King uścisnął mu dłoń.
– Kiedyśmy się ostatnio widzieli, uczestniczyłeś w Rajdzie Wolności i jechałeś do Anniston. Jak tam ręka?
– Całkowicie się zagoiła, dziękuję – odparł George. – Rzuciłem zapasy, ale i tak miałem to zrobić. Teraz trenuję drużynę szkolną w Ivy City. – Była to dzielnica Waszyngtonu zamieszkiwana przez Murzynów.
– Dobrze – pochwalił go doktor King. – Trzeba uczyć naszych chłopców wykorzystywać siłę w sporcie, zgodnie z zasadami. Usiądź, proszę. – Skinieniem ręki wskazał gościowi krzesło, a sam usiadł przy biurku. – Powiedz, dlaczego prokurator generalny przysyła cię do mnie.
W głosie Kinga dała się słyszeć nutka urażonej dumy. Może uważał, że Kennedy powinien osobiście się do niego pofatygować. Aktywiści ruchu praw obywatelskich nadali mu przydomek Jaśnie Pan.
George pokrótce opisał kwestię związaną ze Stanleyem Levisonem, pomijając jedynie wniosek o założenie podsłuchu.
– Bobby polecił, bym z całą mocą zachęcił pana do zerwania wszelkich kontaktów z panem Levisonem – zakończył. – Tylko to uchroni pana przed zarzutem o działanie ręka w rękę z komunistami. Oskarżenie takie może wyrządzić niepowetowane szkody ruchowi, w który obaj wierzymy.
– Stanley Levison nie jest komunistą – odrzekł King.
George otworzył usta, by coś powiedzieć.
Doktor King uniósł rękę. Nie znosił, gdy mu przerywano.
– Nigdy nie należał do partii komunistycznej. Komunizm jest ateistyczny, a ja jako wyznawca Pana naszego Jezusa Chrystusa nie mógłbym pozostawać w zażyłych stosunkach z ateistą. Ale… – gospodarz oparł się o blat biurka – to nie jest cała prawda.
Zamilkł na dłuższą chwilę, lecz George wiedział, że ma się nie odzywać.
– Wyjawię ci całą prawdę o Stanleyu Levisonie – podjął King i George’owi przyszło na myśl, że usłyszy kazanie. – Stanley jest dobry w zarabianiu pieniędzy. To wprawia go w zakłopotanie. Ma poczucie, że powinien spędzić życie, niosąc pomoc innym. Więc kiedy był młody, uległ… uwiedzeniu. Tak, to właściwe słowo. Uwiodły go ideały komunizmu. Nigdy nie wstąpił do partii, lecz wykorzystywał swoje nadzwyczajne zdolności do tego, by na różne sposoby wspomagać Amerykańską Partię Komunistyczną. Gdy tylko zorientował się, że to błąd, zerwał kontakty i zaczął popierać sprawę wolności i równości dla Murzynów. I tak został moim przyjacielem.
George poczekał, aż stało się jasne, że gospodarz skończył.
– Bardzo mi przykro, pastorze. Jeśli Levison udzielał porad finansowych partii komunistycznej, jest na zawsze splamiony.
– Ale on się zmienił.
– Ja panu wierzę, lecz inni nie uwierzą. Podtrzymując związki z Levisonem, będzie pan dostarczał amunicji naszym wrogom.
– Niech więc tak będzie – odparł doktor King.
George aż zaniemówił ze zdumienia.
– Jak to…?
– Zasad moralnych należy przestrzegać, kiedy nie jest to dla nas wygodne. Bo w przeciwnym razie do czego byłyby nam potrzebne?
– Ale jeśli zważy pan…
– Nie należy ważyć – wpadł mu w słowo King. – Stanley popełnił błąd, wspierając komunistów. Żałował tego i odkupuje swoją winę. Jestem kaznodzieją w służbie Pana. Muszę przebaczyć tak jak Jezus i przyjąć Stanleya z otwartymi ramionami. Radość w niebiesiech czeka na nas za jednego grzesznika, który odkupił swoje grzechy, a nie za dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych. Zbyt często sam potrzebuję łaski Bożej, by móc odmówić litości drugiemu.
– Jednak cena…
– Jestem chrześcijańskim pastorem, George. Doktryna przebaczenia sięga w głąb mojej duszy, głębiej niż pragnienie wolności i sprawiedliwości. Nie mogę się od niej odwrócić za żadną cenę.
George uświadomił sobie, że jego misja jest skazana na porażkę. Nie było szans, by przekonać doktora Kinga.
– Dziękuję, że zechciał pan poświęcić mi czas i przedstawić swój punkt widzenia – rzekł, wstając. – Dziękuję w imieniu swoim i prokuratora generalnego.
– Niech Bóg cię błogosławi – zakończył King.
George i Verena wyszli z gabinetu i z budynku, po czym bez słowa wsiedli do samochodu.
– Podrzucę cię do hotelu – oznajmiła.
Skinął głową. Myślał o słowach wypowiedzianych przez Kinga. Nie miał ochoty na spacer.
W milczeniu dojechali na miejsce.
– No i co? – zapytała dziewczyna.
– Doktor King mnie zawstydził – wyznał George.
*
– Tak właśnie postępują kaznodzieje – stwierdziła matka. – Na tym polega ich rola. To ci dobrze zrobi. – Nalała mu mleka do szklanki i podała kawałek ciasta. Nie chciał ani pić, ani jeść.
Opowiedział jej wszystko, siedząc z nią w kuchni.
– Ależ on ma siłę. Kiedy zrozumiał, co jest słuszne, zamierzał zgodnie z tym postąpić bez względu na okoliczności.
– Nie wynoś go pod niebiosa – przestrzegła Jacky. – Nikt nie jest aniołem, a już zwłaszcza chłop. – Było późne popołudnie, a ona wciąż miała na sobie roboczy strój składający się z prostej czarnej sukienki i butów na płaskiej podeszwie.
– Wiem, ale byłem tam, usiłowałem go namówić, by z cynicznych, politycznych pobudek zerwał z lojalnym przyjacielem. Tymczasem on po prostu powiedział mi, co jest słuszne, a co nie.
– A jak się miewa Verena?
– Szkoda, że jej nie widziałaś w płaszczu z czarnym futrzanym kołnierzem.
– Zabrałeś ją gdzieś?
– Zjedliśmy kolację. – George nie pocałował jej na dobranoc.
– Lubię tę Marię Summers – oznajmiła ni stąd, ni zowąd Jacky.
George się zdziwił.
– Skąd ją znasz?
– Należy do klubu. – Jacky była opiekunką kolorowych pracownic w Uniwersyteckim Klubie Kobiecym. – Mamy niewielu czarnych członków, więc oczywiście ze sobą rozmawiamy. Wspomniała, że pracuje w Białym Domu, a ja powiedziałam jej o tobie i zorientowałyśmy się, że się znacie. Ma miłą rodzinę.
– Skąd możesz to wiedzieć? – zapytał rozbawiony George.
– Zaprosiła rodziców na lunch. Jej ojciec to znany chicagowski prawnik, przyjaźni się z Daleyem. – Burmistrz Daley był wielkim zwolennikiem Kennedy’ego.
– Wiesz o niej więcej niż ja!
– Faceci gadają, a kobiety słuchają.
– Ja też lubię Marię.
– To dobrze. – Jacky ściągnęła brwi, przypominając sobie,