Mój książę. Julia Quinn. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Julia Quinn
Издательство: PDW
Серия: Bridgertonowie
Жанр произведения: Историческое фэнтези
Год издания: 0
isbn: 9788382021844
Скачать книгу
on>

      Julia Quinn

      Mój książę

      Tytuł oryginału

       The Duke and I ISBN 978-83-8202-184-4 Copyright © 2000 by Julie Cotler Pottinger „The Duke and I: The 2nd Epilogue” copyright © 2013 by Julie Cotler Pottinger Published by arrangement with HarperCollins Publishers. All rights reserved Copyright © for the Polish edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2021 Wykorzystanie przekładu za zgodą Wydawnictwa AMBER Sp. z o.o. Mój książę: Drugi epilog przełożyła Katarzyna Krawczyk Redaktor prowadzący Dariusz Wojtczak Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 90 [email protected] www.zysk.com.pl Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

      Danelle Harmon i Sabrinie Jeffries,

      bez pomocy których nigdy nie oddałabym tej książki na czas.

      Marcie z „Romance Journal” za cenne sugestie.

      A także Paulowi, choć jego sposób tańca

      to w bezruchu trwanie, gdy za rękę mnie trzyma,

      chwali me pląsanie.

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Od Autorki

      Część honorariów autorskich ze sprzedaży tej książki została przekazana National Multiple Sclerosis Society.

      Do dzieła, Elizabeth!

      Prolog

      Narodziny Simona Arthura Henry’ego Fitzranulpha Basseta, lorda Clyvedon, spotkały się z nad wyraz gorącym przyjęciem. Godzinami biły dzwony na kościelnych wieżach. W wielkim zamku, który nowo narodzony będzie nazywał kiedyś swoim domem, szampan lał się strumieniem, a całe Clyvedon przerwało pracę, by uczestniczyć w biesiadzie wyprawionej przez ojca małego lorda.

      – To nie jest zwykłe dziecko – rzekł piekarz do kowala.

      Tak było w istocie. Bo przecież wszyscy wiedzieli, że Simon Arthur Henry Fitzranulph Basset nie spędzi całego życia jako lord Clyvedon. Był to jedynie tytuł grzecznościowy. Simon Arthur Henry Fitzranulph Basset – który nosił więcej imion niż to potrzebne jakiemukolwiek dziecku – był dziedzicem jednego z najstarszych i najbogatszych księstw w Anglii. Jego ojciec zaś, dziewiąty książę Hastings, czekał na tę chwilę od wielu, wielu lat.

      Stojąc przed drzwiami pokoju, w którym leżała w połogu jego żona, i kołysząc na rękach płaczące dziecko, czuł, że serce przepełnia mu duma. Już kilka lat temu skończył czterdziesty rok życia i wciąż tylko patrzył, jak wszyscy jego bliscy przyjaciele – książęta i hrabiowie – płodzą następców. Niektórzy musieli pogodzić się z przyjściem na świat niejednej córki, zanim doczekali się wreszcie bezcennego syna, jednakże zyskiwali w końcu pewność, że zachowają ciągłość rodu, a ich krew zostanie przekazana następnemu pokoleniu angielskiej elity.

      Niestety, nie książę Hastings. Wprawdzie jego żona w ciągu piętnastu lat małżeństwa zdołała pięciokrotnie zajść w ciążę, lecz tylko dwa razy donosiła ją do końca, a dzieci przyszły na świat martwe. Po piątej ciąży, która zakończyła się poronieniem już w szóstym miesiącu, chirurdzy i konsyliarze kategorycznie zabronili Ich Wysokościom podejmowania nowych prób spłodzenia potomka. Życie samej księżnej zawisło na włosku. Była zbyt słabego zdrowia, zbyt wątła i – delikatnie powiedziawszy – chyba zanadto dojrzała. Książę po prostu musiał pogodzić się z faktem, że księstwo nie pozostanie w rękach rodu Bassetów.

      Lecz księżna, niech Bóg ma ją w swej opiece, znała swoją rolę w życiu i po sześciomiesięcznej rekonwalescencji otworzyła drzwi łączące małżeńskie sypialnie, a książę podjął na nowo starania o syna.

      Pięć miesięcy później księżna poinformowała księcia, że jest brzemienna. Gwałtowne uniesienie księcia zostało poskromione przez kategoryczne postanowienie, że nic – absolutnie nic – nie zdoła zaszkodzić tej ciąży. Gdy tylko stwierdzono, że ustały miesięczne krwawienia księżnej, ją samą przykuto do łóżka. Codziennie sprowadzano do niej medyka, a po czterech i pół miesiąca książę wyszukał w Londynie wziętego lekarza i zapłacił mu bajońską sumę, aby ten zrezygnował z dotychczasowej praktyki i na pewien czas przeniósł się do zamku Clyvedon.

      Tym razem książę nie ryzykował. Będzie miał syna i księstwo pozostanie w rękach Bassetów.

      Bóle chwyciły księżną na miesiąc przed terminem, więc natychmiast podłożono jej pod biodra kilka poduszek. Siła ciążenia powinna pomóc utrzymać dziecko w środku, wyjaśnił doktor Stubbs. Książę uznał ten argument za logiczny i gdy tylko medyk wrócił wieczorem do swego pokoju, wcisnął pod małżonkę jeszcze jedną poduszkę. Lędźwie przyszłej matki wygięły się pod kątem dwudziestu dwóch stopni i pozostawały w tej pozycji przez okrągły miesiąc.

      Wreszcie nadeszła chwila prawdy. Domownicy modlili się za księcia, który z całej duszy pragnął dziedzica, a kilka osób nie zapomniało nawet pomodlić się za księżną. Ta zaś chudła i mizerniała nawet wówczas, gdy jej brzuch coraz bardziej zaokrąglał się i uwydatniał. Małżonkowie starali się nie robić sobie zbyt wielkich nadziei – ostatecznie księżna zdążyła już wydać na świat i pochować dwoje dzieci. A nawet jak uda jej się bezpiecznie urodzić, dziecko może okazać się, cóż, dziewczynką.

      Gdy krzyki księżnej stały się głośniejsze i częstsze, książę wpadł jak burza do jej pokoju, ignorując zgodne protesty lekarza, akuszerki i pokojówki. To była krwawa scena, ale książę chciał być koniecznie obecny w chwili ustalania płci dziecka.

      Najpierw pojawiła się główka, a później ramionka. Wszyscy pochylili się nad łóżkiem, by patrzeć na księżną, jak napina się i prze, a potem…

      A potem książę przekonał się, że Bóg jednak istnieje i wciąż uśmiecha się do Bassetów. Dał akuszerce minutę na obmycie malca, po czym wziął go na ręce i pomaszerował do przestronnego holu, aby się nim pochwalić.

      – Mam syna! – zawołał. – Ślicznego chłopczyka!

      Kiedy zaś służba zaczęła wiwatować i płakać z ulgi, książę przyjrzał się maleńkiemu lordowi i oznajmił:

      – Jesteś doskonały. Jesteś Bassetem. Jesteś mój.

      Chciał wynieść syna na dwór, aby udowodnić całemu światu, że wreszcie udało mu się spłodzić zdrowego męskiego potomka, lecz we wczesnym kwietniowym powietrzu czuć było lekki chłód, więc pozwolił akuszerce oddać dziecko matce. Sam dosiadł za to jednego ze swych obsypanych nagrodami rumaków i pogalopował przed siebie, świętując narodziny syna i wykrzykując swoje szczęście wszystkim, którzy chcieliby posłuchać.

      Tymczasem księżna, która od chwili rozwiązania mocno krwawiła, straciła przytomność, a w końcu zgasła.

      Książę rozpaczał nad śmiercią żony. Szczerze rozpaczał. Nie kochał jej, rzecz jasna, tak jak księżna nie kochała jego, byli jednak parą przyjaciół na swój własny, oryginalny sposób. Książę nie oczekiwał od małżeństwa niczego oprócz syna i dziedzica, pod tym zaś względem jego żonę można było stawiać za wzór. Zarządził, by niezależnie od pory roku na jej grobie zawsze leżały świeże kwiaty, oraz kazał przenieść portret nieboszczki z salonu do holu i powiesić go na honorowym miejscu nad schodami.

      A potem zabrał się do wychowywania swego syna.

      W ciągu pierwszego roku oczywiście niewiele mógł zdziałać. Niemowlę było za małe na słuchanie wykładów o zarządzaniu majątkiem ziemskim i poczuciu odpowiedzialności, toteż książę zostawił Simona pod opieką bony i przeniósł się do Londynu. Tu jego życie nie różniło się specjalnie od tego, jakie wiódł wcześniej, zanim dzięki łasce boskiej stał się ojcem, z tym tylko że zmuszał wszystkich