Potem wziął długi łyk i westchnął, gdy jego gardło zapłonęło od alkoholu. Na pokładzie były teraz skrzynie z towarem, zmierzali do portu na północ od Frisco. Jednak najlepsze… najlepsze butelki nigdy nie opuściły kwater kapitana. Odetchnął oparami starej tequili, zakorkował butelkę i sprawdził zamek w drzwiach. Zdjął kurtkę i koszulę, a następnie ostrożnie złożył spodnie, by odłożyć je w kącie.
W końcu odwrócił się w stronę pryczy, prawdziwego powodu, dla którego przybył tutaj w środku dnia. Dwoje oczu zapłonęło jak błyskawice, gdy pochylił się, by dotknąć kobiety leżącej na łóżku.
Szarpnęła linami, które pętały jej nadgarstki i kostki, a jej głowa kręciła się gniewnie z boku na bok, jedwabne kruczoczarne włosy falowały i skręcały się na twarzy. Jednak nie udało się jej wydać żadnego dźwięku.
Nie mogła.
Skórzany pasek dusił w niej wszystko.
– Jak się dzisiaj ma mój mały śpiewający ptaszek, hmmm? – zapytał kapitan, pochylając się, by ucałować odsłoniętą skórę szyi. Z rangą przychodzą przywileje, pomyślał. I bez udawania miłości czy gry wstępnej, wszedł na nią.
Rozdział ósmy
– Na moim zegarku ósma trzydzieści oznacza przed dziewiątą – zawołał Darren, gdy Evan wszedł do biura Delilah Harbor Authority. Zamknął oczy i stłumił równie inteligentną odpowiedź. Nienawidził, kiedy Darren próbował być zabawny.
– Przepraszam – powiedział zamiast tego. – Obiecuję, że wrócę do formy w przyszłym tygodniu.
Bill spojrzał na niego z krzywym uśmiechem, gdy Evan rzucił torbę pod biurko i włączył starożytny komputer. Darren nie uznawał robienia regularnych kopii zapasowych danych ani komputerów wyprodukowanych w ostatniej dekadzie. Uważał, że Windows 95 był po prostu idealny do tego, co trzeba było robić. Powtarzał to przy wielu okazjach.
– On już nie zamierza więcej przymykać oczu, wiesz o tym, prawda? – zapytał przyjaciel.
Evan kiwnął głową.
– W ten weekend wychodzę na prostą. Mam zamiar posprzątać pokój Josha; Sara i ja będziemy długo rozmawiać… W przyszłym tygodniu będzie inaczej.
– Taa, już to słyszałem.
– Mówię poważnie – upierał się Evan. – Nie mogę tak dłużej, muszę…
Bill przeciągnął palcem po szyi i Evan nagle zorientował się, że Darren podszedł i stanął tuż za nim.
– Mam dziś dla ciebie specjalny projekt – zadeklarował szef i podał Evanowi ryzy papieru. – Muszą być powiązane z plikami Trans-Global przez ostatnie pięć lat.
W przyszłym tygodniu wzywają mnie na audyt, więc muszę to załatwić przed wyjazdem. – Energicznie opuścił stos papierów na dłonie Evana i odszedł.
Bill mrugnął do przyjaciela.
– Mówiłem ci, że ma dość. Spotkamy się dziś wieczorem na piwie u O’Flaherty’ego?
Evan kiwnął głową.
– Pewnie.
– Powiedzmy, o ósmej? Wygląda na to, że do tego czasu będziesz zajęty.
Evan szturchnął przyjaciela w ramię.
– Wielkie dzięki. Chcesz mi pomóc?
Bill pokręcił głową i zaśmiał się.
– Nie prosiłem się o karę. Ta jest twoja.
Kiedy Evan wszedł do O’Flaherty’ego, pod sufitem unosiła się już chmura dymu. W sytuacji, gdy prawo stanu Kalifornia zabrania palenia w barach lub w innych miejscach publicznych, Delilah uważała się za coś w rodzaju suwerennego państwa. Nikt nie miał zamiaru narzekać na palaczy w O’Flaherty’s, a gliniarze nie zamierzali robić nalotów. Do diabła, połowa oddziału paliła cygara na zapleczu w soboty.
Evan przeszedł obok grupki chichoczących dziewczyn z college’u i przeniósł się w głębsze zakamarki baru korytarzami, które wiły się do dwóch połączonych ze sobą pokojów, a w każdym z nich widać było grupki szemrzących ludzi, gestykulujących i bezkrytycznie rozlewających alkohol na długich, ciemnych deskach. Niektórzy stali przy stołach, niektórzy po prostu siedzieli na środku przejścia. Hałas był głośniejszy niż muzyka na głośnikach; Evan nie był w stanie powiedzieć, jaka piosenka jeszcze gra, po prostu czuł tylko zdumiewające bicie bębnów i stukotanie linii basu.
Jakaś ręka wychyliła się z tłumu i złapała go za koszulkę. Bill szarpnął go do wnęki odciętej od przejścia przez witrażowe okno. Evan osunął się na stołek i westchnął.
– Długi dzień w kostnicy?
Pokiwał głową.
– Myślałem, że nigdy nie przejdę przez ten stos.
– Oducz się spóźniać.
Evan uśmiechnął się.
– Obiecuję, że w poniedziałek będę o ósmej trzydzieści rano.
– No cóż, napijmy się, bo mamy dwa dni, żeby się pozbierać – powiedział Bill i wskazał kelnerkę. Po złożeniu zamówienia Evana, Bil przeszedł do sedna.
– Gorzej, prawda? Mam na myśli Sarę.
Evan kiwnął głową.
– Tak. Co noc wlokę ją do domu. A potem nie mogę spać.
– Musisz jej jakoś pomóc, stary.
– Myślisz, że nie próbowałem?
Kelnerka postawiła spieniony pokal Anchor Steam przed Evanem, a on wziął głęboki łyk napitku, zanim powiedział coś jeszcze. Potem odłożył szkło i spojrzał na przyjaciela.
– W tej chwili sam muszę się wygadać.
Bill wyglądał na zaskoczonego, ale po prostu powiedział:
– Wyrzuć to z siebie.
– Widziałem kobietę przy plaży… – zaczął.
Bill uniósł brew, a Evan roześmiał się.
– To nie tak. – Opisał pierwszą noc, kiedy natknął się na nagą kobietę śpiewającą na skałach, i swój lęk, kiedy pomyślał, że utonęła, gdy nagle skoczyła naga do wody i zniknęła, aby nie pojawiać się ponownie.
– Nagie laski nigdy się nie topią – skomentował Bill. – To wodne nimfy. One zawsze pływają.
Evan rzucił mu zdziwione spojrzenie, ale opowiedział też historię z poprzedniej nocy, wraz z „przebudzeniem”, gdy okazało się, że stał w oceanie.
Teraz jego przyjaciel wyglądał na zainteresowanego.
– Wszedłeś do wody? – powiedział z niedowierzaniem. – Do klatki piersiowej?
Evan kiwnął głową.
– Boisz się, że wsadzisz w wodę swój pieprzony palec – powiedział Bill.
– Dziękuję za zauważenie tego, co oczywiste. Dlatego chciałem z tobą porozmawiać. Nie rozumiem tego, ani jak mogło się to stać. Jej głos był tak niesamowity, tak potężny, że musiałem podejść bliżej, tak mi się wydaje. Zgubiłem się w jej pieśni i miałem zamknięte oczy, i to było po prostu… Nie wiem, byłem w innym miejscu. To było trochę jak lunatykowanie.
Bill zmarszczył czoło i zanim odpowiedział, pociągnął łyk piwa.
– Czy kiedykolwiek wcześniej lunatykowałeś?
Evan