Od tamtej pory Dare powoływał się na magiczny palec szczęścia, gdy chciał coś osiągnąć. Działało praktycznie za każdym razem.
Greg przestał się śmiać na myśl o psie sąsiadów.
– Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to bydlę mnie użarło.
Sąsiedzi z domu obok wprowadzili się rok wcześniej i dwa dni później ich pies, nieduży, ale złośliwy mieszaniec o bardzo ostrych kłach i z jednym okiem, zaatakował Grega i ugryzł go w kostkę. Założono mu na nią aż dziesięć szwów.
– Dobra, to ja się zbieram, a ty zabieraj się do czytania – powiedział Dare. – Ale najpierw upewnijmy się jeszcze, że wszystko dobrze działa.
Kwadrans później Greg leżał na swoim szerokim łóżku i czytał przy świetle zwisającej z sufitu czerwonej lampki nocnej. Dare podpiął generator do skrzynki elektrycznej i wystarczyło kilka przełączników, a w całym domu był prąd.
– Załatwiłem taki system przesyłowy, żebyś mógł bez problemu grać na komputerze – powiedział Dare, po czym przytulił Grega jednym ramieniem, przybił chłopcu dwa żółwiki i wyszedł.
Greg bardzo chciał zabrać się do czytania, ale nim wsunął się pod wielki koc, który zrobił mu na drutach Dare, wykonał swoje wieczorne ćwiczenia jogi. To wujek nauczył ich Grega i chłopak je uwielbiał. Nie dość, że joga wyciszała go przed snem, to jeszcze dzięki niej był w formie. Choć „bycie w formie” niekoniecznie mu wystarczało.
Greg stanął przed lustrem i przyjrzał się swoim wąskim ramionom i szczupłej piersi. Miał co prawda mięśnie na rękach i nogach, ale tułów był zbyt chudy. A twarz…
Telefon Grega zapiszczał.
Chłopak sięgnął po komórkę i przeczytał wiadomość.
Doszedłeś do siebie?
Greg prychnął. Przecież nie przestraszył się tak, żeby musiał do siebie dochodzić.
Po czym?
Odpisał, udając, że nie wie, o co chodzi.
Nie ściemniaj.
Dobra. – odpisał Greg. – Tak. Jest OK. Chyba potrzeba więcej odwagi.
Potrzeba mózgu Briana Rhinehearta. On niczego się nie boi.
Greg roześmiał się. Słusznie. Brian Rhineheart był dawną gwiazdą futbolu.
Odpisał:
I jego nóg. Szybkich, do ucieczki.
LOL I może ramion Steve’a Thorntona?
Dość silnych, żeby przywalić potworom.
Greg znów się roześmiał. Ale Hadi miał niezłą myśl. Jeśli Greg zamierzał zrealizować swój plan, to czemu by nie wybrać tego, co by się sprawdziło?
Dobra – odpisał. – Ale chcę też klatę Dona Warringa.
Greg uśmiechnął się od ucha do ucha na myśl o stworzeniu swojego ciała z części ciał graczy futbolowych. Potrzebował jeszcze dobrej twarzy. Zwłaszcza jeśli chciał, żeby dziewczyny zaczęły na niego zwracać uwagę.
Chcę oczu Rona Fishera – napisał.
OK. Może nos Neala Manninga?
Greg uśmiechnął się i odpisał.
Jasne.
Usta?
Pomyślał chwilę i odpowiedział: Zacha.
CWU
Greg uśmiechnął się. Wyobrażał sobie „cholernie wielki uśmiech” Hadiego.
Włosy?
Lubię swoje – odpisał.
Duże ego?
Greg roześmiał się.
Jasne.
Odpisał: Nara.
Walnął się na łóżko.
Sięgnął po notes i książkę o polu punktu zerowego, w której musiał coś sprawdzić. Nim zabrał się do czytania, rzucił okiem na swoje rośliny. To one były kluczem, prawda? To dzięki nim rozmowa z Hadim przed chwilą nie była tylko głupią zabawą. Cóż, były przynajmniej katalizatorami. To nauka o eksperymentach Cleve’a Backstera sprowadziła go na tę drogę. Ale tego wieczora rośliny nie mogły mu pomóc. Musiał powtórzyć sobie to, co wiedział o generatorach zdarzeń losowych, czyli REG. Zaczął przeglądać książkę. Tak, znalazł. Maszyny i świadomość. Przyczyna i skutek. Odłożył książkę i spojrzał na ostatni wpis w pamiętniku.
Chyba nie pomylił się w interpretacji wyniku, prawda? Nie, raczej nie. Albo był na dobrej drodze, albo nie. A jeśli nie, to wolał nie wiedzieć, na jaką drogę trafił. To, jak go ciągnęło tamto miejsce, nie mogło być przypadkowe.
Deszcz utrzymywał się jeszcze przez kolejny dzień, ale w niedzielną noc ucichł. Znów pojawił się prąd. W poniedziałkowy poranek trzeba było normalnie iść do szkoły.
Greg z trudem przetrzymał pierwsze pół dnia i odetchnął z ulgą, gdy w końcu nadeszła trzynasta dziesięć i mógł iść na zaawansowane teorie naukowe. Były to zajęcia dodatkowe dla uczniów pierwszych klas, którzy w poprzednich dwóch latach zdobyli nagrody w konkursach naukowych. Prowadził je gościnnie pan Jacoby, który uczył też w szkole policealnej Grays Harbor.
Greg jak zawsze był w klasie jako pierwszy. Usiadł z przodu. Tylko Hadi siadał obok niego.
Gdy rozległ się dzwonek na lekcje, pan Jacoby w przedniej części sali praktycznie podskakiwał. Był wysoki i chudy, ale tak pełen energii, że przypominał Gregowi długą sprężynę. Pan Jacoby był bardzo entuzjastycznie nastawiony i nie zniechęcali go znudzeni uczniowie. Greg z kolei uwielbiał nauki ścisłe, nie tylko fizykę, a te zainteresowania sprawiły, że nazywano go pupilkiem nauczyciela.
Prowadząc lekcje, pan Jacoby nigdy nie mógł usiedzieć na miejscu, zupełnie jakby miał robaki. Czasami pisał coś na tablicy, ale częściej po prostu gadał. I to o ciekawych rzeczach. Niewielka klasa z wysokimi stolikami laboratoryjnymi i krzesłami przypominającymi stołki barowe była jednym z ulubionych miejsc Grega w całej szkole. Przepadał za układem okresowym pierwiastków i rozwieszonymi na ścianach plakatami przedstawiającymi gwiazdozbiory. Kochał zapach nawozu, którym podlewano hybrydowe rośliny na tyłach sali. To wszystko kojarzyło mu się z nauką i wiedzą.
Pan Jacoby przeczesał dłonią potargane rude włosy i zaczął:
– W mechanice kwantowej istnieje coś, co nazywamy polem punktu zerowego. Pole to jest naukowym dowodem na to, że nie ma czegoś takiego jak próżnia, jak nicość. Jeśli pozbawicie przestrzeń całej materii i energii, to nadal będzie tam jakaś aktywność w znaczeniu subatomowym. Ta ciągła aktywność to pole energii, które jest zawsze w ruchu. Materia subatomowa, która wchodzi w nieustanne interakcje z inną materią subatomową.
Pan Jacoby podrapał się po piegowatym nosie.
– Wszyscy nadążają?
Greg entuzjastycznie kiwnął głową. Hadi, który siedział obok niego przy trzyosobowym stole, dał mu kuksańca.
– To twój konik.
Greg go zignorował.
Pan Jacoby uśmiechnął się szeroko do Grega i uznał jego skinienie za przytaknięcie całej klasy, co nie było rozsądne, ale Greg nie miał nic przeciwko.
– Dobrze – mówił dalej pan Jacoby. – A więc ta energia nazywana jest polem punktu zerowego, ponieważ mimo temperatury zera absolutnego w polu tym wciąż następują fluktuacje. Zero absolutne to temperatura, w której uzyskuje się najniższą z możliwych energii, kiedy wszystko zostało