Zapytał, czy może zobaczyć te kurczaki, wdowa zabrała więc Matheny’ego na zewnątrz i wskazała na długi, pozbawiony okien magazyn oddalony o niecałe trzysta metrów. Była to najbardziej lokalna z ferm.
Budowla wyglądała tak samo jak amerykańska ferma przemysłowa. Na skraju budynku z zawrotną szybkością wirowały ogromne wiatraki, po jednej stronie tworząc sztuczny wiatr, po drugiej roznosząc szkodliwe opary. Gospodyni zaprowadziła go do budynku. Po drodze smród stawał się coraz gorszy. Po krótkim spacerze otworzyła drzwi. Matheny był zszokowany tym, co zobaczył.
Całą podłogę zajmował dywan z dziesiątek tysięcy białych kurcząt. Między ptakami znajdowało się tak mało miejsca, że nie dało się dostrzec brązowej, pokrytej odchodami podłogi. Mętne światło żarówek wystarczało, by zauważyć, że to zwierzęta, ale Matheny musiał zmrużyć oczy, aby dostrzec ich pojedynczość.
Z tego, co był w stanie dojrzeć – oczy piekły go od amoniaku w powietrzu – była to masa zwierząt. Nie wyglądało na to, by człowiek mógł wejść pomiędzy nie, nie depcząc ich, gospodyni jednak bez wahania zaprosiła Matheny’ego do środka.
Ptaki rozstąpiły się, zwalając się na siebie, żeby przepuścić gości. Były tak masywne, że wiele z nich z trudem robiło kilka kroków, zanim się przewróciło. Jeden wyglądał, jakby dostał zawału, kiedy stratowały go inne ptaki.
Matheny przebywał w środku tylko kilka minut, jednak to doświadczenie pozostawiło w nim trwały ślad.
– Myślałem, że przemysłowa hodowla zwierząt istnieje tylko w krajach rozwiniętych, te kury dowodziły jednak, że było inaczej.
Tego wieczoru w swoim skromnym mieszkaniu Matheny wykorzystał fakt, że elektryczność działała właściwie, i zaczął studiować stronę internetową Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa [Food and Agriculture Organization of the United Nations]. Sam był wegetarianinem i wiedział, że Indie mają bogatą tradycję wegetarianizmu, ze zdziwieniem odkrył więc, że konsumpcja mięsa – zwłaszcza kur – gwałtownie rośnie wraz z podźwiganiem się państwa z biedy. To samo działo się w innych gęsto zaludnionych krajach takich jak Chiny, w których również przez długi czas spożywano mało mięsa.
– Miałem wrażenie, że czuję trzęsienie ziemi na oceanie i wiem, że tsunami niedługo dotrze do brzegu – wspominał Matheny. – Zdałem sobie sprawę, że jeśli nawet ograniczymy popyt na mięso w Ameryce i Europie, a nie uda nam się zatrzymać odwrotnego trendu w krajach rozwijających się, z których w nadchodzących dekadach pochodzić będzie niemal cały wzrost populacji, korzyści zostaną przesłonięte przez liczne choroby, szkody dla środowiska i cierpienie zwierząt. Wtedy zacząłem zastanawiać się, czy istnieje jakieś technologiczne rozwiązanie tego problemu.
Kilka miesięcy później, gdy był już z powrotem w Stanach Zjednoczonych, Matheny dalej zachodził w głowę, co – jeśli cokolwiek – można zrobić, by ochronić planetę przed nadchodzącymi kłopotami. Jako człowiek głęboko wierzący w możliwość ulepszania społeczeństwa poprzez technologię regularnie czytał strony internetowe poświęcone najnowszym wynalazkom. Jego uwagę przykuł szczególnie jeden nagłówek: System produkcji jadalnego białka in vitro.
Z artykułu dowiedział się, że w latach 1999–2002 grupa nowojorskich badaczy sponsorowanych przez NASA uczyniła realnym to, o czym futuryści marzyli od czasów przepowiedni Churchilla sprzed prawie stu lat. Pod kierownictwem Morrisa Benjaminsona z Tuoro College w Nowym Jorku wyizolowali komórki mięśniowe złotej rybki i umieścili je poza ciałem zwierzęcia. Ich metoda polegała na pobieraniu segmentów mięśni szkieletowych i zanurzaniu ich w różnych substancjach odżywczych, które w ciele doprowadziłyby do rozrastania się mięśni. Tak właśnie się stało. Badacze usmażyli rybie mięso, które udało im się wyhodować, żeby sprawdzić, jak będzie ono pachnieć i reagować na temperaturę – uznali, że jest podobne do prawdziwej ryby – jednak żaden z nich nie zjadł rezultatów eksperymentu, gdyż nie mieli pozwolenia Agencji Żywności i Leków [Food and Drug Administration].
– Ich celem było w tym przypadku umożliwienie astronautom hodowania mięsa w kosmosie – tłumaczy Matheny. – Czytając artykuł, zastanawiałem się jednak, dlaczego nie zrobić tego samego na Ziemi.
Zaczął przeglądać literaturę naukową, żeby sprawdzić, czy znajdzie w niej jakieś artykuły o hodowaniu mięsa w laboratorium. Nic nie znalazł, napisał więc mejla do autorów z NASA i innych inżynierów tkankowych, pytając, dlaczego nikt nie napisał żadnych artykułów naukowych o masowej produkcji tego, co nazwał wtedy „mięsem z in vitro”.
Większość z nich odpowiedziała bardzo podobnie: Dlaczego ktoś miałby to robić? Ludzie, którzy chcą alternatywy dla mięsa, mogą po prostu jeść burgery sojowe.
Jako gorący zwolennik sojowych produktów Matheny rzeczywiście żywił nadzieję, że ludzie wybiorą te i inne roślinne alternatywy, wiedział jednak, że problem tak wielki jak wzrost globalnej produkcji mięsa wymaga więcej niż jednego rozwiązania. Mamy dziś wiele odnawialnych alternatyw dla paliw kopalnych (energia słoneczna, wiatrowa, geotermalna itd.), ale czy istnieje więcej niż jedna alternatywa dla przemysłowej hodowli zwierząt? Z różnych powodów, mimo dostępu do niedrogiego i pożywnego wegetariańskiego jedzenia, gdziekolwiek społeczeństwa wyrywały się biedzie, wprowadzały do swojej diety coraz więcej mięsa.
– Ludzie naprawdę uwielbiają jeść mięso – mówi. – Trudno im pozbyć się tego nawyku. Poświęcano już zasoby na promocję i poprawę jakości roślinnych alternatyw dla mięsa, nikt jednak nie badał, czy inwestycja w hodowanie prawdziwego zwierzęcego mięsa również nie byłaby ciekawą alternatywą dla hodowli przemysłowej.
Matheny zauważył również, że mimo wzrostu świadomości na temat okrucieństwa hodowli przemysłowej spożycie mięsa w Ameryce nie spadało, a wręcz rosło. I, jak zauważyliśmy w poprzednim rozdziale, choć nastąpił drobny spadek w naszej konsumpcji, wciąż jesteśmy narodem mięsożernym. Mówiąc w skrócie, problem był (i do dziś pozostaje) tak poważny i pilny, że nie mamy czasu, by czekać na gwałtowne przesunięcie w stronę roślin.
– Możesz spędzić dużo czasu na przekonywaniu ludzi, żeby częściej gasili światło – zauważa Matheny – albo możesz wynaleźć bardziej efektywną żarówkę, która zużywa mniej energii, nawet kiedy zostawiasz je zapalone. To, czego potrzebujemy, to znacznie efektywniejszy sposób pozyskiwania mięsa.
Tak jak Gesner z wielorybim olejem i Ford z końmi i biczami, Matheny chciał sprawić, że konwencjonalne mięso stanie się przeżytkiem, rozwijając alternatywę, która zaspokajałaby jednak zapotrzebowanie.
PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ AMERYKANIE PRZYZWYCZAILI się do racjonowania mięsa, co miało stanowić wsparcie dla wojsk wysłanych za granicę. Kiedy wojna się skończyła, kraj oczywiście cieszył się ze zwycięstwa nad Niemcami i Japonią, jednak problem dostępności mięsa pozostał.
Ceny narzucone przez rząd w czasie wojny oznaczały, że wielu farmerów wolało go nie produkować w obawie przed stratą pieniędzy, jednak Amerykanie byli gotowi znosić ubogą w mięso dietę, jeśli miało to pomóc pokonać państwa Osi. Niemniej kiedy wojna dobiegła końca, regulacje zniesiono i, co specjalnie nie dziwi, ceny mięsa skoczyły gwałtownie w górę. W samym środku wyborów 1946 roku prezydent Truman znów wprowadził ceny maksymalne, chcąc ratować Partię Demokratyczną, tym razem jednak nie mógł polegać na patriotyzmie, który zachęcałby rolników do produkcji mięsa po sztucznie obniżonych cenach. Wściekłe mięsne lobby