Braki w warsztacie ekonomiczno-prawnym i doświadczeniu biznesowym okazały się niszczące dla początkujących oszustów. Pierwsza fala oskarżeń objęła synów pruszkowskich bossów, dokonujący na Śląsku oszustw w branży meblarskiej. Także zabójcy Pershinga odczytano, jako jeden z pierwszych, zarzut wyłudzenia milionowej wartości transportu kawy. Wielu figurantów struktur paliwowych zgładzono, by uniemożliwić pociągnięcie do odpowiedzialności karnej przywódców naftowego syndykatu. Nie była to jednak kosztowna strata. Kadry szybko uzupełniono, a dawnych błędów nie powtórzono. Później było już więc tylko lepiej, a od tego czasu zarzuty stawiono tylko amatorom spoza branży. Przetarcie szlaków zaowocowało opracowaniem skutecznej metodyki przekrętów i strategii unikania kary. Pomogło obszerne orzecznictwo sądów, z Sądem Najwyższym na czele, obnażające liczne luki obowiązujących przepisów prawa karnego, podatkowego, gospodarczego i cywilnego. Ich łataniem władza w ogóle nie była zainteresowana. Do dnia dzisiejszego fachowcy czerpią więc natchnienie z opracowanych piórami sędziów, profesjonalnych „ściągawek”. Jak się okazało, okradać wolno, jeśli tylko wie się jak i kogo.
Rozdział II Prawo dla złodzieja post-PRL
Podstawą prawną ścigania sprawców przestępstw przeciwko mieniu jest na terytorium Polski Kodeks karny z dn. 6 czerwca 1997 r. Treść tej ustawy, wbrew potocznym opiniom, prawidłowo odzwierciedla potrzeby współczesnego, demokratycznego państwa europejskiego. Nie sposób poczynić większych zarzutów dla unormowań w materii przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu, godzących w ustrój i niepodległość państwa, czy też penalizujących kwestie ze sfery obyczajowości. Jednak część regulująca naruszenia obrotu gospodarczego i zasad uczciwości międzyludzkiej dowodzi braku w tej materii doświadczenia (lub dobrej woli) Rady Ministrów, posłów i senatorów oraz zupełnej nieświadomości prawideł działania wolnorynkowej gospodarki. Co prawda z podobnymi problemami borykały się dojrzalsze od naszej demokracje, lecz niektóre już przed stu laty zdołały otworzyć oczy. Z politowaniem przypominać można przypadek pewnego amerykańskiego deputowanego, który w czasach prohibicji żądał rozwiązania mafii w drodze nakazu ustawowego. Jak mniemał, siła autorytetu państwa była tak silna, by odgórny zakaz miał rozwiązać problem przemytu, haraczów i zabójstw. Dużo czasu zajęło, nim bardziej doświadczeni życiowo koledzy wyjaśnili idealistycznie nastawionemu politykowi, że gangsterzy nie bardzo biorą sobie do serca uczciwość i lojalność literze prawa, która dostatecznie wyraźnie zabrania chociażby mordowania bliźnich, a wręcz właśnie dlatego zarabiają na zbrodni...
Fachowiec rzadko kradnie. To takie niekulturalne i męczące. Do tego banalne i pozbawione walorów artystycznych. Szczytem cynizmu i zarazem wirtuozerii zawodowej jest przekonanie ofiary, by ta sama wręczyła pożądane dobra i jeszcze podziękowała za udaną transakcję. Oszustwo, a szczególnie oszustwo gospodarcze, to czyn umożliwiający osiąganie nieograniczonych dochodów bez większych nakładów finansowych, przemocy, specjalistycznej wiedzy, czy kontaktów z półświatkiem lub skorumpowanymi urzędnikami państwowymi, albo zamożnymi przedsiębiorcami. Oczywiście wymienione znajomości oraz dostępne środki inwestycyjne lub wiedza umożliwiają zarabianie na tym rzemiośle o wiele większych pieniędzy, jednak w ramach sprawiedliwości społecznej bezkarność zapewniono wszystkim – bogatym i biednym, wpływowym i tym nic nieznaczącym. Każdemu, według jego talentu, możliwości i zachłanności. Jak to możliwe? Otóż, przyjęta konstrukcja definicji tego przestępstwa czyni bardzo prostym ominięcie chociażby jednego ze znamion, a wówczas pociągnięcie sprawcy do odpowiedzialności karnej staje się już niemożliwe.
Art. 286. § 1 Kodeksu karnego: Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
§ 2 Tej samej karze podlega, kto żąda korzyści majątkowej w zamian za zwrot bezprawnie zabranej rzeczy.
§ 3 W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 4 Jeżeli czyn określony w § 1-3 popełniono na szkodę osoby najbliższej, ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego.
Uważny Czytelnik już na wstępie dostrzeże słabość tego sformułowania, nieprzewidującego wprost kary za oszustwo mające na celu wyłudzenie usługi. Próżno szukać także kryminalizacji takiego czynu w innych zapisach Kodeksu karnego, czy w innych ustawach. Dosłowna interpretacja nie pozostawia wątpliwości: tylko dyspozycja konkretnym mieniem, a zatem już istniejącym, daje podstawę do ścigania sprawcy. Usługi (zwłaszcza niematerialne, np. doradcze, handlowe i projektowe) z założenia można więc do woli pozyskiwać bez płacenia. Dopiero orzecznictwo sądowe, w istocie bardzo naginające zakres dozwolonej wykładni prawa, objęło art. 286 kk także czyny dokonane na szkodę usługodawców. Dlaczego tworząc pierwszą demokratyczną ustawę karną zbagatelizowano tą kwestię, a błędu do dzisiaj nie naprawiono?
Podstawowy przepis mający chronić obywateli przed oszustwami został przeniesiony do obecnego Kodeksu karnego ze swojego poprzednika z 1969 roku (art. 205 § 1), a więc z czasów głębokiego socjalizmu, w którym obrót gospodarczy poza państwowymi przedsiębiorstwami niemal nie istniał. Wtedy w ogóle nikt nie myślał o oszustwach na szkodę podmiotów gospodarczych ze strony innych przedsiębiorców, gdyż wszelkiego typu prywatna inicjatywa była zwalczana systemowo – zarówno barierami administracyjnymi, jak i represjami właściwymi dla ustroju totalitarnego. Polacy nie mogli dowolnie zakładać prywatnych przedsiębiorstw, a jedynie skolektywizowane spółdzielnie. W gospodarce centralnie sterowanej masowe oszustwa między konkurencyjnymi podmiotami były formalnie niemożliwe, gdyż nie było konkurencji, a współpracujące ze sobą jednostki „należały”, zgodnie z ideologią komunistyczną, do jednego właściciela – nie miały zatem kogo pokrzywdzić obrotem w ramach pozornie zamkniętego krwiobiegu finansowo-towarowego. Dysponentem wszelkich „wspólnych” dóbr w teorii miał być „lud pracujący”, w praktyce nomenklatura partyjna. Zaś wszelkie działania obywateli przeciwko jednostkom gospodarki uspołecznionej oraz mieniu społecznemu były bardzo dobrze skryminalizowane, podlegały też wszechstronnemu ściganiu i surowemu karaniu. W celu ochrony gospodarki państwowej funkcjonowały nawet wyspecjalizowane piony Służby Bezpieczeństwa. Po upadku PRL-u zapomniano jednak o dostosowaniu przepisów do nowych realiów i tak np. przestępstwo oszustwa, przeniesione w dosłownym brzmieniu, w ogóle nie uwzględniało wyłudzenia już możliwych do masowego świadczenia na wolnym rynku usług. Implementowane na grunt demokratycznego państwa przepisy były dobre tylko dla materii prymitywnych oszustw kryminalnych, czyli tych zatrzymanych mentalnie w epoce gomułkowskiej. Transformacja ustrojowa przyniosła „wykrojenie” unormowań obejmujących szczególną ochroną przedsiębiorstwa państwowe, lecz w ich miejsce nie utworzono nowych przepisów karnych odpowiadających realiom gospodarki rynkowej i hurtem rejestrowanym spółkom prawa handlowego, czy jednoosobowym działalnościom gospodarczym. Ktoś źle, zbyt „dosłownie” zrozumiał termin „wolny rynek”. Zlikwidowano też wydziały ds. przestępczości gospodarczej pozostawiając w organach ścigania lukę, tak naprawdę do dziś skutecznie niezałataną. W ostatecznym rozrachunku prywatnego przedsiębiorcę uczyniono obywatelem drugiej kategorii, w dużej mierze niezasługującym na ochronę ze strony