Ale matka tylko szuka i śpi. Odkąd zaczęła szukać, schudła już pięć kilo. Od zniknięcia siedem. Jak tak dalej pójdzie, niebawem będzie miała ciało jak za młodu.
Drugiego stycznia babcia mnie budzi i idziemy do szkoły. Obwąchuję teren. Kiedy babcia rozmawia z dyrektorką, siedzę w jakimś pomieszczeniu i wyglądam z okna na główną ulicę wsi. Widzę, jak przyjeżdża autobus, z którego wysiada człowiek, który wygląda zupełnie jak tata.
TATA
Dostajemy pełno rzeczy na drogę, tata niesie moją torbę i jeszcze jedną, pełną jedzenia, jest tam nawet martwy królik bez skóry, ja niosę jeszcze jajka. I klatkę z Piratem. Jedziemy pustym pociągiem, bo wszyscy są w szkole albo w pracy.
Tata się stara, pyta, co robiliśmy, chce wiedzieć, co u prażaków, zawsze się cieszy, kiedy dzieje im się coś złego, więc mówię, że Milan to maruda, Pét'a jest gruba, a wujek jest pod pantoflem ciotki. Tata się śmieje.
Jedna z najfajniejszych podróży pociągiem z tatą.
Kiedy już prawie wysiadamy, tata mówi, czekaj, mam dla ciebie coś jeszcze. Ciesz się. I w domu daje mi aparat fotograficzny. Teraz to już nie jestem niesprawiedliwy, to, to już na sto procent był prezent dla brata.
Tata mnie uczy obsługiwać aparat, całkiem ciekawe. Tyle że trochę trzęsie mu się ręka i jest jakby skwaszony. Tak oto kładę się spać z uczuciem, że to był najlepszy dzień, jaki jestem w stanie sobie przypomnieć. Wolę nie pytać o mamę, o brata też. Przecież chcę, żeby to był ten najlepszy dzień.
Na drugi dzień budzi mnie tata, kiedy wstaję, mam na stole gotowe śniadanie, prawie jak u mamy, tata nie wie wprawdzie, że nie lubię margaryny, lubię masło, ale nie mówię mu tego i zjadam chleb. Tata jest ubrany i trochę mnie pogania, kiedy w końcu wychodzimy z domu, jest już po siódmej, tata idzie ze mną pod szkołę, wstyd mi, ale wiem, czemu to robi. Dobrze, że przynajmniej nie trzyma mnie za rękę ani nic w tym stylu.
Przed szkołą widzę znajome twarze, znowu się na mnie gapią, ja to mam życie, najpierw tracę nogę, potem brata. Jestem okropnie ciekawą postacią. Najchętniej odwróciłbym się i uciekł do domu. Tata żegna się ze mną zakłopotany. Myślę, że wyczuwa atmosferę. Dwóch smutnych ludzi, trener Holec i dziecko, które mu pozostało.
Idę zmienić buty do szatni, dla ludzi z klasy jestem jak duch, kiedy mnie widzą, cichną, ostrożnie stawiają kroki i szepczą, słyszę, jak ktoś szepnął zniknął, słyszę, jak ktoś mówi nie żyje.
Wtedy nagle czuję, że łzy cisną mi się do oczu, a potem, że mi niedobrze, że chce mi się wymiotować, takie dziwne uczucie. Już nigdy potem go nie mam, nawet kiedy jestem dużo bardziej smutny, to tak, jakbym chciał ryczeć, ale zarazem wiem, że płacz to strasznie mało, nie pomoże w żaden sposób. Prawie nie mogę oddychać.
Po chwili zbieram się i uciekam z szatni. Do klasy wchodzę dopiero po dzwonku, sekundę przed nauczycielką. I tak znowu to robią, gapią się na mnie, jakby moja obecność była jakaś złowieszcza, jakby to, że są w pobliżu mnie, mogło sprawić, że oni też znikną.
Jedyną osobą, która trochę mnie interesuje, jest Marta, jednak ona zachowuje się tak, jakbym i ja już zniknął. Też nie zwracam na nią uwagi. Nikt prócz nauczycielki, która nie może odpuścić sobie przemówienia, jak musi być mi ciężko, nie odzywa się do mnie przez cały dzień. Zresztą ja nie chcę.
Kiedy wracam ze szkoły, nikogo nie ma w domu. W sumie kto by miał być? Wcześniej zawsze myślałem sobie, ale super wrócić do domu i być samemu aż do wieczora, oglądać telewizję, bo mama zawsze była w domu, przychodziła przed nami albo chwilę po nas. Mama uczy debili w szkole specjalnej. No to teraz jestem sam i szybko przestaje mi się to podobać. U babci przywykłem, że ciągle przebywam wśród ludzi. Tak jest chyba lepiej. No to idę na dwór i próbuję robić zdjęcia i już nie mogę się doczekać wywoływania.
Kiedy wracam, tata jest w domu – jakoś szybko, myślę sobie, ale on zaczyna strasznie na mnie krzyczeć, że tak to nie będzie, że jak wychodzę, muszę mu powiedzieć, że on nie będzie się tu zamartwiał, wystarczy, że ze szkoły nie ma jak mnie odbierać. Patrzę na niego i wydaje mi się, że przesadza, przecież jest dopiero czwarta.
Ojciec z całych sił próbuje nie napić się za każdym razem, kiedy ma na to ochotę. W pracy. Po południu, kiedy wraca do domu zamiast jak zwykle iść prosto do knajpy, jest już w nerwach. Siedzi, przez całą wieczność sączy jednego kielicha, jakby to była najcudowniejsza, najsłodsza ciecz na świecie, patrzy przez okno, co ma robić? Nie wróci do sekcji. Sekcją był Martin. A może powinien wrócić? Ojcu brakuje trochę podziwu ze strony chłopaków, kiedy opowiadał o wyprawach na Kaukaz i do Mongolii, o swoich przygodach. Ale z drugiej strony – jak miałby trenować Roberta Budila, który teraz będzie pierwszy tylko dlatego, że nie ma Martina. Ta jego tryumfująca gęba. Jego stary, który przytelepie się audicą i będzie klepał młodego Budila po ramieniu. Jak on, ojciec, mógłby dać mu to, co najlepsze, i życzyć wszystkiego, co najlepsze?
O Jakubie nawet nie pomyśli, póki tamten nie otworzy drzwi. Potem dociera do niego – jest czwarta, na dworze prawie ciemno, Bóg wie gdzie on był, nikt nie ma pojęcia, gdzie był i co robił. To chyba niemożliwe!
Więc chwilę się na mnie wydziera, więc mówię, że robiłem zdjęcia i czy nauczy mnie wywoływać. Udaję grzecznego, proszę, nie gniewaj się, następnym razem do ciebie zadzwonię, a tata, że okej. Idziemy do łazienki, tata tłumaczy, co trzeba robić, opowiada też, jak kiedyś mało nie napił się z kuwety z kąpielą utrwalającą, już miał to w buzi, dobrze, że nie połknął, bo żona jego kolegi napiła się ługu i wyżarło jej przełyk czy coś, trochę mi od tych opowieści niedobrze.
Wywołujemy cztery fotki z negatywu, który tam miałem, nie są zbyt ładne. Jedna jest może w jakiś sposób urokliwa, takich dwóch gości z walizkami, są w ruchu, gestykulują, nie wiem, co w tym jest, ale coś jest. Tata mówi, że nie jest źle jak na pierwszy raz, jednak mam wrażenie, że jest wkurwiony.
Ojciec nie jest wkurwiony na Jakuba, po prostu jedyne, o czym marzy, to iść do knajpy. Chociaż na karty, trzy, cztery piwa. Żadnej wódy, myśli sobie. Potem już tylko szybko kończy wywoływanie, zagrzewa Jakubowi parówki, je z nim, czeka, aż się wykąpie, i wychodzi. Zamyka Jakuba w mieszkaniu. Do knajpy idzie szybko, nie ogląda się, nie ma za czym, nie istnieje już nic ważniejszego.
Tata nagle zachowuje się, jakbym był dzieckiem. Nim wyjdzie, muszę się wykąpać, nie wiem, myśli, że utopię się w wannie czy co? Potem mnie zamyka. Najpierw chcę mu powiedzieć, a co jak będzie pożar, ale potem myślę sobie, że nie będę go wkurzał bez potrzeby.
Czytam w łóżku, kiedy dzwoni telefon. Myślę, że to tata, że mnie sprawdza, ale to mama. Przez chwilę milczy. Kiedy ją słyszę, znowu chce mi się płakać. Pyta, co u nas. Tata jest w domu? Co jadłem na kolację? Jak w szkole? Jakby była gdzieś w sanatorium