Wsadził łom pod pachę i sięgnął do klamki.
Hadi stanął u jego boku.
– Stary, nie mogę pozwolić na to, żebyś poszedł tam sam – powiedział, wyciągając z plecaka kij i mocno go łapiąc.
Cyryl zakradł się obok.
– Nie zostanę tu bez was!
– Dzięki – powiedział Greg.
Nacisnął klamkę, nabrał głęboko powietrza i pchnął drzwi, po czym szybko znów sięgnął po łom. Trzy snopy światła zaczęły przeczesywać zakurzone ciemności, ukazując stare monitory komputerowe, klawiatury i jakieś panele kontrolne z pokrętłami i tarczami. W pokoju nie było nic więcej.
– Nie widzę nic, co mogło wydać tamten odgłos – powiedział Hadi.
Greg skinął głową.
– Sprawdźmy kolejne pomieszczenie.
– Czekaj. – Hadi podszedł do najbliższej klawiatury i nacisnął kilka przycisków. Poruszył pokrętłami na panelach. Nic się nie wydarzyło. Wzruszył ramionami.
– Musiałem sprawdzić.
Cyryl, zachęcony odwagą kolegi, wszedł głębiej do pokoju i też zaczął naciskać guziki. Nadal nic się nie działo.
Greg wyszedł na korytarz i ruszył do następnych zamkniętych drzwi. Tak jak podejrzewał, przyjaciele podążyli za nim.
Na tych drzwiach napisano: „Ochrona”, a pomieszczenie wyglądało podobnie do poprzedniego. Kolejne stare monitory. Nic nie działało.
Ostatnie drzwi. Te podpisane były jako „Składzik”.
– Ten hałas musiał dobiec stąd – powiedział Greg.
Sięgnął do klamki, ale Cyryl złapał go za ramię.
– Poczekaj!
Greg spojrzał na Cyryla.
– Nie powiedziałeś nam, czemu chciałeś tu przyjść. Co my tu robimy?
– No właśnie, stary – zgodził się z przyjacielem Hadi. – Wciąż mówiłeś, że musisz to zobaczyć. Ale co takiego? Aporta? Co zrobisz, jak go zobaczysz? Przesłuchasz go? Przemówisz mu do rozsądku? To tylko maszyna.
– No właśnie – dodał Cyryl. – A przecież tam go nie zostawiliśmy. – Wskazał drzwi.
Greg nie wiedział, jak ma wyjaśnić kolegom, dlaczego musiał tu przyjść.
– Chcę ustalić, czy był tu ktoś jeszcze i teraz robi nas w konia. A jeśli to Aport, to chcę sprawdzić, jak działa.
Nie zamierzał wyjaśniać, dlaczego musi zajrzeć do tego pokoju. Zanim chłopaki zdążyli znów zaprotestować, otworzył drzwi.
I cofnął się wprost na kolegów. Cyryl krzyknął. Hadi jęknął.
W świetle latarek w chłopców wpatrywały się cztery wielkie animatroniczne stwory. Były z pięć razy takie jak Aport, który miał rozmiary beagle’a.
Greg otrząsnął się jako pierwszy. Poświecił po pokoju. Za każdym razem, gdy światło na coś trafiało, Gregowi aż zapierało dech. W tym pokoju były nie tylko cztery stwory, ale też mnóstwo mechanicznych części i kostiumów.
Dziesiątki niewidzących par oczu lśniły w ciemnościach. W każdym razie Greg miał nadzieję, że są niewidzące.
Jego przyjaciele nie odzywali się od chwili, gdy otworzył drzwi. Nagle pomieszczenie wypełnił odgłos zgrzytliwego buczenia. Chłopcy świecili we wszystkie strony, szukając źródła dźwięku.
Jeden z animatronicznych stworów jakby poruszył nogą, a potem coś małego, ciemnego i kudłatego wyskoczyło spod niego, rzuciło się w stronę chłopców, szczeknęło i wyskoczyło z pomieszczenia. Zanim zdążyli cokolwiek zrobić, zniknęło.
Cyryl wrzasnął i wybiegł z pokoju. Greg i Hadi poszli w jego ślady.
Nie było czasu na myślenie. To, co na nich skoczyło, to był Aport, prawda? To musiał być on.
Chociaż Hadi lub Greg mogli uderzyć Aporta, czy cokolwiek to było, kijem lub łomem, Gregowi nawet przez myśl to nie przeszło. Najwyraźniej Hadiemu też nie. Naszła ich tylko jedna myśl – uciekać!
Gdy pognali korytarzem do wyjścia, Greg starał się nie zwracać uwagi na warkot i stukot pazurów, który dobiegał zza ich pleców. Starał się też nie skupiać na pytaniach o Aporta, które nachalnie cisnęły mu się do głowy… Nie! Nie pora na to. Uciekać. Uciekać. Uciekać. Teraz miał tylko jeden cel.
Wystarczyło kilka sekund, by chłopcy dotarli do drzwi i przecisnęli się na zewnątrz. Cyryl jako pierwszy, a Greg na końcu. Czyżby coś złapało go za piętę, gdy cofał nogę i zatrzaskiwał drzwi?
O tym też nie myślimy.
Przyjaciele bez słowa złapali rowery i w tym momencie usłyszeli za plecami skomlenie. Zamarli, a Greg drżącą dłonią skierował światło latarki na pizzerię. W ich stronę szedł przemoknięty, bezdomny kundel, ale gdy Cyryl krzyknął ze strachu, pies odwrócił się i uciekł między okalające pizzerię jodły.
– To nie Aport. – Greg wypuścił rower.
– Nic mnie to nie obchodzi – odparł Cyryl.
– A mnie tak – stwierdził Greg. – Chcę znaleźć Aporta i ustalić, co on robi. Wracam tam.
– A ja jadę do domu – powiedział Cyryl.
Hadi popatrzył po kolei na swoich przyjaciół. Greg wzruszył ramionami, choć niezbyt pewnie, i ruszył w stronę pizzerii.
– Nie możesz iść tam sam. – Hadi odstawił rower i podążył za Gregiem.
Spojrzał na Cyryla.
– To prawdziwy pies wydał ten odgłos i to pewnie jego ślady widzieliśmy.
Cyryl objął się rękami i westchnął.
– Jeśli umrę, to wrócę z zaświatów i was obu zabiję.
– Dobra – odpowiedział Greg.
Chłopcy ponownie weszli do pizzerii. Idąc korytarzem, trzymali się blisko siebie. Po drodze zamknęli drzwi do składziku. Bez słowa skierowali się do sali jadalnej.
Światła latarek niczym reflektory punktowe omiatały wnętrze, aż wszystkie trzy skupiły się na kontuarze z nagrodami. Chłopcy doszli ledwie do połowy sali i stanęli.
Nie musieli podchodzić bliżej, by zobaczyć to, po co przyszli.
Aporta nie było już na ladzie.
Greg poświecił po podłodze i wszędzie wokół lady. Nigdzie nie było widać psa.
– Może spadł za ladę? – podsunął bez przekonania Hadi.
– Może.
Jako że żaden z jego przyjaciół się nie ruszył, Greg nabrał głęboko powietrza i powłócząc nogami, ruszył do przodu.
– Dajcie znać, gdybyście coś zobaczyli – powiedział kolegom.
– Jesteśmy z tobą – powiedział Hadi.
Greg nie był tego taki pewien, ale musiał wiedzieć, czy Aport tu był. Nie zwracając uwagi na spływającą mu po plecach stróżkę potu, podszedł do kontuaru i zaczął obchodzić go na palcach.
– Stary – zawołał Hadi – nie sądzisz, że gdyby tu był, to już by nas usłyszał?
Greg zadrżał. Racja.