Spis treści
Mozes, październik 1939 – lipiec 1945
Rabikowie, wrzesień – październik 1945
Nina, październik 1945 – kwiecień 1947
Nina, październik 1947 – listopad 1948
Mozes, czerwiec – listopad 1947
Jelko, grudzień 1947 – marzec 1952
Nina, styczeń – październik 1949
Nina, październik 1949 – wrzesień 1953
Mozes, grudzień 1947 – maj 1950
Nina, listopad 1954 – maj 1955
Jelko, maj 1955 – wrzesień 1964
Rabikowie, listopad 1956 – sierpień 1967
Nina, Jelko, Rabikowie, wrzesień 1967
Opieka redakcyjna: PIOTR TOMZA
Redakcja: WOJCIECH ADAMSKI
Konsultacja: dr EDYTA GAWRON, dr hab. JAROSŁAW SYRNYK
Korekta: KAMIL BOGUSIEWICZ, AGNIESZKA STĘPLEWSKA, ANETA TKACZYK
Projekt okładki: ROBERT KLEEMANN
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Copyright © Robert Nowakowski, 2021
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2021
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07245-5
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.
ul. Długa 1, 31-147 Kraków
tel. (+48 12) 619 27 70
fax. (+48 12) 430 00 96
bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40
e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Dla Eweliny
Na samym rogu tej starej mapy jest kraj, do którego tęsknię. Jest to ojczyzna jabłek, pagórków, leniwych rzek, cierpkiego wina i miłości.
Zbigniew Herbert, Kraj
Jelko
lipiec 1945
Historia zaczęła się dla Jelka Rabika pewnego lipcowego popołudnia roku czterdziestego piątego, właśnie wtedy. Nie, gdy wybuchła wojna, i nie, kiedy wojna się skończyła, nie w momencie, gdy za Sanem Sowieci burzyli domy i wysiedlali krewnych, którzy znikali, jakby ich nigdy na tej ziemi nie było, nie w dniu, kiedy Niemcy pognali wszystkie woły na rzeź, co było prawie tym samym, jakby zabrać na śmierć ludzi, a nawet nie wtedy, gdy pierwszy raz zobaczył Ninę, ani też nie w chwili, gdy ją pierwszy raz pocałował, ale właśnie wówczas, gdy leżał przyklejony do ziemi, wciśnięty w gęste zarośla, i obserwował zmagania chmarnika z burzą.
Jelko widział ze swojego miejsca, jak Maksym Tymczuk, najlepszy chmarnik w okolicy, walczy z chmurą i z całym światem, sam jeden odgania siedzącego w niej złego ducha, propastnyka. Miał chętkę na zniszczenie upraw, ten duch.
Nie z powodu burzy Jelko leżał pod krzakiem. Nie z powodu burzy cała wieś siedziała w domach. Nie. Do wioski zbliżał się oddział wojska.
Żołnierze podeszli do miejsca, w którym chmarnik krzyczał na propastnyka, wymachiwał laską i rzucał gromy silniejsze od prawdziwych gromów i błyskawic. Maksym był odwrócony plecami do drogi. Poszedł na najwyższe wzniesienie, na sam szczyt wzgórza, na którym rozciągało się pole. Jego potężna postać wyraźną kreską odcinała się od mrocznego nieba.
– A ten co robi? Szalony? – zapytał ktoś, być może dowódca. Jelko wpatrywał się w jego twarz, jeszcze młodą.
Głos Tymczuka przybrał na sile, z trudnością przekrzykiwał grzmoty.
– Nie wiem – odpowiedział stojący obok żołnierz. Może zastępca dowódcy. Tak nazwał go w myślach Jelko. Z nosa wystawały mu kępki czarnych włosów, dobrze widoczne z perspektywy Jelka.
Rozległ się potężny trzask, na który chmarnik odpowiedział groźnym okrzykiem, podskakując i wyrzucając ręce w górę.
–