Dziewczyna taka jak ja. Ginger Scott. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ginger Scott
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Jak my
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66338-70-8
Скачать книгу
jest.

      Wes zamyka oczy, a we mnie budzi się nadzieja, która równie szybko znika.

      – Nie mogę.

      Mój umysł próbuje pojąć sens jego słów. Wes krzywi się z bólu i mocno zaciska powieki. Skoro te słowa sprawiają tyle bólu, to czemu je wypowiedział?

      – Nie. – Głos mi się łamie.

      Otwiera oczy. Wpatrujemy się w siebie przez długie sekundy.

      – Ja nie wrócę, Joss.

      Serce mi krwawi. Czuję to. Przełykam ślinę i usta mnie swędzą od pragnienia wykrzyknięcia czegoś – czegokolwiek – co może przebije się przez tę mgłę bzdur, która go otacza.

      – Wiesz, że wróżenie nie ma nic wspólnego z prawdą, tak? – Czekam na jakąś reakcję, ale jedyne, co widzę, to przechylona głowa i smutne niebieskie oczy. – Kryształowe kule… ciasteczka z wróżbą… te wszystkie wróżki, na które ludzie wydają na jarmarkach tyle kasy, żeby mieć wgląd w to, jak będzie wyglądało ich życie. Będą mieli dzieci? Poznają w tym roku odpowiedniego mężczyznę? Zdobędą nową pracę? To wszystko stek bzdur. To oszustwo, Wes, a Shawn karmi cię tym za darmo, żeby… żeby… móc cię kontrolować i patrzeć, jak tańczysz jak ci zagra. Nie rozumiem, Wes. Dlaczego mu pozwalasz mówić ci, jak ma wyglądać twoje życie?

      – To nie o swoje życie się martwię.

      Wzdłuż moich pleców przebiega dreszcz i jest tak, jakby Wes to widział. Jego spojrzenie po raz pierwszy od kilku minut odrywa się od moich oczu i ześlizguje po twarzy i szyi, niczym pędzel nasączony farbą.

      – Skoro tak się o mnie martwisz, to czemu nie chcesz wrócić do domu?

      Nasze spojrzenia znowu się spotykają i z ust Wesa wydobywa się ciężkie westchnienie – tych ust, które pragnę całować, gdyby tylko mi na to pozwolił.

      – Przeze mnie tylko cierpisz, Joss – mówi i kręci głową. On w to rzeczywiście wierzy, w to, że on plus ja równa się katastrofa. Jego rozumowanie sprawia, że śmieję się gorzko, cofam o krok i pozwalam, aby moje palce ześlizgnęły się z drzwi.

      – To ty dwa razy uratowałeś mi życie, Wes. Dwa razy – mówię, przestawszy się śmiać. Dzieli nas jedynie półtora metra świtu, ciepłe powietrze, które z każdą chwilą coraz bardziej się nagrzewa, a mimo to mam wrażenie, jakby między nami znajdowały się góry i doliny, rwące rzeki i ogień.

      Dotykam zdjęcia w kieszeni i przez kilka sekund trzymam je między kciukiem a palcem wskazującym, rękę chowając za plecami. Zaciskam usta, kiedy dociera do mnie prawda. To nie Wes przysłał mi te wiadomości i to nie on zostawił zdjęcie. Shawn to zrobił. Chciał, aby jego ukochana historia toczyła się bez zakłóceń.

      – Nie masz o niczym pojęcia, prawda? – pytam i ze śmiechem pozbawionym wesołości wyjmuję zdjęcie, które przytrzymuję tak, aby Wes mógł je zobaczyć. W jego oczach pojawia się ból, po czym je zamyka i spuszcza głowę. – Przyjechałam tu ciebie szukać, bo sądziłam, że za mną tęsknisz. Myślałam, że mnie potrzebujesz… że chcesz mnie przy sobie. Że łączy nas tego rodzaju szalona miłość, która jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody. Ale ty wcale mnie tutaj nie chciałeś, prawda? Shawn chciał. Potrzebna mu byłam do kolekcji, aby dodać kolejne strony do jego obłąkanej, popieprzonej historii mojego życia. A ty… – Brak mi tchu, cała drżę, a do kącików oczu napływają gorące łzy. – Ty wcale nie chciałeś, abym się o tym dowiedziała. Wcale nie chciałeś, abyśmy się jeszcze spotkali.

      Czekam na jakiś znak mówiący, że się mylę, ale Wes jedynie nieco unosi głowę. Kąciki ust ma skierowane w dół. Mruga i widzę, że nie patrzy na mnie.

      Słyszę za sobą kroki Kyle’a, ale nie ruszam się z miejsca. Stoję i wpatruję się w Wesa, czekając, aż wyrwie się z tego transu. Mija minuta, a on nawet nie drgnie. Spogląda na mnie dopiero wtedy, gdy Kyle staje obok i kładzie mi rękę na plecach. Jego oczy na chwilę się rozszerzają. Nie podoba mu się to, że ktoś mnie dotyka.

      – Jeśli taką właśnie podjąłeś decyzję, to musisz zniknąć. Twoi rodzice, Wes… twoi bracia… oni… są zdruzgotani. Tak długo nie dopuszczali do siebie myśli, że rzeczywiście odszedłeś. Jeśli nie zamierzasz wrócić, musisz trzymać się z dala od nas wszystkich. I nie możesz zostać tutaj, bo wiem, że tu jesteś. Za blisko. To okrutne. Jeśli chcę kogoś kochać, musisz mi na to pozwolić. Jeśli muszę rozpocząć w życiu kolejny etap, także musisz mi na to pozwolić.

      Nachylam się lekko i przez zaciśnięte zęby wykrzykuję resztę:

      – A jeśli znajdę się w tarapatach, pozwól mi na to. Od tej pory sama sobie będę radzić w życiu. Ty, Wesleyu Stokesie, nie jesteś bohaterem. Jesteś jedynie cholernym dupkiem!

      Odwracam się szybko, patrzę Kyle’owi w oczy i razem ruszamy w stronę naszego samochodu. Jego dłoń nie odrywa się od moich pleców. W pewnym momencie nie czuję już jego dotyku, odwracam się i widzę, że szybkim krokiem wraca do Wesa. Nieruchomieję, ale nie powstrzymuję go. Dochodzi do miejsca, w którym wcześniej stałam, unosi rękę i uderza Wesa w twarz.

      On przyjmuje to ze spokojem.

      A kiedy Kyle wraca do mnie, razem wsiadamy do pikapa i zapinamy pasy. Żadne z nas nie odzywa się do czasu, aż dojeżdżamy do Bakersfield.

      – Jutro zaczyna się szkoła – mówi Kyle.

      Czekam, aż zatrzyma się na naszym podjeździe, i rozglądam się za samochodem taty. Garaż jest otwarty, mój sprzęt leży w kącie. Witają mnie przekrzywiona skrzynka na listy i odpadający tynk.

      – Ja pierdolę, co za życie – rzucam.

      Drzwi się otwierają i za moskitierą dostrzegam tatę. Naprawił ją w zeszłym tygodniu. Fajnie. Będzie to musiało wystarczyć.

      Otwieram drzwi, zza siedzenia Kyle’a biorę kopertę i puszkę od Grace, po czym odwracam się w stronę przyjaciela, którego spojrzenie mówi mi, że nie wie, co zrobić.

      – Dam sobie radę – zapewniam, a on przechyla głowę. Widzę, że drga mu kącik ust. – No dobra, może i nie dam, ale jakoś to będzie, no nie?

      Kiwa głową.

      – Jakoś to będzie – powtarza. – Mam być po ciebie o siódmej?

      – Okej.

      Zamykam za sobą drzwi i wchodzę na wypalony słońcem trawnik przed moim domem.

      Kyle odjeżdża, tata zaś powoli otwiera drzwi z moskitierą. Jego spojrzenie pada najpierw na trzymane przeze mnie pamiątki, a dopiero potem na moją twarz.

      – Grace mi dała trochę rzeczy po mamie – wyjaśniam. Nie wspominam o Kevinie i odnalezieniu Wesa. Moja opowieść wydałaby się szalona. Zresztą taka właśnie jest.

      Tata bez słowa bierze ode mnie te rzeczy, a ja wchodzę do kuchni i z lodówki wyjmuję wędlinę i ser, żeby zrobić sobie opiekaną kanapkę. Po kilku sekundach wchodzi za mną i staje z kopertą w ręce znieruchomiałej nad blatem, przyciskając do siebie puszkę od Grace. Wpatruje się w otwartą kopertę, a mnie serce podchodzi do gardła, bo wiem, co się w niej znajduje. Nie powinien tego oglądać, ale nie zamierzam niczego przed nim ukrywać.

      – To głównie zdjęcia. Kilka urodzinowych kartek, których nie wysłała – mówię. Wyjmuję kopertę z jego dłoni i udaję, że mało dla mnie znaczy. W sumie to sama jeszcze nie wiem, jak jest naprawdę.

      Odwracam się, kiedy kanapka jest gotowa, stawiam przed sobą talerz i opierając się na łokciach, zabieram się do jedzenia. Po osiemnastu sekundach tata w końcu odstawia