Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka Krawczyk. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Krawczyk
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8075-258-0
Скачать книгу
zawczasu – tłumaczył rozdrażnionym głosem Tomasz.

      Lora tylko przekładała kieliszek z ręki do ręki. Grymas przebiegł przez jej nerwową twarz. Nie w ten sposób chciała załatwiać takie sprawy.

      – Dlatego właśnie proponuję ci, żebyś to zostawił adwokatom. Niech dyskretnie sprawdzą, czy te kobiety mogą występować z jakimiś roszczeniami. Jeżeli okaże się, że ta gówniara jest jednak córką naszego ojca, to trzeba im rzucić odszkodowanie na otarcie łez i zmusić do podpisania dokumentu, że nie będą już nigdy rościć sobie żadnych pretensji do majątku. Sam wiesz, jak się prowadzi takie sprawy. Ostrożnie.

      Tomasz popatrzył na piękną, pociągłą twarz siostry, na której nie malowały się żadne uczucia. Jej oczy były puste, jakby Lora myślała zupełnie o czymś innym. Taka była już w dzieciństwie, zwłaszcza gdy matka wpadała w swoje słynne napady szału i zazdrości. Lora uciekała w kąt, chowała się do szafy lub pod stół, a na jej oblicze wypływał ten dobrze znany, nieobecny i obojętny wyraz. Zapadała się w swoim świecie, do którego oni – Tomasz i matka – nie mieli dostępu.

      – Zupełnie cię nie obchodzi to dziecko? – zapytał jeszcze.

      Pokręciła głową.

      – Interesuje mnie jedynie, by jak najszybciej zniknęło z naszego życia. Nie życzę sobie żadnych kłopotów z tym związanych i zamierzam się przed tym zabezpieczyć. Tobie też nie radzę się w to mieszać.

      – Dlaczego?

      – Wybacz mi, Tomasz, ale ty jesteś zbyt porywczy, a takie sytuacje trzeba rozwiązywać spokojnie i najlepiej nie angażując się osobiście. Przez pośredników. Mam nadzieję, że nie zamierzasz jechać do tej mieściny i samodzielnie prowadzić śledztwa? To byłoby nad wyraz nierozsądne.

      – Nierozsądne? Co właściwie masz na myśli?

      – To cię postawi w gorszej pozycji negocjacyjnej. Niemirska uzna, że ją o coś prosisz, i zacznie sobie roić, że może się nie wiadomo czego domagać. A sprawę trzeba postawić jasno: nie dostaną jednej trzeciej majątku ojca i już.

      – Jest testament – powiedział twardo Tomasz.

      Lora prychnęła i spojrzała na niego zimnym wzrokiem.

      – Tak, oczywiście, nawet dwa. A może jest i trzeci, w którym nasz nawrócony przed śmiercią ojciec zapisał wszystko Kościołowi. Nas interesuje tylko ten pierwszy testament, który leży u rodzinnego adwokata. Żaden inny się nie liczy i nie będzie się liczył, mam nadzieję, że to zrozumiałeś? Boże, Tomasz, nie podejrzewałam, że jesteś takim mięczakiem. Naprawdę chcesz się dzielić czymkolwiek z córką tej zdziry? Nie pamiętasz, co nam zrobiła?

      – Przestań. Właśnie dlatego, że nie chcę się dzielić, uważam, że powinniśmy zabrać stamtąd to dziecko.

      Lora spojrzała na niego jak na wariata i odstawiła kieliszek na stolik. Siedziała na fotelu z podwiniętymi nogami, ale teraz opuściła je na podłogę, ponownie wsuwając stopy w szpilki. Wyprostowała się jak na oficjalnym spotkaniu i poprawiła włosy.

      – Ty jesteś chyba pomylony. Jak matka. To musi być dziedziczne. Co ty w ogóle wymyśliłeś?

      – Posłuchaj, Lora, to wcale nie jest głupie i nie obrażaj mnie. Jeśli to jest nasza siostra, to powinna się wychowywać u nas, prawda? Bo jest członkiem naszej rodziny.

      – I co? Ty ją będziesz wychowywał? Ile ona ma lat? Pięć? Sześć? Zabawisz się w tatusia na cały etat? Naprawdę rozum ci odjęło. Na mnie na pewno nie licz i nie próbuj mnie w żaden sposób wciągnąć do tego pomysłu, o ile jesteś tak zbzikowany, żeby go zrealizować.

      – Ma dziesięć lat. Nie musimy jej przecież osobiście wychowywać. Można zaangażować opiekunkę, są szkoły z internatem, już się dowiadywałem, w Szwajcarii jest świetna placówka dla takich dziewczynek…

      – Chyba naprawdę zwariowałeś. Nie wierzę własnym uszom. Mówisz poważnie?

      – Tak. Mam zamiar to wszystko sprawdzić. Jeżeli ta mała jest naszą siostrą, zabiorę ją z tej wiochy i zajmiemy się nią. To jest, bądź co bądź, nasz krew, Lora.

      – Nigdy cię nie podejrzewałam o takie związki plemienne – prychnęła Eleonora. – Jeżeli chcesz mieć rodzinę, to się po prostu ożeń, miej własne dzieci, a nie sprowadzaj nam na głowę jakiegoś bękarta. Proszę cię, robiłeś już różne szalone rzeczy, popierałam te twoje wyprawy na koniec świata, bo uważałam, że masz prawo realizować swoje marzenia, ale to już przerasta wszystko.

      – Ojciec był obrzydliwym typem, Lora. Matka, sama wiesz, jaka jest – egzaltowana i histeryczna. Nie pozwólmy na to, żeby to dziecko wykoleiło się w rodzinie tamtej kobiety.

      – Skąd pomysł, że się wykolei – nie rozumiała Lora.

      Była zmęczona bezproduktywną potyczką z bratem. Wiedziała, że jeśli Tomasz nabił sobie czymś głowę, na pewno nie zrezygnuje ze swego pomysłu. Irytowała ją jego wybuchowość i nieracjonalność. Już od dłuższego czasu marzyła tylko o jednym – jak najszybciej zakończyć tę rozmowę i porozumieć się ze swoim prawnikiem. Należało powstrzymać Tomasza wszelkimi możliwymi sposobami, także drogą prawną, jeżeli będzie to konieczne. Życie już dawno nauczyło ją, że w takich delikatnych sytuacjach – a za taką uważała nieuchronny konflikt z bratem – trzeba postępować dyplomatycznie. Udawać, że nic się nie dzieje, ale myśleć i robić swoje.

      Oczywiście, wiele osób nazwałoby tę taktykę dwulicowością, ona jednak była przekonana, że postępuje po prostu rozważnie i zręcznie. Nie lubiła wchodzić z nikim w otwarte rozgrywki i najchętniej w nieprzyjemnych sprawach działała przez pośredników. Gdy stawała się bohaterką jakiegoś medialnego skandalu, co zwykle było zresztą obliczone na podniesienie popularności, wszystko załatwiali asystenci i sekretarki. O Lorze Hagen plotkowano w światku filmowym, że nawet noża w plecy nie wbija osobiście, bo ma od tego specjalnych ludzi. Potrafiła dobrze nękać swoich wrogów, ale sama nie brudziła sobie rąk. „Krew wypić, dziurki nie zrobić” – tak się chyba mówiło o osobach tego pokroju.

      Teraz też zamierzała zastosować taką taktykę, tym razem jednak w stosunku do własnego brata. Czuła więc lekki dyskomfort. Kochała Tomasza, ponieważ był jedyną osobą, którą akceptowała w stu procentach, ze wszystkimi wadami. Nigdy nie działała wobec niego zakulisowo, uważała, że obowiązuje ją wobec niego szczególna lojalność. Tym razem jednak musiała postąpić inaczej, ale po raz pierwszy czuła się tak bezpośrednio zagrożona. A w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia nie cofała się przed niczym.

      Tomasz przyglądał się jej, jakby zastanawiając się, co jej chodzi po głowie. Wiedział, że Eleonora nie zwykła zmieniać zdania i skoro była przeciwna wprowadzeniu Tosi Bielskiej do rodziny, dalej się temu będzie opierać. Należało przedstawić inne argumenty.

      – Nie uważasz, że długofalowo możemy na tym skorzystać? – powiedział więc, patrząc na siostrę zaczepnie.

      – W jakim sensie?

      – Będziemy mieć nad tym dzieciakiem kontrolę, nie będą nas nim szantażować. Zrozum, Lora, ta mała to taki miecz Damoklesa, który wisi nad nami. Póki nie rozwiążemy całej tej sprawy, zawsze, w każdym momencie może pojawić się problem z żądaniami prawa do spadku.

      – Z tym akurat się zgadzam i uważam, że ona i jej starsza siostra powinny podpisać ugodę i wziąć pieniądze. Oczywiście nie takie, jak sobie zapewne wyobrażają, ale tym prowincjonalnym gąskom na pewno wystarczą. Trzeba im zatkać usta banknotami, tak ja to widzę, ale musimy mieć wszystko na piśmie i ostatecznie uzgodnione, żeby sprawa nigdy już do nas nie wróciła.

      – No