Sam brak realizacji umowy cywilnoprawnej, czy to zawartej pomiędzy osobami prywatnymi, czy też w obrocie gospodarczym, nie stanowi więc czynu karalnego. „Oszustwo w rozumieniu kodeksu karnego może być przestępstwem popełnionym tylko umyślnie, z zamiarem bezpośrednim, kierunkowym, obejmującym cel i sposób działania. Choćby z tego powodu, nie każda nierzetelna realizacja umowy cywilnoprawnej może stanowić przestępstwo oszustwa” – wyrok Sądu Apelacyjnego w Łodzi (z dn. 28 lutego 2002 r., sygn. II Aka 4/02). Nie jest też oszustwem brak zwrotu zaciągniętej pożyczki, jeśli tylko dłużnik zamierzał ją zwrócić, nawet jeśli w końcu tego nie uczynił (L. Gardocki Prawo Karne, Warszawa 1998 s. 304). A w jaki sposób dowieść owy zamiar rzetelnego rozliczenia? Według orzeczeń sądów wystarczającą tego przesłanką jest spłata choć ułamka zadłużenia. Rzetelne rozliczenie z wcześniejszych transakcji zrealizowanych z tym samym kontrahentem. Wdanie się w spór cywilny, co do istoty lub wysokości zobowiązania. Uznanie długu, najlepiej skorelowane z wykazaniem braku majątku umożliwiającego jego spłatę. Ogłoszenie upadłości podmiotu gospodarczego z zachowaniem wszelkich prawem przepisanych rygorów. Wystąpienie o zawarcie układu. Aktywne prowadzenie negocjacji. Zaistnienie choć jednej z wymienionych przesłanek dowodzi dobrej woli sprawcy, a więc i zamiaru sumiennego, zgodnego z obowiązkiem prawnym rozliczenia. Nawet jeśli jest ono kwestionowane to w drodze ustawowo przewidzianej, a wówczas nie sposób nikomu czynić zarzutu z tego, że w zgodzie z przepisami Kodeksu cywilnego usiłuje chronić swe prawa lub zakwestionować obowiązek zapłaty. Odwoływanie się do ustawy nie czyni przestępcą. Banalnie proste. Opisana wcześniej, teoretycznie szeroka, ochrona obywateli ze strony prawa karnego pozostaje tylko iluzją, w praktyce ograniczoną do oczywistych, niemaskowanych przypadków. Takich jak przytoczona oszukańcza transakcja z zegarkiem, właściwa dla drugiego obrotu towarowego w cierpiącym na niedobór wszelkich dóbr PRL-u. Nie znajduje jednak niemal żadnego zastosowania we współczesnych, polskich realiach gospodarczych i społecznych. Dlatego, pomimo stosunkowo szerokich, jasnych i klarownych podstaw ścigania sprawców oszustw kryminalnych i gospodarczych, sprawy te są, po przeprowadzeniu przez prokuraturę niezwykle powierzchownego śledztwa, masowo umarzane lub w ogóle odmawia się wszczęcia postępowania już po analizie samych załączonych do doniesienia dokumentów. Poza niefortunną legislacją praktykę taką wspierają też inne czynniki. Pierwszy, to wspomniana już wcześniej statystyka. Co trzy miesiące prokuratorzy masowo umarzają skomplikowane lub nierokujące śledztwa zalegające w tzw. pralce, czyli w postępowaniu przygotowawczym. Umożliwia to wyczyszczenie bilansu – sprawa umorzona z powodu braku znamion przestępstwa, to sprawa zakończona z pozytywnym wynikiem, potwierdzająca skuteczność i rzetelność prokuratora. Postępowania zalegające obniżają statystyczny wynik danej prokuratury i stąd ich szybkie umarzanie jest niezmiernie mile widziane.
Drugi motyw, to niezwykle skomplikowany, nierzadko rozbudowany i wielowątkowy charakter śledztw gospodarczych, wymagający od urzędników specjalistycznej wiedzy technicznej lub materiałowej, znajomości danej branży, praktyki rynkowej oraz innych informacji, bardzo często zahaczających o zagadnienia handlu międzynarodowego, prawa gospodarczego i podatkowego odległych państw. Oczywiście, zarówno prokurator, jak i pracujący od zawsze na państwowej posadzie policjant, przydzielony do realizacji poszczególnych czynności postępowania, nie dysponują żadną praktyczną wiedzą nt. biznesu i samodzielnej działalności gospodarczej. Niezwykle trudno jest im więc sprawnie operować na polach takich jak produkcja przemysłowa i globalny obrót towarowy, budownictwo, usługi medyczne, sprzedaż papierów wartościowych, bankowość, consulting, lobbing polityczny, badania nad nowymi technologiami, czy optymalizacja podatkowa z zastosowaniem spółek off-shore. Również nie sposób oczekiwać od nich dogłębnej znajomości ustaw szczególnych oraz niekiedy obszernego dla danej gałęzi prawa orzecznictwa sądowego. W praktyce, dopiero w chwili wszczęcia dochodzenia lub śledztwa prowadzący zaznajamia się z arkanami zagadnienia, a bez ich opanowania w stopniu zaawansowanym niemożliwe staje się wychwycenie subtelnych niuansów odgradzających przestępstwo od dozwolonej aktywności. W jaki więc sposób ma on skontrolować prawidłowość działania „starych wyjadaczy” i specjalistów z nawet kilkudziesięcioletnim doświadczeniem branżowym? Otóż, nie może. Jedyne, na co może liczyć, to:
jednoznaczne dowody winy dostarczone przez samego pokrzywdzonego, czyli w praktyce na przeprowadzenie przez ofiarę wszelkich czynności za organa ścigania
jednoznaczne stanowisko biegłego, oparte na wyczerpującym i jednoznacznym materiale dowodowym, również zwykle dostarczonym przez samego pokrzywdzonego
niebudzące wątpliwości sądu przyznanie się sprawcy do winy
Oczywiście, bardzo rzadko zdarzają się tak sprzyjające okoliczności. Zwłaszcza, że zeznania świadków, zatarte upływem czasu lub stresem, często bywają mało precyzyjne. Ofiary raczej nie przejawiają zdolności detektywistycznych, ani wiedzy i warsztatu policyjnego technika kryminalistyki. Przestępcy zaś dysponują dobrymi prawnikami blokującymi wszelkie działania prokuratury i składającymi kontrdoniesienia przeciw pokrzywdzonym i świadkom. Nie trudno wyobrazić sobie ciągnięte latami postępowanie, w wyniku którego przesłuchano dziesiątki osób: klientów, księgowych, sekretarki, pracowników, dostawców towarów i podwykonawców usług, zabezpieczono dowody z tysięcy stron dokumentów spisanych w kilku językach, przedstawiających w dodatku „papierową” dobrą wolę podejrzanego, a ten odmawia złożenia jakichkolwiek dodatkowych wyjaśnień i sam obwinia swych kontrahentów o niecne praktyki, mnoży wnioski dowodowe i w tym samym charakterze przytacza kolejne opinie sprzyjających mu biegłych. Dalszym utrudnieniem pozostają znikome fundusze budżetówki. Do kanonu żartów o możliwościach finansowych Policji przeszedł przypadek oficerów z Pomorza, prowadzących działania przeciwko tzw. Mafii Paliwowej. Nie podejmowali oni niezbędnych czynności, bowiem ich jednorazowy wyjazd poza województwo do jednego tylko świadka skutkował zużyciem tygodniowego przydziału benzyny... Większość beneficjentów oskarżonych w procesach naftowego imperium uniknęło kary z powodu braku jednoznacznego materiału dowodowego. Utracone przez Skarb Państwa dziesiątki miliardów zł, toczące się przeszło dekadę postępowania karne, liczne zabójstwa, samobójstwa i inne tajemnicze zgony figurantów oraz policjantów związanych ze śledztwami, to jedynie niepowiązane ze sobą zbiegi okoliczności... Jak się okazało, Mafia Paliwowa według sądów nigdy nie istniała, a lata pracy śledczych poszły na marne.
W świetle powyższych nie dziwi, że o wiele mniej zmartwień i trudu przysparza odmowa wszczęcia śledztwa lub jego umorzenie już na początku, niż wdawanie się w kilkuletni ping-pong między zwaśnionymi przedsiębiorcami. Ewentualny akt oskarżenia i tak w którejś instancji przyniesie w końcu uniewinnienie. Wynika to z obowiązku rozstrzygania wszelkich wątpliwości na korzyść obwinionego oraz wykazania, że brak prawidłowego rozliczenia wynikał z od początku zaplanowanego