„Mój ojciec miał w oczach ten sam blask wielkości”, powiedziała kiedyś.
Cameron uważnie przestudiował Hamleta – tak jak wszystko, by zebrać dobre oceny – i wiedział, że rola Ofelii należy do trudnych. Postać ta miała wzbudzać litość, lecz za sprawą nieprzyzwoitych piosenek mogła łatwo popaść w komizm. Jak zagra ją piętnastolatka? Czy porwie widownię? Cameron nie chciał, by się potknęła (aczkolwiek kołatało w jego głowie niejasne marzenie, że po upokarzającej klęsce aktorki otacza ręką jej delikatne ramiona i niesie pociechę).
Wszedł z rodzicami i młodszą siostrą do auli pełniącej jednocześnie funkcję sali gimnastycznej, dzięki czemu wypełniała ją w równej mierze woń zakurzonych śpiewników kościelnych i przepoconych tenisówek. Zajęli miejsca obok Lloyda Williamsa, deputowanego do parlamentu z ramienia Partii Pracy, jego pochodzącej ze Stanów Zjednoczonych żony Daisy, Ethel Leckwith, babci, oraz Jaspera Murraya, lokatora. Dave, młodszy brat Evie, przebywał gdzie indziej i zajmował się organizowaniem poczęstunku, który miał się odbyć w antrakcie.
W ostatnich miesiącach Cameron kilkakrotnie usłyszał opowieść o tym, jak jego matka i ojciec poznali się w Londynie w czasie wojny: stało się to podczas przyjęcia wydanego przez Daisy. Tata odprowadził mamę do domu. Kiedy o tym opowiadał, w jego oczach zapalał się osobliwy blask, a mama posyłała mu spojrzenie, które mówiło, by zamknął buzię. Cameron i Beep snuli sprośne domysły na temat tego, co porabiali ich rodzice podczas tej przechadzki.
Parę dni później tata wylądował na spadochronie w Normandii, mama zaś myślała, że nigdy więcej go nie zobaczy. Mimo to zerwała zaręczyny z innym mężczyzną.
„Moja matka się wściekła – opowiadała. – Nigdy mi tego nie wybaczyła”.
Cameron już dawno doszedł do wniosku, że szkolne krzesła są tak niewygodne, że nie nadają się nawet na półgodzinne posiedzenie w czasie porannego apelu. Wieczór zapowiadał się na istny czyściec. Doskonale wiedział, że pełna inscenizacja sztuki trwa pięć godzin. Evie zapewniła go, że szkolna wersja będzie skrócona. Cameron chętnie by się dowiedział o ile.
– Jak będzie ubrana Evie podczas sceny obłędu? – zapytał Jaspera.
– Nie wiem, nikomu nie chciała powiedzieć.
Światła zgasły i kurtyna odsłoniła blanki murów Elsynoru.
Widoczne w tle malowidła tworzące scenografię były dziełem Camerona. Miał dobre wyczucie malarskie, które prawdopodobnie odziedziczył po ojcu fotografie. Najbardziej cieszył go księżyc, który udanie maskował reflektor oświetlający wartowników.
Poza tym niewiele było do podziwiania. Każde przedstawienie szkolne, które Cameron dotąd obejrzał, okazało się koszmarne, a to nie będzie stanowiło wyjątku. Siedemnastoletni chłopak grający Hamleta usiłował stworzyć wrażenie zagadkowości, lecz wypadał drętwo. Jednak Evie się wyróżniała.
W pierwszej scenie Ofelia jedynie wysłuchiwała napuszonego ojca i brata odnoszącego się do niej protekcjonalnie. Dopiero pod koniec ostrzegła tego drugiego przed hipokryzją w krótkiej kwestii wygłoszonej ze zjadliwą rozkoszą. Jednak w kolejnej scenie, w której opowiadała ojcu o szaleńczym wtargnięciu Hamleta do jej prywatnej komnaty, rozkwitła. Z początku była roztrzęsiona, a potem uspokoiła się i skupiła. Publiczność niemal wstrzymała oddech, kiedy Ofelia mówiła: „Wydał z siebie ciężkie, żałosne westchnienie”3. A potem, gdy w następnej scenie rozwścieczony Hamlet wydziera się na nią, by wstąpiła do klasztoru, Evie była tak oszołomiona i zraniona, że Cameron zapragnął wbiec na podest i przywalić draniowi. Jeremy Faulkner roztropnie postanowił zakończyć na tym pierwszą część. Publiczność nagrodziła występ ogromnym aplauzem.
Dave kierował bufetem, w którym kilkoro znajomych sprzedawało napoje bezalkoholowe i słodycze. Mieli pełne ręce roboty. Cameron był pod wrażeniem, gdyż nigdy nie widział tak pracowitych uczniów.
– Podałeś im jakieś środki dopingujące? – zapytał, biorąc sobie napój wiśniowy.
– Nie, tylko dwudziestoprocentową marżę od sprzedaży – odparł Dave.
Cameron miał nadzieję, że Evie wyjdzie w przerwie, by porozmawiać z rodziną, lecz rozległ się dzwonek sygnalizujący początek drugiej części, a jej wciąż nie było. Wrócił rozczarowany na miejsce i z niecierpliwością czekał na pojawienie się dziewczyny na scenie.
Hamlet wypadł lepiej, kiedy na oczach wszystkich zaczął nękać Ofelię sprośnymi żartami. Może wykonawca roli czuje się w tym naturalnie, pomyślał zgryźliwie Cameron. Zawstydzenie i zdenerwowanie Ofelii graniczyło z histerią.
Jednak dopiero scena jej szaleństwa rzuciła widownię na kolana.
Weszła na scenę niczym pensjonariuszka psychiatryka w podartej i poplamionej koszuli nocnej z cienkiej bawełny, która sięgała do połowy uda. Wcale nie budziła litości, była napastliwa i drwiąca niczym pijana prostytutka na ulicy. Kiedy wypowiedziała zdanie „Sowa była córką piekarza” – w opinii Camerona nic nieznaczące – zabrzmiało ono niczym zjadliwe szyderstwo.
– Nie mogę uwierzyć, że ma dopiero piętnaście lat – szepnęła matka Camerona do męża.
Przy zdaniu „Mężczyzna młody narobi szkody, gdy mu się tylko pozwoli” Ofelia zrobiła ruch, jakby chciała chwycić króla za jądra. Publiczność przyjęła to nerwowym śmiechem4.
Raptem nastąpiła zmiana. Po jej policzkach spłynęły łzy i głos zniżył się prawie do szeptu. Widzowie zamilkli, gdy Ofelia znów była dzieckiem i mówiła o zmarłym ojcu: „Ale nie mogę powstrzymać się od płaczu, kiedy pomyślę, że go złożyli w tej zimnej ziemi”.
Cameronowi także zachciało się płakać.
Potem przewróciła oczami, zatoczyła się i zagdakała niczym obłąkana stara wiedźma: „Hej, kareta! Zajeżdżać!”. Chwyciła dłońmi za dekolt koszuli i rozdarła ją. Publiczność westchnęła do wtóru słów: „Dobranoc miłym paniom”. Odzienie spadło na podłogę. Nagusieńka aktorka raz jeszcze zawołała „Dobranoc, dobranoc!”, po czym zbiegła ze sceny.
Później sztuka oklapła. Grabarz nie był śmieszny, a pojedynek na szpady wypadł sztucznie i nudno. Cameron myślał wyłącznie o obnażonej Ofelii stojącej na scenie tuż przed audytorium. Włosy na jej wzgórku łonowym miały płomiennobrązowy kolor – oto piękna dziewczyna doprowadzona do szaleństwa. Podejrzewał, że to samo czuł każdy mężczyzna obecny na widowni. Hamlet nie obchodził nikogo.
Kiedy aktorzy wyszli na koniec na scenę, Evie zebrała największe brawa. Jednak dyrektor nie pojawił się, by podziękować i wylewnie pochwalić uczestników, choć działo się tak zawsze po amatorskich inscenizacjach, nawet tych najbardziej beznadziejnych.
Później wszyscy patrzyli na rodzinę Evie. Daisy gawędziła wesoło z pozostałymi rodzicami, robiąc dziarską minę. Lloyd, ubrany w ascetyczny ciemnoszary garnitur i kamizelkę, nic nie powiedział, lecz wyglądał posępnie. Babcia Evie, Ethel Leckwith, uśmiechała się blado: być może miała zastrzeżenia, lecz nie narzekała.
Reakcje członków rodziny Camerona także były mieszane. Matka wydęła usta z dezaprobatą. Ojciec uśmiechał się tolerancyjnie, a Beep tryskała podziwem.
– Twoja siostra jest rewelacyjna – rzekł Cameron do Dave’a.
– Mnie też podoba się twoja –