Firefly Lane (edycja filmowa). Kristin Hannah. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kristin Hannah
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788381398442
Скачать книгу
o to chodzi.

      – To niebezpieczne.

      – Daj spokój. Wyluzuj, Katie. Bóg kocha odważnych. – I cicho dodała: – Zaufaj mi.

      Teraz Kate nie miała wyboru. Zaufanie to element przyjaźni; Tully nie będzie się zadawać z cykorem.

      – No dalej – powiedziała Kate sama do siebie, siląc się na stanowczość.

      Wzięła głęboki oddech, odmówiła modlitwę i rozpostarła ramiona.

      I pofrunęła. Żeglowała przez nocne niebo w dół wzgórza. W powietrzu czuć było pobliską stadninę, pachniało końmi i świeżym sianem. Słyszała obok śmiech Tully, ale zanim zdążyła się uśmiechnąć, coś poszło nie tak. Przednie koło natrafiło na kamień; rower zaparł się niczym byk i przekręcił w bok, zahaczając o koło roweru Tully.

      Kate krzyknęła, chwyciła za kierownicę, ale było za późno. Znalazła się w powietrzu – tym razem frunęła naprawdę. Asfalt był coraz bliżej, uderzyła o niego mocno i przejechała po nim, aż wylądowała w błotnistym rowie i znieruchomiała. Tully przetoczyła się po jezdni i wpadła na nią. Rowery z grzechotem przewróciły się na asfalt.

      Oszołomiona Kate wpatrywała się w ciemne niebo. Bolało ją wszystko. Chyba zwichnęła lewą kostkę. Była spuchnięta i obolała. Czuła miejsca, w których skóra zeszła płatami po kontakcie z jezdnią.

      – To było niesamowite – powiedziała Tully ze śmiechem.

      – Żartujesz? Mogłyśmy się zabić.

      – Właśnie.

      Kate skrzywiła się z bólu, gdy spróbowała wstać.

      – Powinnyśmy wyjść z tego rowu. Może nadjechać samochód…

      – Ale nie było super? Poczekaj, aż wszystkim opowiemy.

      Wszystkim w szkole. To dopiero będzie historia, z Kate jako jedną z jej bohaterek. Ludzie będą uważnie słuchać, wzdychać och i ach, dopytywać: „Wymknęłaś się z domu?”, „Z Summer Hill bez trzymanki?”, „Na pewno kłamiecie…”.

      I nagle Kate też się zaśmiała.

      Pomogły sobie nawzajem wstać i podniosły rowery. Gdy dotarły na drugą stronę drogi, Kate właściwie zapomniała, że się poobijała. Poczuła się nagle jak zupełnie inna dziewczyna: odważniejsza, śmielsza, gotowa spróbować wszystkiego. I co z tego, że po takiej nocy mogą być kłopoty? Cóż znaczy skręcona kostka czy zakrwawione kolano wobec przygody? Przez ostatnie dwa lata przestrzegała wszelkich zasad i spędzała weekendowe wieczory, siedząc w domu. Koniec z tym.

      Zostawiły rowery na poboczu i pokuśtykały w kierunku rzeki. W świetle księżyca wszystko było mleczne i piękne – srebrzyste fale i poszarpane skały wzdłuż brzegu. Tully usiadła przy zbutwiałym, pokrytym mchem zwalonym pniu, w miejscu, gdzie trawa była gęsta jak kudłaty dywan. Kate usiadła obok niej, tak blisko, że ich kolana niemal się stykały. Razem wpatrywały się w rozgwieżdżone niebo. Pieśń rzeki unosiła się ku nim niczym śmiech młodej dziewczyny. W tym momencie, gdy świat był tak cichy i nieruchomy, wydawało się, że wiatr wstrzymał swój chłodny oddech i zostawił je tutaj całkiem same, w miejscu, które do tej pory było tylko jednym z zakrętów wylewającej każdej jesieni rzeki.

      – Zastanawiam się, kto nadał nazwę naszej ulicy – powiedziała Tully. – Nie widziałam tu żadnych świetlików.

      Kate wzruszyła ramionami.

      – Przy starym moście jest Missouri Street. Może jakiś pionier tęsknił za domem. Albo się zgubił.

      – A może to magia. To może być magiczna ulica. – Tully odwróciła się do niej. – A to mogłoby oznaczać, że przyjaźń była nam przeznaczona.

      Kate aż przeszedł dreszcz, tyle w tym było mocy.

      – Zanim się tu przeprowadziłaś, uważałam, że to zwykła droga, która donikąd nie prowadzi.

      – A teraz to nasza droga.

      – Jak dorośniemy, możemy pójść wszędzie, dokąd zechcemy.

      – Miejsce nie ma znaczenia – dodała Tully.

      Kate usłyszała w głosie przyjaciółki jakiś smutek, którego nie rozumiała. Odwróciła się ku niej. Tully wpatrywała się w niebo.

      – Myślisz o swojej mamie? – zapytała niepewnie.

      – Staram się o niej nie myśleć. – Nastąpiła dłuższa przerwa, a potem Tully zaczęła grzebać w kieszeni w poszukiwaniu paczki Virginia Slims i zapaliła papierosa.

      Kate postarała się nie krzywić na dym.

      – Chcesz macha?

      Kate wiedziała, że nie ma wyboru.

      – Mhm. Pewnie.

      – Gdyby moja mama była normalna… to znaczy nie chora, powiedziałabym jej, co się stało na tamtej imprezie.

      Kate zaciągnęła się ostrożnie, rozkasłała mocno i odparła:

      – Dużo o tym myślisz?

      Tully oparła się o pień, odbierając papierosa. Po dłuższej chwili powiedziała:

      – Mam koszmary.

      Kate żałowała, że nie wie, co powiedzieć.

      – A twój tata? Z nim możesz porozmawiać?

      Tully unikała jej spojrzenia.

      – Ona chyba nawet nie wie, kto nim jest. – Ściszyła głos. – Albo dowiedział się o mnie i uciekł.

      – To okropne.

      – Życie jest okropne. Poza tym ja ich nie potrzebuję. Mam ciebie, Katie. To ty pomogłaś mi to przetrwać.

      Kate się uśmiechnęła. Ostry zapach dymu wypełniał przestrzeń między nimi, kłuł w oczy, ale nie przeszkadzało jej to. Ważne, że była tutaj ze swoją najlepszą przyjaciółką.

      – Po to się ma przyjaciół.

      Następnego wieczoru Tully czytała ostatni rozdział Outsiderów, gdy usłyszała, że mama krzyczy na cały dom:

      – Tully, otwórz te cholerne drzwi!

      Zatrzasnęła książkę i przeszła do salonu, gdzie Chmura siedziała rozwalona na kanapie i paliła bongo, oglądając Happy Days.

      – Przecież jesteś tuż przy drzwiach.

      Matka wzruszyła ramionami.

      – To so?

      – Schowaj to.

      Z dramatycznym westchnieniem Chmura pochyliła się i wsunęła bongo pod niski stolik przy kanapie. Tylko ślepy by go nie zauważył, ale niczego więcej nie można było od niej oczekiwać.

      Tully odsunęła włosy z twarzy i otworzyła drzwi.

      Stała za nimi drobna, ciemnowłosa kobieta, która trzymała przykryte folią naczynie do zapiekanek. Intensywnie niebieski cień do powiek podkreślał jej brązowe oczy, a różowy róż – nałożony zbyt hojnie – stwarzał iluzję ostrych kości policzkowych na jej okrągłej twarzy.

      – Ty musisz być Tully – powiedziała głosem, który był wyższy, niż można się było spodziewać. To był dziewczęcy głos, pełen entuzjazmu i pasował do iskier w jej oczach. – Jestem mamą Kate. Przepraszam, że przychodzę bez zapowiedzi, ale wasz numer był ciągle zajęty.

      Tully domyśliła się, że matka zdjęła słuchawkę z aparatu przy łóżku.

      – Och. – Przyniosłam dla ciebie i twojej mamy zapiekankę z tuńczykiem na kolację.