Piotr popatrzył na nią ze zdziwieniem.
– Dlaczego tak uważasz?
– Właśnie dlatego, że Tomasz się tutaj pojawił. On chce zabrać Tosię, bo uważa, że małej jest źle, że matka miała na nią negatywny wpływ. Najwyraźniej uznał, że w cudownej rodzinie ojca będzie jej lepiej.
– Być może chce się po prostu zemścić za doznane ze strony twojej matki krzywdy. Urojone lub prawdziwe. Doszedł do wniosku, że Ada zrujnowała małżeństwo jego rodziców, więc teraz on w odwecie niszczy jej rodzinę – wzruszył ramionami Piotr. – Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było, bo z tego, czego się już zdążyłem dowiedzieć o rodzinie Halickich, są to bardzo trudni ludzie.
– Masz rację. Niełatwo z nimi postępować. Czasem przypomina to stąpanie po polu minowym. Wiem, że nie oddam mu Tosi, bo nie chciałabym, żeby dziecko wychowywało się w takich toksycznych warunkach, ale z drugiej strony nie zamierzam jej odcinać od tamtej rodziny. Tomasz i jego siostra Eleonora to rodzeństwo Tosi, takie samo jak ja. Gdyby mnie coś się stało, to właśnie oni będą jej najbliższą rodziną, powinna ich przynajmniej poznać.
– Nie pomyślałem o tym. Co zamierzasz zrobić?
– Jak tylko się trochę pozbieram, chcę porozmawiać z Tomaszem. Ustalić jakieś rozsądne warunki, wierzę, że mimo wszystko się dogadamy i nie trzeba będzie iść do sądu. To przecież śmieszne.
– Teraz chyba ty jesteś zbytnią optymistką – Piotr pokręcił głową.
– A co mi innego pozostaje? Jeżeli będę z góry zakładała jego złą wolę, mogę od razu składać wniosek na policję o zakaz zbliżania się, o ile w polskim prawie w ogóle coś takiego istnieje – zaśmiała się. – Sam mówiłeś, że życie ma się składać z drobnych, ale szczęśliwych momentów. Naprawdę staram się nie kolekcjonować wyłącznie smutków i zmartwień, pragnę czerpać z jasnej strony, ale wiesz, że to nie jest łatwe. Takie podejście wymaga, by w innych ludziach także dopatrywać się dobra, a nie zła. W związku z tym oczekuję od Tomasza, że zareaguje pozytywnie.
– Masz rację. To ja jestem niekonsekwentny – przyznał Piotr. – Najpierw każę ci przychylnym okiem spojrzeć na Małgorzatę, a potem źle cię nastawiam do Tomasza. Tak, powinniśmy wszystkich mierzyć jedną miarą. Spróbuj zadziałać na Halickiego sercem, może obudzisz w nim jakieś dobre uczucia, a jeśli nie odpowie pozytywnie, to przynajmniej będziesz miała świadomość, że próbowałaś.
– Dziękuję – powiedziała Agata po chwili milczenia. – Nawet nie wiesz, jak mi pomogłeś. Pewnie to dziwnie zabrzmi, ale twój spokój pozwala mi spojrzeć na pewne sprawy inaczej. Jestem chyba zbyt emocjonalna, powinnam być rozważniejsza.
– Ty emocjonalna, a ja spokojny? – Piotr się zdumiał. – Naprawdę nie znasz się na ludziach, dziewczyno. To ty jesteś uosobieniem spokoju, a ja kłębkiem nerwów. Nieustannie walczę o to, by zyskać właściwy dystans do pewnych spraw, na które nie mam już wpływu i nie mogę ich zmienić. Może właśnie stąd to niemądre marzenie, by rzucić wszystko i uciec w góry… Niestety, niczego to nie załatwi, przeciwnie, jeszcze bardziej skomplikuje.
Mówił to do niej, ale właściwie bardziej do siebie. Agata słuchała, bo to potrafiła najlepiej. I jak zwykle nie dopytywała. Jeżeli będzie chciał, powie jej więcej, a jeśli nie – niech to pozostanie jego tajemnicą. Niemirska wiedziała, że nie wolno na nikim wymuszać zwierzeń. Słowa, które się wypowie pod wpływem uporczywej indagacji, pozostają na zawsze i mogą zepsuć niejedną znajomość. Położyć się na niej cieniem, którego nie rozjaśni żadne słońce szczęśliwych wspólnych dni.
Pomyślała o narzeczonej Piotra, Martynie, która kilka tygodni wcześniej przy tym samym stoliku opowiedziała jej historię swej niespełnionej pierwszej miłości do doktora Popławskiego. Relacji niegdyś przerwanej, zakończonej niedopowiedzeniami i wzajemnymi pretensjami, ale też jakimś gorzkim poczuciem niezaspokojenia. Przypadkowe spotkanie z dawnym ukochanym w szpitalu, gdy Martyna i Piotr odwiedzali przebywającą na oddziale po wypadku Danielę, było więc wstrząsem i niezwykłym doznaniem, jak z dziwnego snu.
Martyna sprawiała wrażenie rozbitej i rozdrażnionej. Zwierzyła się ze swoich niepokojów Agacie, która odwiozła ją do domu. Rozmowa była szczera i chyba tej otwartości narzeczona Piotra się przestraszyła. Na pewno nie miała obaw, że Agata wyda ją przed Piotrem – Niemirska obiecała jej dyskrecję, była zresztą znana ze swej powściągliwości, raczej wstydziła się, że także nią, posągową i opanowaną Martyną, mogą targać tak gwałtowne uczucia.
Od tamtego czasu narzeczona Piotra wyraźnie unikała Agaty. Widziały się kilkakrotnie w miasteczku, ale wymieniły jedynie zdawkowe uwagi na temat codziennych spraw, żadna nie nawiązała do tamtej rozmowy, jakby wyrosła między nimi ściana. Jakby obie celowo dystansowały się od siebie. Nawet podczas niedawnej rozmowy, gdy przyszły do niej z Elizą, Agata wyczuwała to napięcie. Miała wrażenie, że Martyna pożegnała się z ulgą, podczas gdy Eliza chętnie by jeszcze została w herbaciarni.
Agata nie chciała więc ciągnąć Piotra za język, by i z nim nie zbudować takiego wzajemnego muru. Miała wrażenie, że kontakty pomiędzy nimi robią się coraz bardziej skomplikowane. Winiła siebie za słabość i niezdolność do podejmowania zdecydowanych działań. Może powinna każdemu powiedzieć w oczy, co sądzi? Martynie, by spotkała się z Popławskim i rozwiązała tę niewygodną sytuację, a Piotrowi, by zapomniał o dziewczynie, która wciąż żyje wspomnieniami po jakimś dawnym wyidealizowanym uczuciu, więc nie potrafi się głęboko zaangażować? Tylko co by z tego dobrego wynikło? Wszyscy byliby jeszcze bardziej nieszczęśliwi i nikt by mi na pewno nie podziękował – rozmyślała, gdy już pożegnała Piotra, który zniknął ze swoim parcianym plecakiem, harmonijką i zapachem letnich traw, a ona zabrała się do porządkowania stołów. Istnieje też możliwość, że moja szlachetność w uświadamianiu innym ich problemów po prostu obróciłaby się przeciwko mnie.
Agata pościerała stoliki, wymyła filiżanki i zamknęła herbaciarnię. Zanim zgasiła światło, spojrzała raz jeszcze na śliczne wnętrze, z którego była tak dumna. Wszystko tutaj zrobiły same. Julia pożyczyła, a tak naprawdę podarowała im większość niezwykłych mebli, ale dodatki – koronkowe serwety, papierowe kwiaty, malowane wazony były ich dziełem. Agata lubiła zbierać rośliny i suszyć je w pracowni Ady, by potem układać z nich fantazyjne bukiety wzbogacone przez Tosię wstążkami i elementami z papieru. Daniela chciała wykonać na jesień kilka pledów z rybimi ogonami na drutach, ale złamana ręka uniemożliwiła jej to. Piękne koronki robiła natomiast Monika, która, gdy nie było klientów, siedziała za kontuarem i ciągle coś dłubała na szydełku. Wnętrze było jasne, przestronne i tchnęło niezwykłym czarem. Z każdego zakamarka wyglądała obietnica, że spędzi się tu miło czas, marzenia się spełnią, a nadzieje nie zostaną zawiedzione. Choćby to było tylko wstąpienie na kawę, ciastko i sympatyczną rozmowę. Podłoga skrzypiała przyjaźnie, a śpiew ptaków był najładniejszą muzyką, jakiej można było posłuchać w okolicy.
Przeszklone, oświetlone wnętrze pięknie rysowało się w zapadającym zmroku. Jak przyjazna przystań, w której dla każdego znajdzie się miejsce, ciepła herbata, słodkie ciasto, serdeczna rozmowa i szczery uśmiech. Agata w ten sposób myślała o swoim domu. Domu, który należał przecież do niej i jej dwóch sióstr. To nasza słoneczna przystań – uświadomiła sobie. Nie możemy jej stracić, bo nie należy jedynie do nas. To dom naszych przyjaciół, którzy zaglądają tu każdego dnia, by podzielić