Na kontynencie ewangelicy również korzystali z metod dogoterapii. Doskonałym tego przykładem był szpital dla epileptyków nazwany Bethel, czyli Betlejem, znajdujący się w Niemczech, nieopodal miasta Bielefeld, który powstał w 1867 roku. Inicjatorem jego zbudowania była Misja Wewnętrzna, założona w Niemczech przez Johanna Hinricha Wicherna w XIX wieku. Jest to luterańska organizacja charytatywna, działająca na podobnych zasadach jak katolicki Caritas. Pomysł budowy zakładu Bethel zrodził się podczas konferencji naukowej poświęconej opiece nad epileptykami, zorganizowanej przez Misję Wewnętrzną w 1865 roku w Bonn. To właśnie z myślą o osobach cierpiących na tę chorobę powstał szpital Bethel. Najpierw był kierowany przez dwie osoby: świecką – Johannesa Unsölda, i duchowną – pastora Friedricha Simona. Następnie był nadzorowany przez pastora Friedricha von Bodelschwingha, który przeszedł do historii jako wielki społecznik. Początkowo nieduży szpital był sukcesywnie rozbudowywany z datków wiernych. Chociaż Bethel miało charakter wyznaniowy, to jednak przyjmowano pensjonariuszy, nie zważając na ich konfesję. Natomiast personel był w przeważającej mierze luterański. Dogoterapię zaczęto stosować w Bethel wraz z przybyciem tam Friedricha von Bodelschwingha. Po raz pierwszy usłyszał on o tej metodzie leczenia od duchownych, którzy wizytowali ośrodki kwakrów w Wielkiej Brytanii (Kühne, 1949). W niemieckim szpitalu stosowano dogoterapię zarówno wobec epileptyków, jak i pacjentów ze schorzeniami neurologicznymi oraz psychicznymi. Znakomite rezultaty, jakie przynosiła, zachęciły von Bodelschwingha do eksperymentowania z innymi gatunkami zwierząt w roli terapeutów. W ten sposób odkrył on dobrodziejstwo hipoterapii. Z czasem uczeń przerósł mistrza. To Anglicy zaczęli przyjeżdżać do Bethel, żeby uczyć się metod nowoczesnej terapii i przenosić je na grunt brytyjski. Jednym z gości była Julie Sutter, która wizytowała placówkę, aby prześledzić sposób leczenia epileptyków i osób z niepełnosprawnością intelektualną. Zwiedzany ośrodek wywarł na niej pozytywne wrażenie do tego stopnia, że postanowiła założyć analogiczną placówkę w Oxfordshire. W tym celu udało jej się zebrać olbrzymią – jak na owe czasy – sumę 15 tys. funtów szterlingów. Dzięki temu w 1880 roku stworzyła zakład dla chorych na epilepsję mogący pomieścić aż tysiąc pacjentów. Gwoli ścisłości należy dodać, że Sutter w swoim dziele została wsparta przez Armię Zbawienia (Sladen, 2011). Poza tym była naocznym świadkiem funkcjonowania szpitala Bethel. Jej obszerna relacja przetrwała do naszych czasów. Czytamy w niej, że w latach 80. XIX wieku w Bethel przebywało 225 pensjonariuszy. W ciągu 14 miesięcy przez ten ośrodek przewinęło się ponad 1200 osób. Stan 966 z nich na tyle się poprawił, że mogli powrócić do normalnego życia i podjąć zatrudnienie (Sutter, 1893). Większość z nich szukała pracy w okolicach Bielefeld, żeby móc odwiedzać swoje ukochane psy oraz terapeutów.
Sława ośrodka w Bethel promieniowała na cały świat. Tylko w Europie i USA powstało 27 placówek na nim się wzorujących, w tym 26 protestanckich i jedna katolicka (w Nadrenii). W Stanach Zjednoczonych na szczególną uwagę zasługuje postać szwedzkiego pastora Erika Alfreda Fogelströma. Założył on Immanuel Deaconess Institute of Omaha w stanie Nebraska. Doradzał mu osobiście von Bodelschwingh, którego Fogelström odwiedzał w Bethel. Instytut powołany do życia przez szwedzkiego duchownego obejmował szpital, szkołę, warsztaty, domki mieszkalne dla rodzin pacjentów oraz pomieszczenia dla zwierząt. Był on przeznaczony dla epileptyków, osób niepełnosprawnych intelektualnie i nerwowo chorych wywodzących się ze szwedzkiej populacji miasta Omaha (Nelson, 2010). Pacjentów poddawano tu intensywnej dogoterapii. Polegała ona na wyprowadzaniu psów na spacery, karmieniu ich, głaskaniu i czesaniu. Rezultaty były bardzo pomyślne. U podopiecznych znacząco zmniejszyła się częstość napadów epileptycznych. Zaobserwowano u nich także zacieśnianie się więzi społecznych oraz lepszy kontakt z otoczeniem. Należy zauważyć, że Fogelström otrzymał zgodę na tę – nieznaną wówczas w Nebrasce – terapię od lokalnego kościoła luterańskiego. Postawiono mu jednak warunek: za wszystkie zniszczenia w instytucie, jakie mogły powodować zwierzęta, pastor miał płacić z własnych środków. Ponadto psy nie mogły mieszkać na terenie instytutu, lecz w specjalnie ocieplonych budach w ogrodzie (tamże).
Skuteczność dogoterapii oraz zasadność jej użycia w ośrodkach medyczno-opiekuńczych skłoniły naukowców do przeprowadzenia licznych badań nad jej fenomenem. Początkowo uczeni wykazywali sceptyczne podejście do tej formy terapii. Dopiero w 1859 roku, po opublikowaniu fundamentalnego dzieła Karola Darwina O powstaniu gatunków, nastąpił prawdziwy przełom. Zaczęto doszukiwać się wspólnych cech ludzi i zwierząt, nabytych na ścieżce ewolucji gatunków. Naukowcy zdali sobie sprawę, że Homo sapiens należy do królestwa zwierząt, a zatem podlega tym samym prawom, co one. Zachowania pierwotne przypisywane dotychczas człowiekowi zaczęto obserwować także u zwierząt. Do tych pierwotnych zachowań należą melancholia, smutek, cierpienie i radość. Poszukiwania powiązań między ludźmi a zwierzętami doprowadziły do rozwoju interdyscyplinarnych badań w dziedzinie antropologii, biologii, historii, psychologii, filozofii oraz socjologii. Uczeni żywili nadzieję, że takie szerokie ujęcie przedmiotu pozwoli na lepsze zrozumienie relacji występujących między ludźmi a zwierzętami oraz umożliwi redefinicję pojęcia „człowieczeństwo” (DeMello, 2012).
Doskonałe rezultaty, jakie przynosiła dogoterapia, zachęciły ludzi nauki do rozszerzenia kręgu pacjentów, którzy mogli korzystać z dobrodziejstw tej metody leczenia. Dlatego eksperymentalnie już pod koniec XIX wieku zaczęto przydzielać pojedynczym osobom niewidzącym i niedowidzącym psich przewodników. Jedną z nich była Helen Keller, która jako niemowlę straciła wzrok i słuch na skutek powikłań po przebytej szkarlatynie i zakażeniu meningokokami. Miała także problemy z artykulacją. Helen Keller pochodziła ze znamienitej rodziny. Jej ojciec, Arthur H. Keller, był redaktorem naczelnym poczytnej gazety North Alabamian, a kuzynem jej babki – nie kto inny jak generał Robert E. Lee. Z kolei matka Helen, Kate Adams, była córką Charlesa W. Adamsa, prawnuka drugiego prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna Adamsa (Herrmann, 1999). Gwoli ścisłości należy dodać, że rodzina Kellerów przyjechała do USA ze Szwajcarii, gdzie prowadziła pierwszą w tym kraju szkołę dla osób głuchych (McDonald, 2003). Nic zatem dziwnego, że z takimi koneksjami Helen Keller została potraktowana wyjątkowo. Zakwalifikowano ją – jak już wspomniano – do programu pilotażowego, przydzielając psa przewodnika. Jednak nie był to jej pierwszy kontakt z czworonogiem, gdyż rodzice w dzieciństwie podarowali jej cocker spaniela. Z racji swoich niedomagań uczęszczała do szkoły Perkins Institute for the Blind, gdzie poznała swoją przyszłą guwernantkę i przyjaciółkę Anne Sullivan. Następnie obie kobiety przeniosły się do Nowego Jorku, by tam zapisać się do szkoły dla osób głuchych Horace Mann School for the Deaf. Potem kontynuowała edukację, podejmując w 1900 roku – jako pierwsza osoba ociemniała i zarazem głucha – studia wyższe w Radcliffe College. Po 4 latach uzyskała stopień licencjata nauk humanistycznych. Jej naukę sponsorował magnat naftowy Henry Huttleston Rogers, który współpracował z rodziną Rockefellerów (Ford, 2001). W 1902 roku Hellen Keller otrzymała od swoich kolegów z uczelni psa rasy boston terrier. Nazwała go sir Thomas. Słynął on z łagodnego temperamentu i przyjaznego usposobienia. Dlatego pełnił funkcję jej pomocnika, którą dziś określilibyśmy mianem service dog. Sir Thomas regularnie towarzyszył Hellen podczas wykładów, a następnie odprowadzał ją do domu. Zaszczepiona we wczesnym dzieciństwie miłość do psów przetrwała w Hellen do końca jej dni. W 1930 roku pięćdziesięcioletnia kobieta odwiedziła Japonię, ponieważ żywiła wielkie zainteresowanie tamtejszą kulturą i tradycją. Szczególnie absorbowało ją japońskie podejście do psów, które odznaczało się wielką troską i szacunkiem wobec tych zwierząt. Podczas pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni zapoznała się z historią psa rasy akita imieniem Hachiko (de Lavigne, 2015). Pies ów przez 10 lat czekał