Greg zadrżał, odpisując OK.
Wcale nie był pewien, czy jest OK. To było raczej przerażające, a nie OK.
A potem zaczęło się robić jeszcze dziwniej… jakby samo otrzymywanie SMS-ów od animatronicznego zwierzaka nie było wystarczająco dziwaczne.
Pewnego dnia Greg powiedział mamie przez telefon, że ma ochotę na czekoladę. Odparła to, co zawsze, gdy wspominał o słodyczach: „To niezdrowe. Weź sobie jabłko”. Ale kilka godzin później, gdy wróciła ze sklepu, wyciągnęła z torby czekoladowy batonik.
– A to jak się tu dostało? – zawołała poirytowana, zakładając za ucho kosmyk sięgających do podbródka blond włosów. – Ja tego nie kupowałam.
Sprawdziła na rachunku i okazało się, że batonik był na zamówieniu, które złożyła przez internet.
– To jakiś błąd – stwierdziła. – Będę musiała do nich napisać.
A potem zauważyła, że Greg jej się przygląda.
– Cóż, masz dziś szczęście – westchnęła i rzuciła mu batonik.
Kiedy go złapał, czuł, że na razie go nie przełknie. Był zbyt przejęty. Jeśli miał rację, to Aport właśnie przyniósł mu czekoladę.
Co jeszcze może zrobić ten mechaniczny pies?
I jak?
Greg na upartego mógł przyjąć do wiadomości, że Aport zsynchronizował się z jego telefonem. Ale przecież nie z telefonem jego mamy, bo jak?
SMS-y przychodziły również przez kolejne dni. Czasami Greg na nie odpowiadał, bo tak. A czasami nie. Wszystkie natomiast spisywał w swoim dzienniku. Były to ważne informacje zwrotne dotyczące jego eksperymentu.
Wiele rozmów z Aportem nie miało żadnego sensu. Jak tego dnia, gdy Aport napisał:
NRNG
Czemu miałbym zrobić coś głupiego? – odpisał Greg.
Nie wiem.
Czasami wiadomości były jasne.
Pewnego dnia Greg napisał do Cyryla, że ma problemy z pracą domową z hiszpańskiego i nie umie przetłumaczyć zdania: „Nie wiem, jak zrobić chleb bananowy bez jajek i mąki”. Cyryl nie odpisał, ale za to pojawiła się wiadomość od Aporta.
No sé cómo hacer pan de plátano sin huevos ni harina.
Cyryl odpisał dopiero późnym wieczorem. I podał dokładnie takie samo tłumaczenie jak Aport.
Czy nadeszła pora, by Greg powiedział swoim przyjaciołom o tym, co się działo?
Postanowił jeszcze poczekać.
I wtedy pojawił się pająk.
Pewnej soboty, kilka tygodni przed świętami Bożego Narodzenia, Greg był w domu i jak co tydzień, miał pod opieką Jake’a.
Dare, albo „wujek Dare” dla Grega i Jake’a, w związku z bliską znajomością z panią McNally zaproponował, że zorganizuje „deszczowy piknik” z żółtym kocem piknikowym w uśmiechnięte buźki, kilkoma roślinami w doniczkach, plastikowymi robalami i wiklinowym koszem pełnym przedziwnych kanapek, takich jak te z pumpernikla z sałatką karczochową z żółtym serem i rodzynkami czy z żytniego chleba z kurczakiem i masłem orzechowym. Na szczęście Dare pamiętał, że Greg nie bardzo lubi eksperymentować z jedzeniem, więc przygotował też kilka kanapek z tuńczykiem i sałatą. Urządzili sobie ten piknik w salonie, na wprost wielkiego okna wychodzącego na wydmy i ocean. W ulewie ciężko było je dostrzec: widać było tylko szarość na szarości. Czteroletni Jake był zachwycony piknikiem, ale nie podobał mu się wielki gumowy pająk, który czaił się na brzegu koca. Tak bardzo się nim przejął, że Greg zaproponował przerwę w zabawie. Wziął dwie łopatki i ostentacyjnie złapał nimi pająka, po czym zapakował go do plastikowej torby. To jednak Jake’owi nie wystarczyło.
– Wyrzuć! – zawołał, wskazując grubymi paluszkami drzwi.
Greg założył więc sztormiak i wyszedł na deszcz. Dare i Jake obserwowali z domu, jak wykopuje dziurę w błocie i wrzuca do niej gumowego pająka.
Usatysfakcjonowany tym Jake spokojnie dokończył jedzenie.
– Dobra robota, młody – powiedział Dare.
Greg ucieszył się z pochwały. Od ojca, który zawsze tylko pracował, nie miał co liczyć na jakiekolwiek dobre słowo. Dezaprobata ojca nie była jednak tak dojmująca, gdy w pobliżu znajdował się Dare. Wujek sprawiał, że wszystko wydawało się lepsze.
Na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia Greg i Hadi rozmawiali przez telefon o Trencie.
– Co za dupek – powiedział Greg.
Leżał na łóżku i obserwował swoje rośliny, wysyłając im konkretne myśli, jakby eksperymentował z generatorem zdarzeń losowych. Podobnie jak w eksperymentach Cleve’a Backstera, jego rośliny także zdawały się dobrze reagować na wysyłane przez Grega myśli.
– Nie zwracam na niego specjalnej uwagi – powiedział Hadi. – Ale wiem, że Cyryl strasznie się go boi.
– Tak.
– Trzeba go jakoś przestraszyć – powiedział Hadi. – Pomyślałem o pająkach. Słyszałem, jak ostatnio mówił Zachowi, że boi się pająków.
Greg roześmiał się.
– Naprawdę? Mam jednego gumowego zakopanego w ogródku. Może wykopię go przed przyjściem do ciebie, jak przestanie padać.
– O, to świetna myśl. Ho, ho, ho. To będzie wspaniała niespodzianka w jego świątecznej skarpecie.
Greg czekał kilka godzin, ale deszcz nie ustawał. Wciąż jednostajnie dudniło w dach. Gdyby nie obiecał Hadiemu, że przyjdzie pomóc mu w pakowaniu prezentów, w ogóle nie wychodziłby z domu.
Ale obiecał, więc ubrał się odpowiednio do pogody i wyszedł za próg.
Prawie wrzasnął, gdy spojrzał w dół i ujrzał wielkiego pająka zasłaniającego „Wit” w napisie „Witajcie” na jutowej wycieraczce jego mamy. Odskoczył, wpatrując się w niego, i dopiero wtedy uświadomił sobie, co to jest.
Poczuł, jak serce bije mu mocniej.
To… było… niemożliwe.
A jednak. To był gumowy pająk, którego zakopał, i to nadal w ubłoconej plastikowej torebce.
Nikt oprócz Dare’a i Jake’a nie wiedział, gdzie był ten pająk. Jake i jego rodzina polecieli na święta na Hawaje, a Dare był na nartach z przyjaciółmi.
– Szkoda, że nie ma cię tu z nami na święta, jest tyle śniegu – powiedział mu poprzedniego wieczoru przez telefon Dare.
Greg nachylił się, złapał torebkę za róg, jakby to ona była zabójczym pajęczakiem, i przyjrzał się jej uważnie.
Czy na brzegu widać było ślady zębów?
Upuścił torebkę.
Jego telefon zabzyczał. Chłopak odetchnął głęboko i sięgnął po komórkę.
Wesolych świat!
I wzajemnie, Aport – odpisał Greg, udając, że nie trzęsą mu się palce.
Nie czekał na odpowiedź. Pohamował chęć, by wyrzucić komórkę w krzaki, i schował ją do kieszeni. Nadszedł ten moment. Musiał pogadać z przyjaciółmi.
Dzień po świętach chłopcy zebrali się w pokoju Grega. Greg opierał o pikowany granatowy zagłówek łóżka,