąty

      W pogodzeniu się z niesprawiedliwością kryło się pocieszenie – tak patrzył na to Evan. Każdej nocy spacerował po plaży. Co noc piasek utykał mu między palcami stóp i każdej nocy wiedział, że to tylko ćwiczenie unikania. Był w tym ekspertem. Wiedział, że właściwą drogą jest iść dalej… odejść od życia, które zbudował z Sarą przez te wszystkie lata i zacząć nowe. Życie, które nie dotyczyło Josha. Ale… nie mógł się tam dostać, tak jakby jego umysł mówił, że to właściwe miejsce. Zamiast tego szedł przez piasek, który nie dbał o Evana, Josha i Sarę… piasek, który przetrwał przypływ stu tysięcy fal. Piasek, który nie dbał o to, czy zginął tu syn Evana, kto się tu pieprzył czy spał… to nie miało znaczenia.

      Dla Evana to miało znaczenie. Chciał połączyć się z tymi miejscami, w których był jego syn… miejscami, które były dla niego ważne. I dlatego chodził tak po plaży, raz za razem. Czasami wydawało się, że cały świat jest przeciwko nim. Czasami to była tylko droga życia. Dziś wieczorem szedł wzdłuż brzegu i wyobraził sobie swojego syna surfującego, płynącego wśród fal. Josh radził sobie z deską surfingową jak ryba; mógł skręcić na fali jak nikt.

      Evan zwykł patrzeć i zazdrościć swojemu synowi naturalnej aklimatyzacji. Żałował, że nie może poczuć się tak swobodnie w wodzie; dla niego to było jak obserwowanie ptaka w powietrzu. Ruch wydawał się naturalny, ale jednocześnie magiczny.

      Myśl o Joshu na falach sprawiała, że chciał płakać, ale poszedł dalej plażą. Z dala od wspomnień. Z dala od Sary. Z dala od strachu, że może mógł zrobić coś, żeby zapobiec temu, co się stało. Co jest…

      Zobaczył czarny cień Mewiego Szpicu i pokręcił głową. Nie chciał dziś śpiewać. Nie skusi kobiety, która sprawiła, że minione dwie noce były tak niepokojące.

      Evan podniósł kamień i rzucił bokiem, by podskoczył na falach. Odbił się raz, dwa, trzy razy… i zniknął.

      Pustka oceanu spłynęła po nim bardziej niż kiedykolwiek Evan odczuł stratę… Ogrom świata był nad nim tej nocy, a Evan płakał. Spojrzał w głąb nocnej mgły, na horyzont, czarny z pustymi obietnicami czegoś, co może być jutrem. Czarny z… niczym. Evan płakał i chciał płakać więcej.

      Było więcej.

      Była muzyka. Usłyszał słodkie, delikatne nuty, które falują jak fale kurzu. Ciche, ale nadal silne… Dźwięk w jakiś sposób wzbił się ponad szum wody. Nasłuchiwał. Czuł, jak muzyka porusza jego serce i, co ważniejsze, jego duszę. Próbował to zignorować. Muzyka nagiej kobiety nie mogła wpłynąć na jego życie… Nie mogła wejść między niego a Sarę. Nie mógł jednak zaprzeczyć jej pięknu, czystości. Dźwięk był wszystkim, czego Evan kiedykolwiek chciał. Zamknął oczy, by się wyłączyć, ale ruch pozwalał tylko, by dźwięk przylgnął głębiej do jego duszy… Była w nim i nie mógł powiedzieć nie, żeby się jej pozbyć.

      Poczuł, jak oddycha, i wiedział, że nie może odmówić jej wezwaniu. I wtedy… była tam. Wyszła z fal tuż przed nim. Przeszła po piasku, naga i piękna… idealna. Jej oczy były głębokie i ciemne, ale w jakiś sposób jasne. Jej piersi wyglądały na pełne i twarde, rozpaczliwie go pragnące. Jej nogi tworzyły długie i mocne, delikatnie zakrzywione łydki wyrzeźbione na muskularnych udach, prowadzące przez deltę jej płci do dołu brzucha. Uda mieniły się wilgocią i błagały, by spojrzał pomiędzy nie, do miejsca, które go pragnęło… miejsca, które ociekało oceanem, i może, w ciągu kilku sekund, spłynie wraz z nim – jeśli jej pozwoli.

      Stanęła przed nim i położyła mu na ramionach zimne dłonie. Nie mógł jej odmówić. Przyciągnął ją do siebie, a jego