Krawędź wieczności. Ken Follett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Юмористическая проза
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-260-9
Скачать книгу
węzłów, wpadając na każdą falę z impetem samochodu obalającego płot. Sześciu siedzących w niej mężczyzn przypiętych było pasami; tylko to zapewniało jakie takie bezpieczeństwo w pędzącej łodzi. W niewielkim luku bagażowym mieli karabinki automatyczne M3, pistolety oraz bomby zapalające. Zmierzali na Kubę.

      George nie powinien z nimi być.

      Spoglądał na zalaną księżycowym blaskiem wodę i targały nim mdłości. Czterej pasażerowie łodzi byli kubańskimi uchodźcami mieszkającymi w Miami. George znał jedynie ich imiona. Nienawidzili komunizmu, Castro i każdego, kto się z nimi nie zgadzał. Szóstym był Tim Tedder.

      Zaczęło się, kiedy Tedder wszedł do biura w Departamencie Sprawiedliwości. George skojarzył go z CIA, jednak mężczyzna był oficjalnie na emeryturze i pracował jako konsultant do spraw bezpieczeństwa.

      George był sam w biurze.

      – Mogę w czymś pomóc? – spytał grzecznie.

      – Przyszedłem na naradę w sprawie Mangusty.

      George słyszał o operacji Mangusta, w którą zaangażowany był niebudzący jego zaufania Dennis Wilson, lecz nie znał szczegółów.

      – Proszę wejść – rzekł i wskazał krzesło. Tedder trzymał pod pachą tekturowe pudło. Był o mniej więcej dziesięć lat starszy od George’a, ale wyglądał jak żywcem wzięty z lat czterdziestych: miał na sobie dwurzędowy garnitur, a jego falista czupryna z przedziałkiem błyszczała brylantyną.

      – Dennis niedługo wróci – dodał George.

      – Dziękuję.

      – Jak idzie? To znaczy operacja Mangusta.

      Tedder spojrzał na niego z rezerwą.

      – Powiem na spotkaniu.

      – Nie będzie mnie na nim – odparł George, zerkając na zegarek. Fałszywie sugerował, że jest zaproszony, choć nie był, jednak trawiła go ciekawość. – Mam spotkanie w Białym Domu.

      – A szkoda.

      George przypomniał sobie strzęp informacji.

      – Zgodnie z planem powinniście realizować już fazę drugą, przygotowawczą.

      Twarz Teddera rozpogodziła się. Uznał, że George należy do kręgu wtajemniczonych.

      – Tu jest raport – rzekł, otwierając teczkę.

      George udawał, że wie więcej, niż naprawdę wiedział. Projekt Mangusta zakładał pomoc kubańskim antykomunistom we wznieceniu kontrrewolucji. Zgodnie z harmonogramem obalenie Fidela Castro planowano na październik, tuż przed wyborami uzupełniającymi do Kongresu. Przeszkolone przez CIA grupy infiltracyjne miały zająć się organizacją akcji politycznych i propagandowych skierowanych przeciwko reżimowi na Kubie.

      Tedder podał rozmówcy dwa arkusze papieru. Ten udał, że go zbytnio nie interesują, chociaż w istocie było inaczej.

      – Czy wszystko się odbywa według harmonogramu?

      Przybysz uniknął odpowiedzi na pytanie.

      – Trzeba zwiększyć presję. Pokątne rozprowadzanie ulotek ośmieszających Castro nie przynosi skutków, o które nam chodzi.

      – Jak możemy zwiększyć presję?

      – Wszystko jest tam zapisane – odparł Tedder, wskazując raport.

      George spojrzał na papiery. To, co czytał, przedstawiało się gorzej, niż oczekiwał. CIA postulowała organizowanie sabotażu mostów, rafinerii ropy, elektrowni, cukrowni oraz sieci transportu.

      W tej samej chwili wszedł Dennis Wilson. George zauważył, że nosi się podobnie jak Robert Kennedy: miał rozpięty kołnierzyk koszuli, rozluźniony krawat i podwinięte rękawy, jednak jego przerzedzone włosy nie mogły się równać z bujną strzechą Bobby’ego. Zauważywszy, że Tedder rozmawia z George’em, zdziwił się, a następnie zaniepokoił.

      – Jeżeli wysadzicie rafinerię i ktoś zginie, wtedy w Waszyngtonie każdy spośród tych, którzy wydali na to zgodę, będzie winny zabójstwa – rzekł George do Teddera.

      – Co mu ujawniłeś? – spytał gniewnie Wilson.

      – Myślałem, że ma uprawnienia!

      – Bo mam – odparł George. – Takie same jak Dennis. – Odwrócił się do Wilsona. – Więc dlaczego tak skrzętnie to przede mną ukrywałeś?

      – Bo wiedziałem, że narobisz szumu.

      – I miałeś rację. Nie prowadzimy wojny z Kubą, zabijanie Kubańczyków to mord.

      – Właśnie że prowadzimy wojnę.

      – Czyżby? – zdziwił się George. – W takim razie jeśli Castro przyśle agentów do Waszyngtonu, a oni podłożą bombę i zabiją twoją żonę, to nie będzie przestępstwo?

      – Nie bądź śmieszny.

      – Po pierwsze, byłby to mord, a po drugie, pomyśl, jaki będzie smród, jeśli sprawa wyjdzie na jaw. Skandal na skalę międzynarodową! Wyobraź sobie Chruszczowa w siedzibie ONZ wzywającego naszego prezydenta, by ten zaprzestał finansowania terroryzmu. I jeszcze wyobraź sobie artykuły w „New York Timesie”. Niewykluczone, że Bobby musiałby zrezygnować. A kampania reelekcyjna prezydenta? Czy nikt nie zastanowił się nad konsekwencjami politycznymi tej operacji?

      – Oczywiście, że się zastanawialiśmy. Dlatego sprawa ma klauzulę najwyższej tajności.

      – I jak ona się sprawdza? – George przewrócił kartkę. – Czy mnie oczy nie mylą? Zamierzamy zlikwidować Fidela Castro za pomocą zatrutych cygar?

      – Nie należysz do grupy operacyjnej – oświadczył Wilson. – Więc po prostu o tym zapomnij, dobra?

      – Cholera, ani mi się śni. Idę z tym prosto do Bobby’ego.

      Wilson parsknął śmiechem.

      – Ty palancie, nie rozumiesz? To on tym wszystkim kieruje!

      Informacja zwaliła George’a z nóg.

      Mimo to udał się do Kennedy’ego, a ten rzekł spokojnie:

      – Pojedź do Miami i przyjrzyj się tej operacji. Niech Tedder ci wszystko pokaże. Potem wrócisz i powiesz mi, jakie jest twoje zdanie.

      I tak George trafił do dużego nowego obozu CIA na Florydzie, w którym szkolono kubańskich uchodźców, przygotowując ich do akcji infiltracyjnych. Później Tedder zaproponował: „Może wybierzesz się z nami? Zobaczysz wszystko na własne oczy”.

      To było wyzwanie i Tedder nie spodziewał się, że George je przyjmie. Ten jednak pojął, że odmawiając, osłabi swoją pozycję. W tej chwili miał przewagę, gdyż sprzeciwiał się operacji Mangusta z pobudek moralnych i politycznych. Gdyby odrzucił zaproszenie do udziału w przerzucie, wyszedłby na lękliwego. Poza tym być może nie umiał oprzeć się pokusie dowiedzenia swojej odwagi. „Zgoda – odparł nieroztropnie. – Ty też tam będziesz?”

      Zaskoczył tym Teddera i wnet się zorientował, że ten wolałby wycofać propozycję. Teraz jednak jemu także rzucono wyzwanie. Greg Peshkov nazywał to konkursem sikania wzwyż. Tedder również nie umiał odmówić, lecz po namyśle zastrzegł: „Rzecz jasna nie będziemy mogli powiedzieć Bobby’emu, że z nami byłeś”.

      W taki oto sposób obaj znaleźli się w motorówce. Szkoda, myślał George, że Jack Kennedy tak bardzo gustuje w powieściach szpiegowskich brytyjskiego pisarza Iana Fleminga. Prezydent, jak się zdawało, uważał, że James Bond może ocalić świat nie tylko w thrillerach, ale i w rzeczywistości. Bond otrzymał tak zwaną licencję na zabijanie. Bzdura. Nikt nie ma licencji na to, by zabijać.