Firefly Lane (edycja filmowa). Kristin Hannah. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kristin Hannah
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788381398442
Скачать книгу
młodzi ludzie; zbierali się wokół ogniska i przy metalowych beczkach z piwem ustawionych na trawie, w której walały się przezroczyste plastikowe kubki. Przy stodole grupka chłopaków grała w touch ball. Był koniec maja, jeszcze daleko do lata, więc większość imprezowiczów miała na sobie kurtki. Tully zaczęła żałować, że nie wzięła swojej.

      Pat mocno ściskał jej rękę, gdy prowadził ją przez tłum par w kierunku beczki, a potem nalał im po pełnym kubku piwa.

      Trzymając swoje, Tully dała się zaprowadzić do spokojniejszego miejsca za kręgiem samochodów. Tam Pat rozłożył swoją bejsbolową kurtkę na ziemi i zaprosił Tully gestem, żeby usiadła.

      – Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem, nie mogłem uwierzyć – powiedział, siadając blisko niej i popijając piwo. – Jesteś najładniejszą dziewczyną, jaka kiedykolwiek mieszkała w tym mieście. Wszystkie chłopaki cię chcą.

      – Ale masz mnie ty – odpowiedziała, uśmiechając się.

      Miała wrażenie, że tonie w jego ciemnych oczach.

      Pociągnął duży łyk piwa, właściwie opróżniając kubek, a potem odstawił go i pocałował Tully.

      Całowała się już z chłopakami. Zwykle były to nieudane, nerwowe próby podczas jakiegoś wolnego tańca. Ale to było coś innego. Usta Pata były jak magia. Westchnęła ze szczęścia, szepcząc jego imię. Gdy się odchylił, patrzył na nią z czystą, pełną radości miłością w oczach.

      – Cieszę się, że tu jesteś.

      – Ja też.

      Dokończył piwo i wstał.

      – Idę jeszcze po browar.

      Stali już w kolejce do beczki, gdy nagle Pat zmarszczył brwi.

      – Hej, ty w ogóle nie pijesz. Myślałem, że lubisz imprezy.

      – Lubię. – Uśmiechnęła się nerwowo.

      Nigdy dotąd nie piła, ale on jej nie polubi, jeśli się będzie zachowywała jak dziwaczka, a rozpaczliwie pragnęła mu się podobać.

      – Do dna – powiedziała, przysunęła plastikowy kubek do ust i wypiła duszkiem całą zawartość. Gdy skończyła, odbiło się jej i zachichotała.

      – Ekstra.

      Z drugim kubkiem poszło łatwiej, a przy trzecim Tully zupełnie straciła smak. Gdy Pat przyniósł butelkę wina Annie Green Springs, też sobie pociągnęła. Przez niemal godzinę siedzieli na jego kurtce, mocno przytuleni, pili i rozmawiali. Nie znała ludzi, o których opowiadał, ale to nie miało znaczenia. Ważne było to, jak na nią patrzy, i to, w jaki sposób trzyma jej rękę.

      – Chodź – szepnął. – Zatańczymy.

      Zakręciło jej się w głowie, gdy wstała. Zachwiała się, a w tańcu co chwila się potykała. W końcu się przewróciła. Pat się roześmiał, wziął ją za rękę, by pomóc jej wstać, i zaprowadził ją do ciemnego, romantycznego zakątka wśród drzew. Chichocząc, szła za nim niezdarnie, a gdy wziął ją w ramiona i pocałował, gwałtownie wciągnęła powietrze.

      Czuła się wspaniale. Gorąca krew buzowała w jej żyłach. Przylgnęła do Pata jak kotka, zachwycona uczuciem, które w niej wywoływał. Zaraz przerwie, spojrzy na nią i powie „Kocham cię”, jak Ryan O’Neal w Love Story. Może nawet Tully nazwie go studencikiem. Ich piosenką będzie Stairway to Heaven. Będą opowiadać wszystkim, że poznali się, gdy…

      Jego język wsunął się do jej ust, rozpychał się i gmerał niczym macka obcego. Tully już nie czuła się dobrze. Coś było nie tak. Chciała, żeby przestał, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu, bo nie miała czym oddychać.

      Błądził dłońmi po całym jej ciele: po pośladkach, biodrach, szarpał biustonosz, próbując go rozpiąć. Usłyszała, jak stanik uległ z obrzydliwym cichym pyknięciem i Pat już ugniatał jej pierś.

      – Nie… – jęknęła, próbując odepchnąć jego dłonie. Nie tego chciała. Chciała miłości, romantyzmu i magii. Kogoś, kto by ją kochał. A nie… tego. – Nie, Pat, przestań…

      – Daj spokój, Tully. Przecież wiesz, że sama chcesz. – Popchnął ją, a ona potknęła się, upadła twardo na ziemię i uderzyła się w głowę. Wszystko jej się rozmazało przed oczyma. Gdy odzyskała wzrok, Pat leżał między jej nogami. Przytrzymał jej obie dłonie jedną ręką i przygwoździł ją do ziemi.

      – Tak właśnie lubię – powiedział, rozchylając jej kolana.

      Podsunął do góry jej top i wbił wzrok w nagie piersi.

      – O, tak… – Objął jedną pierś i mocno ścisnął brodawkę. Drugą dłoń wsunął w spodnie, aż pod bieliznę.

      – Przestań. Proszę… – Tully próbowała się wyswobodzić, ale jej wicie się tylko go podniecało.

      Grzebał palcami między jej nogami, poruszał nimi w środku.

      – No dalej, skarbie, rozluźnij się.

      Zaczęła płakać.

      – Nie…

      – O, tak… – Położył się na niej całym ciężarem, wciskając ją w mokrą trawę.

      Płakała tak mocno, że czuła smak własnych łez, ale jemu to nie przeszkadzało. Jego pocałunki się zmieniły – były mokre, ssące, gryzące. Bolały, ale nie tak bardzo, jak sprzączka paska, która uderzyła ją w brzuch, gdy go rozpinał, czy jego członek, którego mocno w nią wbijał…

      Zacisnęła powieki, czując rozdzierający ból między nogami, jakby skrobano ją od środka.

      I nagle koniec. Pat stoczył się z niej i leżał tam, przytulając ją i całując w policzek, jakby to, co właśnie zrobił, miało coś wspólnego z miłością.

      – Hej, ty płaczesz. – Delikatnie odsunął jej włosy z twarzy. – O co chodzi? Myślałem, że tego chcesz.

      Nie wiedziała, co powiedzieć. Jak każda dziewczyna, wyobrażała sobie, jak kiedyś straci cnotę, ale w marzeniach to nigdy nie wyglądało tak. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

      – Miałabym chcieć tego?

      Zmarszczył brew.

      – Daj spokój, Tully. Chodźmy potańczyć.

      Sposób, w jaki to powiedział, jakby był poirytowany jej reakcją, jeszcze pogorszył sprawę. Zachowała się nie w porządku, podnieciła go, a tak właśnie kończą dziewczyny, które igrają z ogniem. Wpatrywał się w nią jeszcze przez minutę, a potem wstał i podciągnął spodnie.

      – Mniejsza z tym. Chcę się napić. Chodźmy.

      Przewróciła się na bok.

      – Odejdź.

      Czuła, że on stoi obok, że patrzy na nią z góry.

      – Zachowywałaś się tak, jakbyś tego chciała. Do diabła, nie możesz uwodzić chłopaka, a potem go odrzucać. Dorośnij, mała. To twoja wina.

      Zamknęła oczy i zignorowała go. Ulżyło jej, gdy sobie poszedł. Po raz pierwszy cieszyła się, że jest sama.

      Leżała tam, czując się zraniona, załamana, a przede wszystkim głupia. Po mniej więcej godzinie usłyszała, że wszyscy się zbierają, włączają silniki, a opony ruszających aut rozrzucają na boki żwir. Ona jednak nadal tam leżała, nie potrafiąc zmusić się do wstania. To wszystko jej wina, miał rację. Była taka głupia. A chciała tylko, żeby ktoś ją pokochał.

      – Głupia – syknęła, siadając wreszcie.

      Ubrała się powoli i spróbowała wstać. Ruch sprawił, że poczuła mdłości i natychmiast zwymiotowała na swoje ulubione