– Jakub przesłał mi wszystkie wskazówki, choć nie wierzy, że uda mi się zrobić artystyczne zdjęcie – wyjaśniła, gdy Agata rzuciła jej pytające spojrzenie. – Zwłaszcza z tą ręką. Ja oczywiście zamierzam mu udowodnić, że się myli. Chyba wiem, na czym polega sekret, trzeba mieć po prostu swój styl fotografowania i ja go mam.
– Hm… Jak każdy początkujący masz na pewno dużo wiary w siebie i jesteś bezkrytyczna – oceniła Agata. – To dobrze, bo do odważnych świat należy. Przeczytałam gdzieś wspomnienia jednego podróżnika, który napisał, że gdyby wiedział, jak trudne i niebezpieczne są wyprawy, które przedsięwziął, nigdy by się nie odważył wyruszyć. A ponieważ nie wiedział, że wszyscy uważają je za niemożliwe, pojechał i odniósł sukces. Moim zdaniem robisz więc dobrze, wierząc w swoje siły.
– Merci, droga siostro, na ciebie zawsze można liczyć. Fotografowanie nie jest wcale czarną magią, zwłaszcza że przez kilka tygodni przyglądałam się pilnie pracy Kuby, a ja naprawdę jestem pojętną uczennicą. Mam jego aparat, ten z prostszym w obsłudze obiektywem, i zawsze mogę poprosić mistrza o wsparcie. Czegóż mi więcej trzeba?
– No właśnie. Ciastka wyglądają bardzo apetycznie. Będą na kolację?
– Na kolację jest makaron. Ciastka są na sprzedaż. Nie wyjadaj towaru, bo nie będziemy miały czym karmić gości i zbankrutujemy.
– Nie zbankrutujemy – włączyła się Tosia. – Mamy pełno ciastek, nawet pięć wycieczek ich nie zje.
– Nie znasz możliwości wygłodniałej wycieczki. Widziałam dzisiaj jedną, która zeszła z Lisiej Góry z powodu deszczu. Była głodna i wściekła. Piotrek to ma z tymi turystami krzyż pański, zupełnie jakby on był odpowiedzialny za pogodę – powiedziała wesoło Daniela.
– Tak, widziałam go, jak wracał z tej nieudanej wyprawy – przyznała Agata, a siostra spojrzała na nią z ukosa. – Mówił mi, że turyści odmówili wieczornego ogniska.
– Mięczaki. Przestraszyli się deszczu – skomentowała Tosia.
– Ty też nie lubisz deszczu. Chciałabyś siedzieć przy ognisku w mokrych butach? – Daniela przywołała ją do porządku.
– Od razu by mi przecież wyschły. Nie rozumiesz, Daniela. Deszcz w górach to jest przygoda. Jak można nie lubić przygody?
Trudno było podważyć ten argument. Przygoda to przygoda, nawet w lesie podczas deszczu. Agata musiała przyznać, że sama lubiła w dzieciństwie takie wyprawy z dreszczykiem. Burza na górskim szlaku, nagła zmiana pogody i zgubienie drogi – cóż mogło być bardziej ekscytującego? No, ale uczestników wycieczki Piotra niekoniecznie musiało to bawić. Wspomniała przy okazji burzę, jaka im się przytrafiła podczas pamiętnej wyprawy na Lisią Górą. Rozmawiali wtedy o różnych sprawach, między innymi o Filipie, z którym Agata była jeszcze wtedy związana. Niby niewiele czasu upłynęło, a tak dużo się zmieniło… Odsunęła od siebie te myśli.
– No i co? Wszyscy wylądowali u nas? – zapytała trochę nienaturalnie ożywionym tonem.
Daniela kiwnęła głową.
– A jak narzekali! Nie masz pojęcia. Nie wiem, skąd Piotrek wytrzasnął takie okazy, ale były to – oczywiście charakterologicznie – same Magdy. Nic im nie pasowało. Kiedy studiowałam, to na takich mówiło się „arcybiadoles”, bo biadolili ponad miarę.
– To miałyście niełatwe popołudnie z Moniką, żałuję, że wam nie pomogłam.
– Coś ty, to było nawet śmieszne. Nadawali głównie na Piotra, u nas im się podobało. Wykupili wszystkie kocie komplety do herbaty i Julia musiała od razu wznowić produkcję. Dlatego też zaczęłam piec te ciasteczka, bo już prawie nic nie ma. Formalna szarańcza z tej wycieczki, widocznie byli głodni, czekali na ognisko i różne specjały z grilla, a deszcz pokrzyżował plany.
Agacie zrobiło się żal Piotra. Na pewno napracował się nad znalezieniem fajnego miejsca dla swojej grupy, w końcu mówił, że dwa dni samotnie wędrował po lasach, a tu coś takiego. Ładne podziękowanie.
– Zaczynam wierzyć w tę moją książkę kucharską – powiedziała z zadowoleniem Daniela, zmieniając temat. – Mam coraz więcej przepisów, aż chce mi się je zbierać i notować, widzę w tym wszystkim sens. „Apetycznie i romantycznie” – to ty poddałaś mi pomysł na tytuł, wiesz?
– Chyba Julia go wymyśliła – uśmiechnęła się Agata po chwili zastanowienia. – Tak czy owak jest piękny i oddaje urok twoich potraw.
– Jestem głodna – upomniała się Tosia. – Odkąd Daniela pisze książkę kucharską, w tym domu głównie się gada o jedzeniu, a mało się je.
– To prawda, co stanowi ilustrację popularnego porzekadła o szewcu, co chodzi bez butów.
– A gdzie są koty? – zainteresowała się Agata i jakby te słowa były magicznym zaklęciem, w kuchni pojawiły się trzy ogony. Dwa srebrne i jeden czarny.
Kocio, Sylwek i Bella zajęły swoje zwyczajne miejsca – dwa kocury na krzesłach, a Bella wysoko na kuchennej szafce. Przyczajone czekały na swój moment, bo zbliżała się pora kolacji.
7
Tomasz Halicki nudził się w Panoramie w Cieplicach. Drażniło go prowincjonalne miasteczko w górach i skromna oferta ośrodka. Z braku lepszych zajęć wybrał się nawet na spacer, ale wrócił w jeszcze gorszym nastroju, niż wyszedł. Nigdy nie rozumiał takich rozrywek – chodzenia bez celu. Zadzwonił do siostry, która od początku nie pochwalała tej wyprawy.
– Nie rozumiem, po co ci to wszystko – stwierdziła. Była za granicą, zaczynała zdjęcia do kolejnego filmu, z którym wiązała wielkie nadzieje i jak zwykle miała tylko kilka minut. – Co ty właściwie chcesz osiągnąć?
– Wiesz, co. Nigdy nie trawiłem tej kobiety.
Lora zaśmiała się krótko.
Ona wszystko traktowała lekko. Nie była przywiązana ani do matki, ani do ojca. Właściwie oboje lekceważyła. Matkę uważała za wariatkę, a ojca za wyrachowanego egoistę. Gdy tylko mogła, wyprowadziła się z domu i utrzymywała z obojgiem jak najrzadsze stosunki, co oczywiście nie oznaczało, że nie pilnowała swojej części majątku. Wręcz przeciwnie. Lora Hagen była bardzo skrupulatna w interesach, specjalnie zatrudniła asystenta od spraw finansowych, który patrzył wszystkim w spółce na ręce, żeby przypadkiem nie zrobili czegoś bez jej wiedzy. W kluczowych momentach zjawiała się osobiście i nie była skłonna do kompromisów, gdy należało egzekwować swoje prawa. Pojawienie się trzeciej osoby do podziału spadku było jej bardzo nie w smak.
Najpierw próbowała odwieść Tomasza od pomysłu skontaktowania się z najmłodszą siostrą. Specjalnie przyjechała w tym celu do Polski, żeby rozmówić się z bratem w cztery oczy.
– Nasza matka jest mitomanką – mówiła, gdy spotkali się w końcu w Krakowie. – W tym, co opowiada, nie ma nawet krzty prawdy, a ty jej ślepo wierzysz. Od lat nienawidzi Ady Bielskiej, ma obsesję na jej punkcie, a teraz wmówiła sobie, że widziała się z jej córką i usłyszała te wszystkie brednie. Na pewno to wymyśliła.
– Ja znam tę dziewczynę, ona naprawdę istnieje, pracowała w firmie ojca. Nie mam pewności, czy stary specjalnie jej nie zatrudnił, żeby pomóc Adzie. Agata Niemirska nie jest żadną fikcyjną postacią, zresztą od dawna krążyły pogłoski, że ojciec ma z Adą dziecko.
– Matka tak twierdziła. A wiesz, jaka ona jest. Nienormalna. Tomasz, proszę cię, daj spokój. Nawet jeśli matka spotkała