– Próbowałem – westchnął Greg. – Nie działa.
– A gdybyś zlecił mu niewykonalne zadanie? – zapytał Cyryl. – Coś, co zajęłoby go już na zawsze?
– Co na przykład?
– Nie wiem, po prostu staram się znaleźć jakieś proste…
– Nie ma prostego rozwiązania – warknął Greg. – Potrzebuję tylko… czasu do namysłu.
Jakby na rozkaz wszyscy trzej zawrócili. Nikt nie proponował, by dalej szukać. Nawet Greg. Żaden z nich się nie odezwał. Po prostu wyszli, wsiedli na rowery i popedałowali w mgłę, która była już tak gęsta, że pizzeria się w niej rozpłynęła. Jechali w milczeniu. Słychać było tylko szum deszczu, odgłos opon na mokrym chodniku i ich oddechy.
Na rogu, gdzie zwykle się zatrzymywali, by się pożegnać, nim rozjadą się do domu, żaden nawet nie zwolnił. Każdy z nich pojechał do siebie. Greg to rozumiał. Żaden z nich nie był jeszcze gotowy, by porozmawiać o tym, co się przed chwilą wydarzyło.
Greg nie zmartwił się, że jego rodzice jeszcze nie wrócili do domu. Wręcz poczuł ulgę, że nie mogli go zobaczyć. Kiedy spojrzał na swoje odbicie w łazienkowym lustrze, był tak blady, że jego rysy prawie ginęły w bieli jego twarzy.
Długi gorący prysznic przywrócił jego skórze kolory i sprawił, że chłopak znów zaczął trzeźwo myśleć. Gdzie jest Aport?
Co prawda Greg zdawał sobie sprawę z tego, że Aport musiał opuścić restaurację, by wykopać pająka i zabić psa sąsiadów, jednak był przekonany, że po wykonaniu zadania mechatroniczne zwierzę wracało do pizzerii. Na myśl, że mogło być gdzieś na zewnątrz, czaić się…
Włosy stanęły Gregowi na karku. Nagle przypomniał sobie o swojej komórce i spojrzał na zielone spodnie od dresu, które leżały zwinięte na podłodze. Telefon został w jednej z kieszeni.
Chłopak wziął głęboki oddech, nachylił się, wyciągnął komórkę i sprawdził, czy ma jakieś nieodebrane wiadomości.
I rzeczywiście. Najnowszy SMS od Aporta brzmiał:
Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
– Cóż, a ja mam nadzieję, że nie – szepnął Greg.
Greg nie odważył się nawet zadać sobie wszystkich tych pytań, które nasuwały się po ostatnich wydarzeniach z Aportem.
Postanowił skupić się na szkole, a konkretniej na hiszpańskim. Musiał zrobić zaległe prace domowe, bo inaczej groził mu brak zaliczenia. W związku z tym w sobotni poranek napisał do Manuela SMS z pytaniem, czy ten mógłby mu pomóc. Manuel nie odpowiedział.
Greg wzruszył ramionami. No trudno, będzie sobie musiał poradzić sam. Otworzył ćwiczenia z hiszpańskiego i sięgnął po ołówek.
Po czym złamał go na pół, gdy uświadomił sobie, co właśnie zrobił.
– O nie! – krzyknął.
Poderwał się na równe nogi. Musiał dotrzeć do…
– Cholera! – Nie wiedział, gdzie miał jechać.
Greg złapał komórkę i zadzwonił do Cyryla.
– Nie wracam tam – w ramach powitania powiedział Cyryl.
– Nie po to dzwonię. Wiesz, gdzie mieszka Manuel?
– Jasne. Jakieś osiemset metrów ode mnie, na tej samej ulicy. To tak się poznaliśmy. – Podał Gregowi adres. – Po co ci…
– Muszę lecieć. Przepraszam. Wyjaśnię później.
Greg wsadził komórkę do kieszeni i wypadł z domu. Złapał rower i ignorując mżawkę, popedałował najszybciej, jak umiał. Prawie padł z przerażenia, gdy dotarł do domu Manuela i zobaczył, że drzwi wejściowe są otwarte na oścież. Czyżby się spóźnił?
Ledwie wysłał SMS do Manuela, uświadomił sobie, że Aport mógł to uznać za rozkaz, by dostarczyć do niego Manuela. A biorąc pod uwagę to, co animatroniczny zwierzak zrobił z psem sąsiadów, Greg bał się, że może ukarać Manuela za to, iż nie pomógł Gregowi. Albo co gorsza, zabić Manuela i przynieść jego ciało do domu Grega. Chłopak nie miał pojęcia, do czego zdolny był ten robot.
Greg porzucił rower na betonowym podjeździe, podbiegł do drzwi i zajrzał do wyłożonego kafelkami korytarza niewielkiego, jednopiętrowego domu. Na widok śladów ubłoconych łap na szarych płytkach oblał go zimny pot.
– Manuel? – krzyknął, stawiając nogę za progiem.
– ¿Que pasa? – rozległo się za Gregiem.
Zaszczekał pies.
Greg obrócił się na pięcie. Manuel stał z żółtym labradorem na skraju ogródka, w którym spomiędzy kępek trawy wyzierały duże połacie ziemi. Pies miał ubłocone łapy, a w zębach trzymał czerwoną piłkę.
Serce Grega, które jeszcze przed chwilą próbowało pobić rekord uderzeń na minutę, trochę zwolniło.
– Cześć, Manuelu.
– Cześć, Greg. – Manuel uśmiechnął się, chociaż widać było, że jest zaskoczony.
Trudno się dziwić. Teraz Greg musiał mu jakoś sensownie wyjaśnić powód swojego przybycia.
– Em… wysłałem ci wiadomość, ale nie odpowiedziałeś. A ponieważ i tak chciałem się przejechać na rowerze, pomyślałem, że może zajrzę… Cyryl powiedział, że mieszkasz na tej samej ulicy, co on. Zastanawiałem się, czy mógłbyś mi pomóc z hiszpańskim.
Manuel rozpogodził się.
– Jasne. Przepraszam, że nie odpisałem. Zostawiłem telefon w domu. Mogę ci teraz pomóc, o ile Oro nam pozwoli.
Stojący obok niego pies zaszczekał.
Greg uśmiechnął się do psa, czując olbrzymią ulgę, że tylko wyobraził sobie niebezpieczeństwo, którego nie było.
– Cześć, Oro. Chcesz, żebym ci rzucił piłkę?
Oro pomachał ogonem, ale ani drgnął.
Manuel roześmiał się.
– On rozumie po hiszpańsku. Powiedz: Tráeme la pelota.
Greg powtórzył komendę.
Oro przyniósł mu piłkę.
Greg roześmiał się.
– Może wcale nie potrzebuję twojej pomocy. Oro mi pomoże.
Manuel też się zaśmiał, a Greg przez następną godzinę bawił się z Oro i szkolił hiszpański, kompletnie zapomniawszy o Aporcie.
Reszta weekendu upłynęła bez niepokojących wydarzeń. A kiedy nadszedł poniedziałek, Greg miał doskonały humor.
Był zachwycony swoim ostatnim osiągnięciem, czyli sprawieniem, by Kimberly została jego partnerką w eksperymencie. Pragnął tego i tak się stało. A ponieważ jego ostatnia myśl skierowana do Aporta chyba go zniechęciła, wyglądało na to, że chłopak wreszcie uczy się stosować pole punktu zerowego. Super!
Pierwsze spotkanie z Kimberly Greg miał po lekcjach w pracowni naukowej. Każdy zespół miał wyznaczoną konkretną godzinę, podczas której mógł korzystać z maszyny REG, wypożyczonej przez pana Jacoby’ego do ich eksperymentu. Greg i Kimberly byli drugim zespołem, który