Wiele artykułów Ilnicka poświęciła kwestii idei emancypacji, lansując własną jej koncepcję222. Równouprawnienie było dla redaktorki „Bluszczu” przede wszystkim równouprawnieniem w prawie do nauki i pracy, i jako takie stanowiło przejaw postępu cywilizacyjnego223. Miało pozwolić kobiecie wznieść się na wyższy poziom człowieczeństwa: kobieta „usamowolniona, posunięta na wyższą godność ducha, musi trzymać się wyżej i pracować lepiej, to jest myśleć podnioślej, czynić poważniej, kochać lepsze i piękniejsze”224. Dzięki temu pojmie ona lepiej swoje obowiązki w rodzinie, lepiej będzie spełniać funkcję wychowawczyni nowego pokolenia, o co szczególnie zabiegała Ilnicka. „Tak zwana emancypacya kobiety, zaprzątająca dziś umysły na Zachodzie, nie sprzecza się bynajmniej z pojęciem jej rodzinnych obowiązków, a raczej pilniej za niemi obstaje, nadając im charakter wyższy, stanowisko podnioślejsze”225. Taka właśnie emancypacja odróżniała się zdecydowanie od ruchu, który zdaniem Ilnickiej występował kilkanaście lat wcześniej we Francji pod kłamliwą nazwą „emancypacyi kobiety” i przywództwem osławionej George Sand. Ilnicka tę „fałszywą emancypację” tłumaczyła błędnie pojmowanymi przez część kobiet ideałami Oświecenia dotyczącymi równości. Ideały te same w sobie były słuszne i wielkie ale, zdaniem redaktorki, zostały źle zinterpretowane. Pomysł emancypacji podchwyciły wówczas kobiety „zimne i płoche”, dla których „Równouprawnienie kobiety było szumnym frazesem, którym barwiono niedotrwanie w obowiązku, a nierzadko nawet w zacności niewieściej”226 (to aluzja do burzliwego życia osobistego francuskiej pisarki, zwłaszcza jej rozstania się z mężem). George Sand, którą Ilnicka uważała za swego rodzaju głos i przywódczynię poprzedniego pokolenia pseudoemancypantek, „zdeptała najpierw świętość obowiązku, a potem przelększy się poziomu, na jaki zeszła, rzuciła się pysznie w sofizmaty […]”227. To przez nią i przez jej naśladowczynie opinia publiczna nastawiła się wrogo wobec idei równouprawnienia kobiet, widząc „w nieszczęśnie nadużytym wyrazie emancypacyi kobiecej zarazę rozkładającą rodzinę”228. Ale, pisze dalej Ilnicka:
idea nie ginie dlatego, że ktoś zrobił ją chwilowo posługiwaczką celów nizkich, albo stroikiem próżniaczej nudy swojej. Szalony legion, płocha falanga wietrznic przepadła gdzieś z przepływem chwili a myśl tymczasem dojrzała i po ruchu kobiet lekkich przyszedł czas na ruch kobiet poważnych229.
Zdaniem Ilnickiej część kobiet nadal nie rozumiała, na czym polega prawdziwa emancypacja i przez owo niezrozumienie zniechęcała do szczytnej idei ludzi skądinąd zdrowo myślących. Sądząc, że emancypacja polega na przejęciu męskiego stroju, jak to zrobiła George Sand, męskiego zachowania oraz śmiałego występowania na forum publicznym, wystawia się ją na śmieszność i czyni obiektem drwin. Przykładem takiej winowajczyni jest w „Bluszczu” niejaka doktor Maria Walker, której to postaci poświęcono na łamach tygodnika sporo miejsca. Pierwsza wzmianka z 1867 roku jest pozytywna: „[…] panna Walker mówiła o powołaniu niewiast do praktyki lekarskiej, zbijała przeciwne przesądy i skreśliła swoją biografię”230. Później jednak, opierając się na relacjach z angielskich gazet (nie była przecież osobiście na odczycie Marii Walker w Londynie), Ilnicka poczuła się rozczarowana tą postacią:
Ta to publiczność czekała w interesie poważnym i rozumnym na rozumną i poważną kobietę, lecz niestety – ukazała się tylko jakaś istota mieszana, cóś brzydkiego, cóś antypatycznego jak nienaturalność: amfibia kobiety i mężczyzny. Miss Walker ukazała się na estradzie z obciętemi włosami, w krótkiem obcisłym paletocie, przechodzącym zaledwie kolana, w męskim stroju Blumerystek, a mimoto z wieńcem kwiatów na głowie i wytworną koronkową krawatką na szyi. […] Od razu złożyła popis lekkomyślności i niedojrzałości umysłowej, stanęła w postaci kobiety płochej i awanturniczej. […] zniewagi i gorycze jakich doświadcza w osamotnieniu upokarzającem, nie dosięgają jej bynajmniej dla tego, że obrała sobie zawód życia naukowy i poważny, zawód będący nowem jeszcze polem pracy kobiecej, ale że go pogodzić nie umiała ze skromnością i delikatnością niewieścią, z przystojnością układu kobiety zacnej231.
Dla porównania Ilnicka przytacza przykład innej kobiety-lekarki, Elżbiety Blackwell, która doczekała się uznania i szacunku ponieważ:
[…] ta kobieta uczona, ta kobieta torująca w ludzkości drogi nowe, nie przekroczyła nigdy, nawet na linią jednę poza granicę demarkacyjną płci swojej […]. Szanowano w niej kobietę, bo się nie wyrzekła praw i zaszczytów kobiety. Gawiedź nie zarumieniła jej nigdy