Marks przyjmuje dwa rodzaje cyrkulacji, ponieważ pozwalają mu one odróżnić społecznie korzystne i społecznie bezwartościowe formy transakcji gospodarczych – ekonomię i chrematystykę. Tak buduje swą wyidealizowana wersję komunizmu. Załóżmy, że potrafię z odpowiednich części zbudować harmonijkę ustną. Jeśli złożę i dostroję taki instrument, to mogę go komuś podarować lub sprzedać. Jeśli otrzymam pieniądze, to mogę kupić części do nowych harmonijek i też je sprzedać. Załóżmy, że harmonijka jest trzy razy droższa od sumy cen swych części. Jeśli dobrze ją zestroję, to za pieniądze uzyskane ze sprzedaży jednej harmonijki kupuję części do trzech harmonijek. Składam je i sprzedaję trzem różnym osobom. Znów kupuję części do nowych instrumentów i jeśli ich nie wydam na inny cel, to wyprodukuję dziewięć harmonijek. Za każdym nowym obrotem towar trzykrotnie zwiększa swoją wartość. W T-P-T pieniądze nie odgrywają żadnej roli. Pośredniczą tylko w powiększeniu wartości towarów, która to wartość wzrasta dzięki pracy, nie dzięki handlowi. Nikt się nie bogaci i nikt nie traci. Nie ma inwestora i nie ma pracy najemnej. Cena zależy od wartości tout court – czyli włożonej pracy. Gdyby wszyscy postępowali w ten sposób, to społeczeństwo żyłoby coraz dostatniej i piękniej, choć nie przybywałoby pieniędzy. Wzrastałaby tylko liczba harmonijek i innych towarów, ale nie globalne aktywa finansowe. Być może cyrkulacja T-P-T nakręcałaby deflację, ale to nie miałoby większego znaczenia, ponieważ to nie pieniądze uruchamiałyby produkcję, tylko dążenie producenta, by produkować lepiej, szybciej i więcej. Takie są zalety naturalnej gospodarki towarowej. W kapitalizmie wszystko dzieje się jednak inaczej – zdaniem Marksa. Działa cyrkulacja P-T-P. Pieniądze wykorzystywane są głównie do tego, by spekulować, czyli pomnażać bogactwo finansowe, a to, na czym się je zarabia, nie ma dla nikogo większego znaczenia. Kapitalista wykłada pieniądze w produkcję i ma na celu zdobycie wysokich zwrotów. Płaci mi za zrobienie harmonijki pewną sumę. Następnie sam wystawia harmonijkę na sprzedaż za cenę trzy razy wyższą od sumy cen części plus mojej zapłaty. Za zarobione pieniądze – jeśli ich nie przeznaczy na inny cel – kapitalista zleca mi zrobienie trzech nowych harmonijek, potem dziewięciu itd.
Marks uważa, że tylko w oczach ignorantów cyrkulacja T-P-T i cyrkulacja P-T-P działają podobnie. Nie wolno mówić, że w obu przypadkach wykonano trzy obroty gospodarcze (produkcyjne plus finansowe) i z jednej harmonijki powstało dziewięć harmonijek. To tak się tylko wydaje. Zasadniczą różnicę ujawnia „krytyka”, czyli sięganie pod powierzchnię zjawisk. T-P-T opiera się na innej motywacji działania i na innym poczuciu własności niż P-T-P. Gospodarka towarowa powiększa domowe bogactwo całego społeczeństwa i w ogóle nie dba o pieniądze. Gospodarka kapitalistyczna nie dba o towary, tylko maksymalizuje zyski. W gospodarce towarowej kapustę hoduje ten, kto się zna na kapuście, a harmonijki robi ten, kto się zna na harmonijkach. W gospodarce kapitalistycznej inwestora nie obchodzi, co będzie produkować jego firma. Szuka tylko największego zysku. Szef General Motors powiedział kiedyś jak najprawdziwszy marksista: „Ludzie myślą, że GM robi samochody. To nieprawda. My robimy pieniądze”. Nie wiedział jeszcze wtedy, jak skończy miasto Detroit. Marks miał rację, że jeśli ktoś myśli tylko o robieniu pieniędzy, to szybko może zapomnieć, jak się robi pieniądze. Jego auta będą gorsze niż samochody z Japonii i Korei. Nie zmienia to jednak faktu, że wzrost gospodarczy zawsze przebiega w ten sam sposób. Trzeba produkować i sprzedawać na rynku. Wtedy i towary przechodzą z ręki do ręki, i pieniądze przechodzą z ręki do ręki. Nie ma dwóch obrotów: T-P-T oraz P-T-P, tylko jeden ciąg działań, który można dzielić na segmenty, jak się komu podoba. Można przecież produkować nie tylko towary, lecz także usługi, papiery dłużne i fundusze rozwojowe. Można sprzedawać nie tylko harmonijki i kapustę, lecz także akcje, weksle i udział w zyskach. Gospodarka towarowa jest kompletną fikcją. To jest propozycja, by nie rozliczać się w jakiejkolwiek walucie, tylko przejść na wymianę bezgotówkową i na handel zamienny: towar za towar. Marks ma rację, że jeśli wymienia się towar na towar, to nie dochodzi do koncentracji kapitału. Ale to znaczy tylko tyle, że bogactwa poszczególnych osób lub instytucji nie da się oszacować, bo nie ma go jak zmierzyć. Społeczeństwo przechodzi na system kula, jak na Pacyfiku, lub na system potlaczu, jak u Kwakiutlów. Garnki wymienia się na muszle, miedziane tarcze na jelenie skóry, a gorzałkę na łódkę lub potrzask. Gospodarka towarowa to po prostu prymitywna gospodarka wymienna. I trzeba być mało spostrzegawczym, by nie dostrzec, że w tej gospodarce też dochodzi do głodu i wyzysku, do zmowy handlowej i bankructwa. Potlacz jest jednym z najbardziej opresyjnych systemów uzależnienia gospodarczego. Polega na systematycznym poniżaniu zaproszonych gości i zmuszaniu ich do niszczenia własnego dobytku.
Czyli to nie my, dyletanci, mamy problem z jasnym widzeniem świata, tylko problem ma Marks, patrzący na świat przez „krytykę”, która pozwala mu widzieć to, co chce zobaczyć. Niepokoił go fakt, że zysk może trafiać albo do kieszeni producenta, albo do kieszeni inwestora. To prawda, nikt inny w zasadzie nie ma do niego prawa (oprócz państwa, które potrzebuje podatków). Ale ani ekonomia, ani polityka, ani filozofia nie potrafią wyliczyć, komu należy się jaka część zysku w sytuacji, gdy jeden inwestuje, a drugi pracuje na zarobek. Kapitalista może powiedzieć: cały zysk jest mój. Związki zawodowe mogą powiedzieć: cały zysk jest nasz. Marks mówi w tej sytuacji: niech lepiej w ogóle nie będzie zysku. To jest bardzo zła rada. Jeśli nie będzie zysku, to nie będzie ani kapitalistów, ani towarów, ani usług. Będzie natomiast powszechna bieda i prymitywizm.
Ten problem można rozwiązać na trzy zasadnicze sposoby. Po pierwsze, można pozostawić wszystko tak, jak było w XIX wieku: cały zysk bierze kapitalista. Marks ma rację, to jest złe rozwiązanie – opresyjne, eksploatatorskie, nieefektywne. Po drugie, można w gospodarce zastąpić kapitalistów menadżerami i płacić im za trafność dokonanych inwestycji i zarządzanie sprzedażą. Wtedy menadżerom płaci się jak robotnikom – nie za wartość zainwestowanych środków, tylko za efekty pracy. Tak działają spółki akcyjne. Po trzecie, można wprowadzić skomplikowany system nadzoru, w którym pieniądze mają fikcyjną wartość i służą tylko do motywowania ludzi do pracy w sposób dowolny i arbitralny. Tak działał przez wiele lat system nakazowy w „realnym socjalizmie” wschodniej Europy. Dziś pierwsze rozwiązanie działa w obrębie gospodarek niewydolnych i ekonomicznie zamarłych, np. w Polsce w rejonach popegeerowskich opanowanych przez „dziki kapitalizm”. Drugie rozwiązanie funkcjonuje w wielu krajach całkiem nieźle, ale ma z filozofią Marksa niewiele wspólnego. Trzecie rozwiązanie ma z Marksem też niewiele wspólnego i dziś stosowane jest tylko w kilku enklawach komunistycznych, jak Korea Północna, szczelnie izolowanych od reszty świata. Marksizm po prostu nie sprawdził się w gospodarce. Okazał się nieprzydatny, ponieważ jego twórca wciągnął ekonomię w mgliste problemy metafizyczne. Chciał udowodnić, że fakty ekonomiczne nie są realne, tylko stanowią zewnętrzny przejaw wydarzeń dziejących się niewidocznie między ludźmi. Chciał uwolnić świat od pieniędzy, rozliczeń i pracy ponad siły, od kapitalistów, wyzysku i bogacenia się, czyli od chrematystyki. To był pomysł piękny, ale kompletnie niepraktyczny. Marks dowodził, że transakcje gospodarcze są zmistyfikowanymi relacjami międzyludzkimi, że pieniądze są ostatecznie nierealne, bo stanowią tylko instrument kontroli społecznej. Bogactwo finansowe jest też pozorne, ponieważ reprezentuje tylko „skrystalizowaną pracę”. Cały kapitalizm to ekonomiczny Matrix – uważa Marks – ponieważ pieniędzmi zasłania prawdziwe relacje międzyludzkie. Trudno sobie wyobrazić bardziej niebezpieczne i gruntowne omamienie własnymi pomysłami filozoficznymi.
Podstawą teoretyczną ekonomii Marksa było założenie, że wartość towarów można mierzyć według wartości, a nie przez użycie pieniędzy. Marks (idąc częściowo za Adamem Smithem) wprowadził w Kapitale trzy terminy mające precyzyjniej i prawdziwiej opisywać każdy towar: „wartość użytkowa”,