Zbrodnicze zaniedbanie
To, że psychopatia przenika przez sito strażników DSM, musi intrygować. Jako powód tego zastanawiającego wykluczenia podaje się najczęściej trudność w uzyskaniu potwierdzenia empirycznego. No i domniemane pokrywanie się psychopatii z antyspołecznym zaburzeniem osobowości. Istotnie, wina, wyrzuty sumienia i empatia nie są najbardziej wymiernymi konstruktami. A zdaniem twórców DSM lepiej trwać przy tym, co się da zaobserwować, i unikać w ten sposób posądzeń o subiektywną interpretację.
Postępowanie takie jednak jest problematyczne. Zacznijmy od tego72, że obecnie wśród klinicystów panuje dość powszechna zgoda co do stosowania PCL-R. Skala ta odznacza się, według nich, dużą rzetelnością. A poza tym, jak mi powiedział pewien doświadczony psychiatra, „psychopatę można wyczuć już po kilku sekundach od jego wejścia do gabinetu”.
Ale to niejedyna kość niezgody. Zagadkowa tożsamość psychopaty, to, co dokładnie kryje się pod maską normalności, doprowadziła do kolejnego fenomenologicznego zwrotu z powodu denerwującej obserwacji poczynionej, że się tak wyrażę, nieco bliżej domu. Nie wszyscy psychopaci siedzą za kratkami. Okazuje się, że większość siedzi raczej w pracy. A niektórzy radzą sobie tam całkiem dobrze. Tak zwani psychopaci, którzy odnieśli sukces – podobni do tych, których bada Scott Lilienfeld – stanowią poważny problem i z punktu widzenia antyspołecznego zaburzenia osobowości, i dla zwolenników PCL-R.
Badania przeprowadzone niedawno przez Stephanie Mullins-Sweatt73 ze State University w Oklahomie polegały na przedstawieniu prawnikom i psychologom klinicznym prototypowego opisu psychopaty. Po przeczytaniu go obu grupom zadano to samo pytanie: czy potrafią wskazać znajomą osobę, która w ich opinii pasowałaby do takiego opisu (i która, nie trzeba dodawać, odniosła sukces w swoim zawodzie)? A jeśli tak, to czy mogliby ocenić jej osobowość za pomocą kwestionariusza odwołującego się do Wielkiej Piątki?
Wyniki są bardzo interesujące. Zgodnie z oczekiwaniami, ci psychopaci, którzy osiągnęli sukces74 – wyczarowani, między innymi, ze świata biznesu, nauki oraz z organów ochrony porządku publicznego – okazali się tak samo nikczemni jak ci, którzy go nie odnieśli. Wszystkich ich opisywano jako nieuczciwych, pozbawionych skrupułów, bez poczucia winy, aroganckich lub płytkich.
To samo uderzające podobieństwo odnajdujemy w kwestionariuszu. Tak jak w badaniu Donalda Lynama, w którym ocen dokonywali specjaliści, ci psychopaci, którzy odnieśli sukces, uplasowali się wysoko w wymiarze asertywności, szukania podniet i działania, a nisko w wymiarze ugodowości, na przykład w altruizmie, uległości i skromności. Co więcej, z wyjątkiem samodyscypliny (gdzie psychopaci bez sukcesu wypadają słabo, a ci z sukcesem doskonale), profile sumienności są również u obu grup zbieżne – najwyższe wyniki zostały uzyskane w kompetencji, uporządkowaniu i dążeniu do osiągnięć.
Wszystko to wręcz domaga się zadania podstawowego pytania: w czym tkwi kluczowa różnica? Czy jedynie samodyscyplina odróżnia jednych psychopatów od drugich, prezesów firm od pedofilów? Skoro pozostałe czynniki wydają się wspólne, to niewykluczone, że jest to prawda. Zdolność do odsunięcia nagrody w czasie, powstrzymania pragnienia, by chwycić, co się da, i brać nogi za pas, może przeważać szalę i powodować, że zamiast z kryminalistą mamy do czynienia z człowiekiem bardziej opanowanym, mniej impulsywnym i mniej antyspołecznym.
Tyle tylko, że kwestia działalności kryminalnej generuje kolejny problem. Zarówno w poprawionej wersji testu – PCL-R – jak i w kryteriach antyspołecznego zaburzenia osobowości podawanych w DSM – „kryminalna wszechstronność” i „wielokrotnie popełniane czyny, które mogą być powodem aresztowania” stanowią podstawę do zdiagnozowania psychopatii. Innymi słowy, takie mają być jej objawy. A jednak, jak wykazuje badanie Mullins-Sweatt, żadnego z nich nie da się odnieść do psychopatów osiągających sukces. Można więc być psychopatą i nie być przestępcą.
Czyżby zatem odnoszący sukces psychopaci należeli do innego gatunku? Czyżby istniał jakiś jeden neuron, który odróżnia ich od okrytych złą sławą, nikczemnych odpowiedników? To ryzykowna teza, ale pewien człowiek piętnaście lat temu podjął to ryzyko i spróbował to ustalić. I w rezultacie skończył na kolacji ze mną, w centrum Atlanty, nad talerzem z górą taco z aligatora.
Tajemna ścieżka przez zawiłości psychopatii
W 1996 roku Scott Lilienfeld i jego współpracownik Brian Andrews skupili się na tej właśnie łamigłówce. Lilienfeld, doświadczony badacz, który miał do czynienia z wieloma psychopatami, doszedł do niepokojącej konkluzji. Stwierdził, że tam, gdzie chodzi o wstępny konstrukt zaburzenia – tradycyjną koncepcję tego, co tak naprawdę oznacza być psychopatą, jak to zdefiniował nestor Hervey Cleckley – PCL-R i inne testy kliniczne są nieco dziwne. Stopniowo zaczął sobie uświadamiać, że światło reflektora diagnostycznego ma coraz większą średnicę. Najpierw był to szperacz ukierunkowany na cechy osobowości wskazujące na zaburzenie. Obecnie równie wielki, o ile nie większy, nacisk kładzie się na czyny antyspołeczne. Można powiedzieć, że cyrk psychopatów utknął w błocie medycyny sądowej.
Jako przykład Lilienfeld i Andrews wybrali nieustraszoność. W swoim manifeście z 1941 roku Cleckley stwierdził jedynie, że niski poziom lęku to atut w ręku psychopaty i jedna z głównych cech zaburzenia. Ale gdzie dokładnie jest ona oceniana w PCL-R? Zdaniem Lilienfelda takie pominięcia składają się na poważny błąd teoretyczny; różne odłamy klinicystów i badaczy odmiennie postrzegają psychopatię, ponieważ opierają się na dwóch różnych tradycjach: jakościowej analizie lub ilościowej mierze zachowania.
Te dwa obozy wywodzą się z jednego epistemologicznego pnia. W jednym zebrali się zwolennicy Cleckleya, dla których głównym obszarem zainteresowań jest osobowość; w drugim behawioryści, opierający się na biblii DSM i ewangelii APD, którzy skupiają się przede wszystkim na przeszłości kryminalnej badanego. Nie trzeba dodawać, że ta schizma nie wpłynęła dobrze ani na spójność badań empirycznych, ani na konsensus diagnostyczny. Ktoś, kto posiada wszystkie niezbędne cechy osobowości psychopatycznej – należący na przykład do klinicznego podgatunku badanego przez Mullins-Sweatt – zostanie uznany za psychopatę przez zwolenników podejścia osobowościowego, ale nie przez behawiorystów, dla których czyny mówią głośniej niż słowa. Taka przynajmniej była konkluzja Lilienfelda i Andrewsa.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.